Zanim zasnęła, wyświetliła na telefonie Jego jedyne zdjęcie, którego nie skasowała. Stał oparty o płot, szczerząc zęby z radością. To było wtedy, kiedy powiedziała mu historię o jej tajemniczych upadkach z drzewa. Wszystko było takie niewinne. A przynajmniej mi się tak wydawało. Westchnęła i odłożyła telefon na bok. Nie ma co roztrząsać historii, które dawno się zakończyły i nie będą miały żadnej kontynuacji.
•••
Kolejne dni w szkole minęły spokojnie i bez większych zmian. Betty powoli przyzwyczajała się do nowego miejsca i znajomych. Pokochała Veronicę i całą paczkę jej przyjaciół. Załapała świetny kontakt z Cheryl i Kevinem, chodziła z nimi po lekcjach do Pop's i prowadziła ze wszystkimi gorączkowe dyskusje.
Po paru dniach idylla miała się jednak skończyć.
-Hej! Wiecie co? Rozmawiałam z naszym Jugiem i wraca jutro! - Wykrzyknęła zadowolona Veronica, siadając przy ich wspólnym stoliku.
-Świetnie. Było już bardzo nudno bez tego jego sarkazmu i ironii wylewającego się z każdego skrawka ciała naszego czarnowłosego bohatera w czapce. - Powiedział Kevin, wybuchając śmiechem, a Betty znów przed oczami przeleciał obraz Jugheada.
-No cóż. Czekam niecierpliwie, żeby go poznać. - Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, odrzucając od siebie złe przeczucie.
-Pokochasz go. W ogóle... Według mnie perfekcyjnie byście do siebie pasowali.
-Nie zeswatasz mnie z nikim, V. - Powiedziała blondynka, celując w przyjaciółkę widelcem z nabitą sałatą.
-Nie? Oh, coś czuję, że dwa kamienne głazy spojrzą sobie w oczy i instant się zakochają. - Wykrzyknęła zadowolona Veronica, wyrzucając do góry ręce, a Betty tylko ciężko westchnęła i skończyła jeść sałatkę.
•••
-Nie widziałaś go jeszcze? - Zapytała Veronica następnego dnia, kiedy szły do ich stolika podczas przerwy na lunch.
-Nie rzucił mi się w oczy. - Betty wzruszyła ramionami i lekko się uśmiechnęła, zauważając z daleka nową postać obok Archiego. Jednak z każdym krokiem jej entuzjazm parował, zastępując miejsca panice i przerażeniu. To nie może być on. To nie może... To jakiś jebany żart. Nie wierzę. Nie, nie, po prostu nie... Ta czapka. Sprana flanelowa koszula wokół bioder. Kurtka-pilotka. To On.
Zatrzymała się parę metrów od stolika, niezdolna zrobić ani jednego kroku więcej.
-B? Hej, B? Coś się stało? - Veronica zamachała jej ręką przed oczami, ale na dźwięk jej głosu chłopak przy stoliku się do nich odwrócił.
-V?... - Zobaczyła jego rozszerzone źrenice, kiedy tylko ją zauważył. Wciągnął gwałtownie powietrze, a w oczach pojawiła się najprawdziwsza panika.
Osłupiał, wpatrując się w dziewczynę, której miał nadzieję już nigdy nie ujrzeć. Jej blond loki pozostały takie same, szmaragdowe oczy również nie uległy zmianie. Przypomniał sobie, jak kiedyś na jej ustach widniał przeuroczy, nieśmiały uśmiech, w którym się zakochał... Zakochał się w niej całej. W bogini i koszmarze sennym. Który powrócił do niego wbrew jego woli.
-Co... Co ty tu robisz? - Wychrypiał po dobrej minucie ciszy. Ich przyjaciele nic nie mówili, będąc w podobnym szoku, co oni.
-To samo pytanie mogłabym zadać tobie. - Odpyskowala natychmiast, nie spuszczając oczu z jego ust.
-Mieszkam tu. Od roku. A ty? Za życiowy cel obrałaś sobie torturowanie mnie swoją osobą do końca życia? - Warknął, przestając nad sobą panować.
-Oooh, panie NIEWINNY. - Wysyczała dziewczyna, zupełnie otrząsając się z szoku wywołanego jego widokiem. - Twoi przyjaciele wiedzą, co kiedyś robiłeś? Co zrobiłeś MI? Wyspowiadałeś się ze wszystkiego, czy jak zwykle okazałeś się tchórzem i zamiotłeś wszystko pod dywan?!
-Ty... - Zapowietrzył się chłopak. Kiedy już otwierał usta, żeby kontynuować kłótnię, usłyszał donośny krzyk.
-CO TU SIĘ DO KURWY WYRABIA?! - Wrzasnęła dziko Veronica, przeskakując wzrokiem od jednego, do drugiego.
-To się wyrabia, że ten twój przyjaciel, którego podobno miałam polubić od pierwszego wejrzenia, to jebany Jughead Jones! Mój jebany chłopak! Były! - Dodałam szybko, zauważając błysk w oczach czarnowłosego.
-Oh, nie mów, że nie wiedziałaś, że to ja. - Wywarczał. - Jestem pewien, że wszystko to sobie zaplanowałaś. Nie wiem czemu, ale chcę ci tylko powiedzieć, że to nie fair. Nie dość się zemściłaś w szkole, robiąc ze mnie ogólnoklasowe pośmiewisko?! Nie, nie, nie. Ja mam dość. Odpadam. Idę stąd. - Chłopak wstał i przeszedł blisko Betty, tak blisko, że mimowolnie zaciągnęła się jego zapachem. O. Mój. Boże. Cały czas używa tych perfum ode mnie.
-Oczywiście! Ucieknij od swoich problemów! Zawsze tak robisz! Zawsze tylko uciekasz! Jesteś tchórzem, Jones! Tchórzem! Ot, co! - Krzyknęła i zobaczyła, że chłopak odwraca się i podchodzi do niej z wściekłością.
-To nie ja uciekam. To nie ja odmawiałem rozmowy. To nie ja. Ale jeśli chcesz zobaczyć taką osobę, mogę ci przynieść lustro, Cooper. - Wyszeptał z wściekłością, stając bardzo blisko niej. Za blisko. Dziewczyna czuła jego ciepły oddech na swoich włosach, co bardzo ją rozpraszało.
-Nienawidzę cię, Jones. - Wysyczała, czując, jak pod powiekami kumulują jej się łzy.
-Z wzajemnością, Cooper. - Powiedział już spokojnie i odszedł w tylko sobie znanym kierunku, nie zważając na wołania przyjaciół. Betty za to została na miejscu, ponieważ dopiero teraz dotarła do niej w pełni cała abstrakcja tej sytuacji. Po chwili odwróciła się i klapnęła na ławkę obok, chowając twarz w dłoniach.
•••
-Powiesz nam w końcu, o co do chuja tu chodzi? - Zapytała się po pięciu minutach Toni.
-Jughead Jones, to chłopak, z którym spotykałam się rok temu w Toledo. - Wyjaśniła Betty martwym głosem.
-Ale... Ale... Jak to? - Spytał się głupio Archie. Reszta milczała, wstrząśnięta.
-Sprowadził się tu rok temu, prawda? - Gorzko rzuciła dziewczyna. - Z... Toledo?
-O mój Boże, czemu my tego od razu nie odgadliśmy? Nie połączyłam faktu, że mieszkaliście w tym samym miejscu...
-Spokojnie, Ronnie. To nie twoja wina. I tak bym się z nim skonfrontowała wcześniej czy później.
-Ale... Co on zrobił? Co zrobiliście sobie nawzajem, że tak bardzo się nienawidzicie?
-To długa historia. - Zawahała się Betty.
-Mamy czas.
-W wielkim skrócie: Jug założył się z pewnym typem, że mnie w sobie rozkocha. Co mu się perfekcyjnie udało. Dodatkowo, od razu po naszym... Pierwszym... Razie... Doszło do konfrontacji. O wszystkim się dowiedziałam. Oczywiście byłam... - Czy wściekła to odpowiednie słowo? Byłam załamana, rozbita, zrozpaczona, wkurwiona... - Wkurwiona. Jughead próbował się tłumaczyć, coś wyjaśniać, ale ja nie byłam taka głupia. Pozwolił się w sobie zakochać, przespał się ze mną... Był moim pierwszym. Pierwszym, którego tak bardzo kochałam. Pierwszym, któremu zaufałam bezgranicznie, oddając mu całą siebie. A potem złamał mi serce i wdeptał je w ziemię. Zbudował naszą relację na kłamstwie. Na podłym, świńskim, chamskim zakładzie. I za to go znienawidziłam. - Powiedziała mocnym głosem. - Za to właśnie nienawidzę Jugheada Jonesa.
YOU ARE READING
Unforgivable//Bughead
FanfictionBetty przybywa do tego samego miasta, w którym mieszka chłopak, odpowiedzialny za złamanie jej serca. Nie spodziewa się, że oprócz nienawiści może znów poczuć do niego coś więcej. ~ -Nienawidzę cię, Cooper. -Z wzajemnością, Jones. -I nienawidzę też...
