28 Grudnia 2018
Padał rzęsisty ciężki deszcz.
Jaskrawe krzywe linie przecinały ciemne niebo.
Ludzie na marne wklejali twarze w szyby autobusu, próbując cokolwiek wypatrzeć.
Błędny Rycerz, bo tak zwał się magiczny autobus, pędził przed siebie niczym błyskawice przecinające co pewien czas nieboskłon. Wśród kilku garści pasażerów siedział chłopiec z ciemną roztrzepaną czupryną, która wpadała w zielone oczy skryte za dużymi okrągłymi okularami. Nie wyróżniał się zbytnio z tłumu, a mimo to miał w sobie coś takiego, co przyciągało ludzi lub ich odrzucało. Obserwował każdego z podróżnych jak potencjalne zagrożenie i zdawał się wiedzieć o nich wszystko, nawet jak sami nie pisnęli słówkiem.
Dostrzegł wzrok konduktora, który niemal natychmiast uśmiechnął się nieco krzywo. Wydawał się zdenerwowany z jakiegoś powodu. Wydawało się, że wie kim jest ów chłopiec, a jednak nie potrafił powiedzieć tego na głos, jakby został potraktowany zaklęciem milczenia. Harry znów wbił wzrok w zalaną deszczem szybę, rozważając ile jeszcze potrwa podróż do Londynu. Skrycie marzył, żeby nikt nie zwrócił na niego większej uwagi na peronach, a najlepiej jakby nie rozpoznali kompletnie.
W miejscu, gdzie się wychowywał przez ostatnie sześć lat, było sporo starszych ludzi i niewiele młodszych.
Młodsi zawsze przechodzili tuż obok niego, kompletnie ignorowali.
Starsi zaś zaczepiali, rozmawiali, pytali o bzdury, narzekali na bóle kości, marudzili na pogodę i śmiali się, że lata już nie te, a potem jakby nigdy nic częstowali go cukierkiem.
Nikt z tych osób nie wiedział z jak ważną i znaczącą osobą miał styczność. Traktowali go jak każdego pierwszego lepszego dzieciaka, spotkanego przypadkiem na ulicy czy w sklepie. Mało kto go zaczepiał, bo dawał wrażenie dorosłego, który utknął w ciele dziecka. Odpowiadał raczej skromnie i z dużą rezerwą, nie uśmiechał się i wydawał się niechętny do rozmowy z kimkolwiek w swoim otoczeniu. Harry rzadko wychodził z domu, ale jak już to robił, to przykrywał paskudną bliznę, a czasem i zakładałam na niej dodatkowe zaklęcie i tyle wystarczyło w zupełności. Był niewidzialny dla świata.
Mugole nie wiedzieli kim jest Harry Potter i kompletnie ich to nie obchodziło.
Na Nokturnie każdy patrzył na siebie, nie wtrącali się w nieswoje sprawy.
Niestety inaczej miało być w magicznej części Londynu, bo tam nie było osoby, która nie wiedziała kim jest Harry Potter.
Złoty Chłopiec Jasnej Strony.
Chłopiec, Który Przeżył.
Wybraniec.
Ich ratunek.
Harry zacisnął mocno wargi w cieniutką linię. Oczywiście, że było dużo więcej tytułów, którymi go ogłaszano, ale mimo bycie tak bardzo sławnym, że sam Minister Magii z zazdrości zjadłby swój limonkowy melonik, to Harry nie uważał się za kogoś wyjątkowego. Jedyne, o czym marzył, to mieć święty spokój od świata czarodziejów i ich problemów. Uważał ich wszystkich za tchórzy myślących jedynie o samych sobie. Patrzyli na niego z pożądliwą nadzieją, że ocali świat od złego, że stanie się ich Białym Rycerzem, ale nikt nie pytał jego o zdanie. Uważali, że to jego powinność.
YOU ARE READING
Po prostu Harry
FanfictionHarry znika z domu wujostwa w wieku pięciu lat w tajemniczych okolicznościach. Świat magiczny żyje w słodkiej niewiedzy, a Dumbledore i Zakon poszukują go bez wytchnienia. Dopiero po sześciu latach, gdy chłopak ma trafić do Hogwartu zostaje odnalezi...