2. Panda, kot i Brahms.

1.7K 154 212
                                    


Media:  Johannes Brahms - Hungarian Dance No. 5


Cezary

"Spróbuj nie opierać się zmianom, które napotykasz na swojej drodze. Skąd wiesz, że ta strona, do  której się przyzwyczaiłeś, jest lepsza od tej, która Cię czeka?"- Elif Shafak.


        Delektowałem się symfonią dźwięków, które pieściły moje tak bardzo wyczulone na estetykę doznań uszy. Przyjemność była tak obezwładniająca, że niemal czułem jak każde kolejne pociągnięcie smyczka o kontrabas, każde uderzenie w bębny, każdy szept skrzypiec, które odkrywały tu rolę najwspanialszego kochanka, że to wszystko wypełnia mnie, rozochocając moją duszę i myśli do wspięcia się na wyżyny psychicznej ekstazy. I przymykałem nieznacznie oczy, starając się nie stykać ze sobą powiek, ani nie pozwalać, by ten stan trwał dłużej niż ułamek sekundy, bowiem niewyobrażalnie trudno było prowadzić samochód z zamkniętymi oczami. To najpewniej mogłoby skończyć się tragicznie, a przecież nie podróżowałem sam. Nie mogłem narażać swojego jedynego i jednocześnie najwspanialszego przyjaciela. Choć to akurat oczywiste, bo mając jedną w takim stopniu ważną istotę przy boku, mój mózg automatycznie stawiał go na piedestale.

Tak, niewątpliwie autoanalizę miałem opanowaną do perfekcji.

Włączyłem kierunkowskaz, zatrzymując się jednocześnie na światłach. Skorzystałem z chwili wytchnienia jaką mi to dawało i uniosłem do góry dłoń, by przy towarzystwie przekrzywionej głowy zacząć poruszać palcem niczym ów geniusz batutą. Otarłem się zaraz wierzchnią częścią ręki o sufit, co przypomniało mi, że moja wspaniała Panda nie jest zbyt przestronna. Aż uśmiechnąłem się do siebie, ruszając ponownie w dalszą drogę, na wspomnienie narzekań mojej cudownej lecz zdecydowanie nadopiekuńczej matki, która nigdy nie mogła pojąć, że zarabiając całkiem pokaźną kwotę wciąż nie myślałem, by kupić większy i bardziej okazały samochód. Ale cóż począć? Uwielbiałem tego mojego kilkunastoletniego Fiata i żal byłoby mi się z nim rozstawać. Wiązały się z nim wspomnienia, gdy jako osiemnastoletni, pełen werwy i ciekawości świata młody człowiek, będąc po zdanym za drugim razem egzaminie na prawo jazdy, dostałem ów cud motoryzacji od ojca. A z racji tego, że mój ojciec nie żył od dwunastu lat nie widziałem większego sensu w sprzedaży lub co gorsza w wypychaniu na złomowisko pojazdu, który wciąż jeździł i tak wspaniale kojarzył mi się z moim rodzicem. Dbałem więc o tę moją Pandę, której stan techniczny zawsze napawał mnie dumą, tak jak dumny był on, gdy dawał mi do niego kluczyki.

Bynajmniej nie przelewałem zakumulowanej w podświadomości miłości do zmarłego ojca na samochód.

Jakby czytając mi w myślach i próbując dać do zrozumienia, że znów moje obijające się o ścianki umysłu wywody kładą się skazą na wykonywanym przeze mnie zawodzie, mój wspaniały przyjaciel prychnął nagle, by zaraz zwieńczyć to prychnięcie przeciągłym niby syknięciem.

Zerknąłem przelotnie – nie mogąc dłużej, bo jednak wciąż prowadziłem – na siedzenie pasażera i dostrzegłem za kratką te żółtozielone ślepia łypiące na mnie z urazą. A gdy muzyka znów rozbrzmiała pełnią swojej intensywności ów jegomość miauknął z rozdrażnieniem.

Westchnąłem, kręcąc głową i ściszyłem odtwarzacz.

– To Brahms, Beethovenie! Brahms! Miej choć odrobinę poszanowania dla klasyki!

Jednak on, jak to zwykle miał w zwyczaju, całkiem mnie zignorował, okręcając się w niezbyt przestronnym transporterze tyłem do mnie, tak że miałem teraz idealny widok na jego rudy zad i ruszający się nieznacznie puszysty ogon.

Nieważne ( Ukryte cienie 3)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz