goodbye

537 63 5
                                    


jisung stał przed wielkim lotniskiem, trzymając w obu dłoniach rączki, od dwóch dużych, czarnych walizek. na jego plecach wisiał mały, również czarny plecak, na – również – czarnym materiale jego ulubionego tshirtu.

czarny pasował do jisunga.

inni uważali ten kolor za smutny, demoniczny, przygnębiający... żałobny.
według jisunga, czarny był jednak, po prostu pusty.

czarny pasował do jisunga.

po chwili nostalgii, w końcu wykonał pierwsze kroki w stronę ogromnego budynku. odetchnął głęboko i uśmiechnął się do siebie smutno.

na lotnisku było tyle osób, według parka mogło by ich tam być nawet milion. wszyscy szybko przemieszczali się na odpowiednie stanowiska, by jak najszybciej znaleźć się na pokładnie samolotu.

przypominało to chłopakowi wszystkie myśli, pojawiające się w jego umyśle na kilka milisekund tylko po to, by bardziej mu w niej mieszać i mącić.

usłyszał w głośnikach, że to jego lotu nie zostało już za wiele czasu, więc otrząsnął się i skierował się na odpowiednie miejsce, do odpowiedniej kolejki.

— jisung! — gdy stanął na końcu, usłyszał głośne wołanie, znajomego głosu, ale nie odwrócił się. był pewny, iż chodziło o kogoś innego.

w korei było wielu jisungów.

— park jisung! — dużo osób, w tym jisung, odwróciło się, słysząc ponowne wołanie.

chłopak zaniemowił.

zobaczył swojego przyjaciela, biegnącego w jego kierunku.

— jisung, stój! nie- nie leć nigdzie — starszy chłopak stanął obok kolejki, próbując zatrzymać swojego dongsaenga. oddychał ciężko i wpatrywał się w wyższego — wiem o wszystkim, jisung — starszy przycisnął pamiętnik do klatki piersiowej sunga.

park jisung ofiarował zhong chenle, jedno z najbardziej przerażliwych i zimnych spojrzeń, w swoim życiu, a ponadto, cały zesztywniał. jego myśli też zesztywniały.

czas się zatrzymał.

chenle wie.

ten z h o n g  c h e n l e, wie o wszystkim.

ten p a r k  j i s u n g, wszystko zepsuł.

happy ✩chensungOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz