Niepozorna.

490 32 370
                                    

Zimno jest, kurwa.

Ostatni raz to dla niego robię.

Normalnie siedziałabym teraz sobie na dupie przed telewizorem, opcjonalnie z nosem w papierach, ale o wiele lepsze to, niż stanie na zimnie.  

Kręciłam się właśnie w okolicy klubów w biedniejszej części miasta i zataczałam co chwila koło w promieniu kilkudziesięciu metrów od wiszących na linie trampek, czekając na potencjalnego klienta.

Ben nie mógł dzisiaj dilować, a jutro ma przekazanie hajsu i bardzo miałby przejebane, gdybym go nie wyręczyła. Co prawda zostało mi jeszcze trochę towaru, ale w kieszeni miałam już gruby hajs.

Nie byłam dilerem na pełny etat, bo nigdy nie kręciło mnie wciskanie ludziom tego gówna. Po drugie ta robota jest najgorsza. Nie jakoś świetnie płatna, a możesz podpaść każdej ze stron i policja stosunkowo łatwo może cię zwinąć. Bez sensu.

Na codzień zajmowałam się ciekawszymi rzeczami niż narkotyki, również związanymi ze światem przestępczym. A Ben był moim starym kumplem i cóż, raz pomógł mi wydostać się z ogromnych kłopotów i teraz wisiałam mu przysługę. Tak bywa, trzeba się wywiązać.

Pocierałam ręce z zimna, opierając się o jedną z brudnych ścian budynku. Kątem oka zauważyłam jakiegoś nastolatka, który z zaciekawieniem wpatrywał się w wiszące buty, a potem rozglądał się jak pojebany, szukając, prawdopodobnie, mnie.

Ruszyłam w jego kierunku, schowana w cieniu budynków i gdy już byłam na tyle blisko, aby upewnić się, że chłopak nie jest gliną, ani nie ma żadnego wsparcia, dałam się zauważyć.

- Czego potrzebujesz? - Mój głos wydobył się konspiracyjnie spod czarnego kaptura.

- Ja... Chciałbym coś na imprezę, lekkie rozluźnienie i nie za duży odjazd - powiedział cicho.

- Mam Molly w słabej wersji, małe stężenie, nie powinno dawać aż takiego kopa. Ile chcesz? - mruknęłam.

- Dwie porcje. Co to Molly? - szepnął.

- Metylenodioksymetamfetamina. W tabletkach, dajesz pod język - wyjaśniłam, bo gość nie wyglądał na takiego, który się na tym zna.

- Ile płacę?

- Stówę - mruknęłam i chłopak wyciągnął odpowiedni banknot. Szybko zeskanowałam otoczenie i wyjęłam małą folijkę z kieszeni z dwoma tabletkami wielkości ziarna grochu, podając gościowi niezauważenie. - A teraz spierdalaj - rzuciłam i oddaliłam się w cień.

Przez kolejne dwadzieścia minut nic się nie działo i w końcu pod trampkami znalazło się dwóch napakowanych gości, którzy przystanęli i po prostu czekali. Podeszłam do nich od tyłu. Wyglądali niebezpiecznie, ale nie robili na mnie jakiegoś ogromnego wrażenia.

- Co bierzecie? - spytałam stając za nimi, więc szybko się obrócili.

- Kim jesteś? - rzucił zdezorientowany mężczyzna, zwalając mi kaptur z głowy, zanim zdążyłam zareagować. - Laska? Co tu się do chuja dzieje, to nasz rewir - warknął groźnie.

- Ciszej, zaraz wyjaśnię - rzuciłam stanowczo i przesunęłam się trochę w cień, co również uczynili. - Szukacie Bena?

- Co z nim, kurwa, zrobiłaś? - spytał drugi z facetów, wyciągając z kieszeni nóż.

- Whoa, spokojnie - rzuciłam, bo zaczynało sie robić niebezpiecznie. - Zastępuje go dziś wyjątkowo - wytłumaczyłam, ale raczej mi nie uwierzyli, bo zostałam przygnieciona do ściany z nożem na gardle.

Covered In BloodTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang