11

496 24 55
                                    

Otworzyłam delikatnie oczy. Obraz był całkowicie rozmazany a muzykę oraz rozmowy słyszałam jak za taflą wody. Jedyne co czułam to ciepło oraz przyjemny zapach mydła. Chciałam się dowiedzieć co się dzieje ale nie miałam siły mówić. Wiedziałam, że z moich słów wychodziłby tylko niezrozumiały bełkot. Miałam wrażenie, że jestem pijana choć nie pamiętałam, żebym piła. Po chwili poczułam pod sobą delikatny materiał pościeli. Wszystko ucichło a ja mogłam nareszcie lekko wyostrzyć wzrok. Ashton pochylał się nade mną odgarniając moje włosy z twarzy. Przyglądał mi się zmartwiony i wyglądał...wyglądał pięknie.

- Co się stało? - Mój głos był słaby i zachrypnięty.

- Csii, śpij. Pogadamy jutro. - Spojrzał na mnie by po chwili przykryć moje ciało kocem. Nic nie rozumiałam, ale jego słowa podziałały na mnie natychmiastowo. Oczy zamykały mi się samoistnie. Kiwnęłam tylko delikatnie głową po czym chłopak zaczął kierować się do wyjścia.

- Ashh, zostań ze mną. - Nie otwierałam oczu, ponieważ już w połowie byłam w objęciach Morfeusza. Dopiero po dłuższej chwili poczułam jak materac obok mnie się ugina. Bez chwili namysłu przytuliłam się do Irwina. Z niewiadomych przyczyn potrzebowałam bliskości. W tym momencie czułam się jak mała, zagubiona dziewczynka. Zacisnęłam lekko pięść na jego koszulce wtulając policzek w jego klatkę piersiową. - Ładnie pachniesz. - Wymamrotałam nieświadoma. Poczułam jak rozluźnił mięśnie obejmując mnie ramieniem.


Obudziłam się o 13 z tępym bólem głowy. Leżałam we wczorajszych ciuchach a moje łóżko wyglądało jak po przejściu tornado. Z trudem wygrzebałam się z koca idąc prosto pod prysznic. Kąpiel od zawsze była moim wybawieniem na mocny ból głowy. Oraz zresztą na wszelki ból psychiczny. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Mokre, ciemne włosy opadały na plecy tworząc wyraźny kontrast z bladą twarzą. Powyżej prawej brwi miałam sporą ranę, która powoli się goiła. Pierwsze co pomyślałam to to, że idealnie komponowałabym się z imprezą halloweenową. Ból głowy nie przechodził, dlatego szybko ubrałam szare dresy i spraną, białą koszulkę by zejść na dół wziąć tabletkę.

Josefine siedziała jak zwykle w fotelu z laptopem na kolanach pijąc kawę. Cały wolny czas poświęcała pisząc artykuły do popularnej gazety o modzie. Byłam z niej niesamowicie dumna, że udało jej się złapać taką szansę, mimo, że spędzałyśmy przez to ze sobą coraz mniej czasu. Była naprawdę świetna w tym co robi. Gdy mnie zobaczyła odłożyła wszystko na stolik przytulając mnie mocno i patrząc zatroskana.

- Jeju, już myślałam, że nie wstaniesz! Miałam właśnie dzwonić po chłopaków, że trzeba kogoś wezwać. Nie strasz mnie tak więcej! Jak się czujesz? - Mówiła tak szybko, że musiałam dokładnie się wsłuchiwać by wyłapać choćby co drugie słowo.

- Głowa mnie strasznie boli, a co się stało? I pytanie zasadnicze - skąd to mam? - Wskazałam palcem na moją twarz.

- Matko, nic nie pamiętasz? - Zaprzeczyłam niepewnie głową, bo tak naprawdę nie wiedziałam, czego mam nie pamiętać. Miałam przebłyski, ale przez ból nie potrafiłam wytężyć myśli. - Wczoraj na imprezie jakieś dwie laski się kłóciły...no i zaczęły się bić. A ty niefortunnie stałaś obok. No...no i dostałaś łokciem w tył głowy. To by było nic, ale upadłaś na podłogę i straciłaś przytomność. No, no i stąd ta rana. - Wybuchłam śmiechem, ponieważ tylko ja w życiu mam takie szczęście. - No idiotka. - Jose popatrzyła na mnie litościwie próbując powstrzymać śmiech. Pocałowałam ją w czoło kierując się do kuchni.

infinity | ashton irwinDonde viven las historias. Descúbrelo ahora