Rozdział 4

101 19 13
                                    

Pierwszy raz od kilku dni, budzę się w naprawdę świetnym humorze. Jednak, mimo wszystko trochę się obawiam dzisiejszego spotkania. Zdaję sobie sprawę, że jak to się uda, mój ojciec pierwszy raz, będzie ze mnie naprawdę dumny.

Wstaję z łóżka i wchodzę do mojej wielkiej garderoby. Chwilę zastanawiam się, co ubrać, jednak decyduję się na białą koszulę, czarną, dopasowaną spódnicę i marynarkę w takim samym kolorze. Wykonuję wszystkie poranne czynności, a następnie zajmuję się makijażem. Po około trzydziestu minutach, jestem gotowa. Spryskuję się, moimi ulubionymi perfumami od Chanel i wychodzę z pokoju.

Wchodząc do jadali, moim oczom ukazuję się mój brat, który siedzi przy stole i piję kawę. Szeroko się do niego uśmiecham, a następnie zajmuję swoje miejsce.

- Wcześnie wstałaś - odstawia filiżankę, na spodek i obdarza mnie swoim uroczym spojrzeniem.

Spoglądam na zegarek, ma rację, jest dopiero siódma trzydzieści a ja już jestem gotowa.

- Nie mogłam spać - mówię zgodnie z prawdą.

- Udało ci się, coś załatwić? - spogląda na mnie, ze współczuciem.

- Można powiedzieć że tak, jestem umówiona na dwunastą - upijam łyk kawy.

- To świetnie! - z radości, klaszczę w dłonie, jak małe dziecko, na co zaczynam się śmiać.

- Świetnie będzie, jak to się uda i ty, ani ojciec ah i oczywiście Paul mnie za to nie zabijecie - po tych słowach, zabrałam się za jedzenie naleśników z bitą śmietaną i świeżymi owocami.

- Dlaczego niby mielibyśmy cię zabić?! - posłał mi pytające spojrzenie, a w jego głosie było słychać lekkie przerażenie.

- Dowiesz się później braciszku - przesłałam mu niewidzialnego buziaka.

Godziny dłużyły mi się nie miłosiernie, nie wiedziałam kompletnie co mam ze sobą zrobić, ani czym się zająć, nie potrafiłam usiedzieć w miejscu. Stres ewidentnie mnie dopadł.

Co jeśli się nie zgodzi? Nie, nie! Musi się zgodzić, przecież to też w jego interesie.

Kolejny raz przygotowałam wszystkie potrzebne dokumenty. Spojrzałam na zegarek, wskazywał on godzinę jedenastą. Mam równą godzinę, co ja będę robić przez ten czas?

Nim się obejrzałam była godzina jedenasta trzydzieści, zaczęłam zbierać wszystkie dokumenty i wyszłam z domu.

Droga do restauracji nie zajęła mi więcej niż dwadzieścia minut, przez co byłam przed czasem. Weszłam do środka, a moim oczom ukazało się naprawdę przytulne wnętrze. Wzrokiem szukam Christiana Watson.

W duszy modlę się, aby się zgodził na moją propozycję. Definitywnie to by był, koniec naszych problemów.

Gdy w końcu go znajduję, podchodzę do niego. Wygląda świetnie, biała koszula idealnie podkreśla jego mięśnie, a kilku dniowy zarost dodaje męskości. Jest zupełnym przeciwieństwem Paula i ma w sobie coś co mnie cholernie, do niego przyciąga.

- Witam - podałam mu rękę, stając tuż obok niego.

Gdy tylko mnie zobaczył, od razu wstał i ujął moją dłoń, składając na jej wierzchu pocałunek.

- Miło cię widzieć Fallon - obdarzył mnie swoim uroczym uśmiechem.

- Mi ciebie również - zajęłam miejsce na przeciwko niego, a następnie nerwowo poprawiłam włosy.

- Wyjaśnisz, co to za ważna sprawa? - zapytał, ciągle się we mnie wpatrując.

- Przejdę od razu do konkretów - odpinam marynarkę i zakładam nogę na nogę.

PromisesWhere stories live. Discover now