Opowieść 1. Nieskazitelna

1 0 0
                                    

Zastanów się, ile razy w życiu okłamywałeś siebie lub innych, że jesteś szczęśliwy. Ile razy uśmiechałeś się, choć czułeś, że nie powinieneś .

Nawet to, że ludzie się uśmiechają, nie musi oznaczać, że są szczęśliwi. Jedni spoglądają odruchowo na zegarek, nawet jeśli akurat nie mają go na nadgarstku; drudzy nerwowo drapią się co chwila po głowie, a trzeci właśnie odziewają się w uśmiech. To nawyk czy tik jak każdy inny. Nie oznaka radości.

A ja każdego dnia stojąc tępo przy ladzie hotelowej recepcji, uśmiechałem się bez końca. Szczerzyłem zęby do każdej napotykanej gęby, wmawiając im, że praca sprawia mi satysfakcję. Bo za takie kłamstwo mi płacono. Za codziennie łganie ludziom w żywe oczy, że praca w tym hotelu jest cudowna, więc tym bardziej pobyt tutaj będzie dla nich spełnieniem marzeń i szczytem tego, czego ich dzika wyobraźnia mogła zapragnąć.

Ale miałem dwadzieścia dziewięć lat. To wciąż szczeniactwo. Człowiek w tym wieku jest dorosły, ale nie dojrzały. Pozwala światu zrobić ze sobą wszystko, co ten tylko zechce. Więc i ja się mu oddałem.

Tak więc skończywszy monotonne studia z hotelarstwa, czekając na obiecaną posadę managera hotelu, stałem bezmyślnie w recepcji. I uśmiechałem się bezmyślnie.

Aż któregoś dnia zjawiła się ona. I wtedy mój uśmiech przestał być bezmyślny, a stał się najprawdziwszym uśmiechem na ziemi.

Weszła przez wielkie szklane drzwi, które otwierają się automatycznie, lecz kiedy wtedy się uchyliły, zdawały się dawać drogę jej majestatowi.

Miała długie, proste blond włosy, które ciągnęły się wzdłuż jej pleców jak struny harfy i mieniły się wszystkimi odcieniami złota niczym dojrzałe kłosy zboża. I miała także delikatną, szklaną i porcelanową cerę, a oczy jasne, ale zdradliwe jak fale oceanu, więc może właśnie dlatego były w takim kolorze. Nos miała zgrabny, a górną wargę ust nagannie drobną, lecz dolną wydatną.

Wiele osób nie wierzy w miłość od pierwszego wejrzenia, podając, iż człowiek może zauroczyć się jedynie wyglądem drugiego człowieka. Ale to nieprawda. Gdy zakochujemy się od pierwszego wejrzenia, mamy do dyspozycji nie tylko wizualność tej osoby, lecz sposób w jaki się zachowuje, w jaki absorbuje rzeczywistość. Nawet stojąc dziesiątki metrów od niej, możesz obserwować, jak obcuje z otoczeniem, czy dostrzega ludzi dookoła siebie. Możesz po prostu pokochać ciepło spojrzenia, które im posyła, częstotliwość uśmiechów ofiarowanych innym i duszę, która walczy pod pokrywą, aby wydostać się z ciała i wyjść na zewnątrz.

I to mnie w jej ujęło. Obserwowałem ją przez kilka chwil. Obserwowałem ją obserwującą wszystko. Jej oczy wchłaniały przestrzeń i światło wpadające do pomieszczenia przez kolosalne okna, a moje oczy wchłaniały ją. Szła zgrabnie, choć błądziła nerwowo po holu, przez co i moje myśli błądziły po głowie.

Modliłem się, aby podeszła wreszcie do lady, bym mógł z bliska przyjrzeć się jej arystokratycznej urodzie. Bym usłyszał jej głos i przyglądał się ruchom jej ust, z których ten głos by wybrzmiewał. Abym zaciągnął się zapachem perfum, bo już wtedy wiedziałem, że będzie pachniała jak dzika róża albo czereśnie kradnące latem wszystkie promienie słoneczne.

I oto moje modlitwy zostały wysłuchane.

- Mam rezerwację na dziś - powiedziała.

Ach. Jej głos. Jej piękny, dźwięczny, symfoniczny, obezwładniający głos. Mój Boże, ile ja bym epitetów wyszukał, aby oddać cudowność jej głosu, ale była by to zaledwie mała namiastka, które okazałaby się jedynie profanacją jego wspaniałości.

UpojeniWhere stories live. Discover now