60. Wyzwania mniejsze i większe.

844 125 160
                                    

Media: Mikelangelo Loconte - L'animal

Mikołaj

"Miarą człowieka nie jest zachowanie  w chwilach spokoju, lecz to, co czyni, gdy nadchodzi czas próby" - Martin Luther King


        

 To coś na kształt blizn bitewnych, kochanie. Nie trzeba się ich wstydzić. (...)Świadczą o tym, że walczyłeś z tym, a w ostatecznym rozrachunku będą świadczyć o tym, że to pokonałeś.

Nie umiałem pozbyć się z głowy tych jego słów, odkąd tylko je usłyszałem. Gdy następnego dnia, po pracy, dotarłem do domu, długo siedziałem na własnym łóżku i przyglądałem się swoim rękom. Jak miałem się nie wstydzić? Jak miałem wyjść z tym do ludzi? Jak nie ukrywać? Jak uznać je za...bitewne? Tak, tak to nazwał.

Potrząsałem głową. Potrząsałem, by zaraz znów wpatrzyć się w te blade kreski, w miejscami już tylko białe blizn, w innych delikatny róż, przy tych ostatnich, których strupki niemal już zeszły. Dotknąłem ich palcami. Przecież ludzie będą gadać, będą się gapić. A jak Roman zwolni mnie z pracy, bo zrozumie czym są i uzna, że nie chce zatrudniać świra?

Poza tym, jaka bitwa? Jaka walka? To był tylko efekt słabości. Tego, że poległem z własnymi emocjami. Nie raz i nie dwa. Ciągle i ciągle. To świadczyło tylko o tym, że nie potrafiłem ani żyć, ani się zabić. Więc pieprzyłem się z półśrodkami. Gdzie tu jakaś wygrana?

Jednak każdego dnia, gdy ubierałem się rano i zakładałem na siebie te szare lub czarne rękawiczki – było już na tyle gorąco, że nie dałbym rady w długim rękawie – wracały do mnie te słowa. I zaczęły rodzić się pytania. Czy naprawdę mógłbym nie nosić tego bawełnianego gówna?

A gdyby tak...?

Dziś, miesiąc po tym gdy padły te słowa, ciągle uważałem to za swoją słabość. Jednak dopuściłem do siebie, że jest to również efekt walki, a może kiedyś nawet uznam je za pewien rodzaj zwycięstwa. Jeśli za długi czas, naprawdę zostaną tylko one. I nie będzie nowych czerwieni. Nie będzie nowej krwi. Wtedy być może nawet uznam je za swoją viktorię.

Stało się jednak dużo więcej. Dzięki tym słowom znalazłem kolejny powód, by tego nie robić. Naprawdę zacząłem chcieć wyjść kiedyś bez tych rękawiczek. Oglądałem te swoje łapy codziennie, ale nie potrafiłem nie założyć mitenek. Miałem w sobie jakąś cholerną blokadę, której nie umiałem obejść. Jednocześnie pragnąłem spróbować.

Próbowałem przy Cezarym. I to przy nim w końcu mi się udało. Póki co tylko przy nim potrafiłem chodzić z nagimi przedramionami. Był pierwszym, przy którym poczułem swobodę z tego jak wyglądam, bez krzywienia się za każdym razem, gdy mój wzrok padał na moje okropne ręce.

Tłumaczył mi w gabinecie, żebym do niczego się nie zmuszał, że wszystko przyjdzie do mnie z czasem. Że i tak w moim myśleniu zaszły gigantyczne zmiany, bo znalezienie powodów, by nie sięgać po żyletkę wcale nie było takie proste. A ja jednak nie traktowałem tego już jako jedno z wielu wyjść. A przynajmniej póki myślałem trzeźwo. Bo prawda była też taka, że od ostatnich kresek nie miałem takiego rozpierdolnika emocjonalnego, by mnie do tego ciągnęło.

Ale o tym nie chciałem myśleć. Póki co czułem się najstabilniej w całym moim parszywym życiu, a pochwały Cezarego co do postępów jakich podobno dokonałem tylko napędzały moje zadowolenie i motywowały do tego, by walczyć o tę równowagę.

Nieważne ( Ukryte cienie 3)Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora