{Sobota, godz. 6:00}
Od razu wstałam i zaczęłam sie ogarniać. Na śniadanie zrobiłam kanapki z rzodkiewką i sałatą, które zapakowałam do śniadaniówki i włożyłam do torby. Spakowałam oficerki, skrzynkę, kamizelkę, kask, bacik (siwek potrafi pokazać rogi),marchewki, smaczki, sprzęt,nowy kantar, uwiąz i derkę,piękny fioletowy zestaw. Wszystko spakowałam do bagażnika. Ubrałam czarne bryczesy i szarą bluzę, fioletowe podkolanówki i uczesałam włosy. Ubrałam jakieś stare buty sportowe i wsiadłam z mamą do samochodu. Pojechałyśmy do stajni.
Po około 30 minutach drogi dotarłyśmy na miejsce.Mama odjechała a ja poszłam w kierunku boksu. Wałach był już nakarmiony. Na mój widok bardzo się ucieszył. Założyłam mu kantar i zaprowadziłam na myjkę. Podczas czyszczenia stał spokojnie. Dokładnie go wyczyściłam i poszłam po sprzęt. Po drodze spotkałam Aurelię.
-Ooo, hej Jula!-
-No hejka. Kiedy przyjechałaś?-
-Nooo, jakoś o 7, a ty?-
-Ja przed chwilą.-
-Szykujesz się na jazdę?-
-Taaak, muszę się jeszcze przebrać...-
-A co powiesz na teren razem?-
-Nie mam nic przeciwko-
-Okej, to o 9 spotkajmy się przy stajni sportowej.-
-Dobra.-
Szybko się przebrałam i osiodłałam siwka. Kantar odłożyłam na miejsce i poszłam w kierunku stajni sportowej. Czekała tam na mnie przyjaciółka. Aria była w ślicznym czerwonym komplecie.-Wow, jaki śliczny komplet!-
-Wiem, wiem, ostatnio go zamówiłam.-
Amir próbował zaczepić Arię, lecz ona nie zwracała na to uwagi. Wsiadłyśmy na konie i pojechałyśmy stępem w stronę parku. Jechałyśmy obok siebie i dużo rozmawiałyśmy. Konie były spokojne, słońce świeciło, było cicho i przyjemnie. Postanowiłyśmy dobrze rozgrzać konie. Po 20/25 minutach stępa nadeszła pora na kłus. Amir i Aria od razu wykonali polecenie i pojechałyśmy w zastępie. Kłusem dojechałyśmy na pole. Pogalopowałyśmy po polu. Podczas galopu Amir wystraszył się sarny i cwałował w stronę stajni ze mną na grzbiecie. Opanowałam sytuację i zwolniliśmy do kłusa. Aurelia pojechała za mną w stronę stajni. Pojechałyśmy inną drogą, na której było 8 przeszkód. Wałach doskonale sobie z nimi poradził, mimo, że był trochę spięty.Pochwaliłam go i zaczekałam na Aurelę.
Wróciłyśmy stępem do stajni i zeszłyśmy z koni. Zaprowadziłam siwka do boksu i rozsiodłałam. Wyczyściłam go, odłożyłam sprzęt i założyłam kantar. Poszłam po uwiąz i poszliśmy na spacerek. Po wyjściu ze stajni zobaczyłam...Karola. Szedł z dwoma fiordami (Cekinem i Cmokiem) w stronę stajni. Zrobiłam się cała czerwona i nie wiedziałam co powiedzieć. Nagle usłyszałam:
-Hej, Julka! Co u ciebie?-
-D-d-dobrze- wyjąkałam. Nie mogłam się na niego napatrzeć. Stałam i gapiłam się na niego jak w obraz.
-Wszystko ok?-
-T-taak...-
-Zaczekaj tu na mnie.-
Zaczekałam. Po 3 minutach się zjawił.
-Gdzie się wybierasz, jeśli mogę spytać?-
-No wiesz, wybieram się z Amirem na spacer.-
-Idę z tobą.-
Znowu poczułam motylki w brzuchu, nie wiedziałam co powiedzieć, więc po prostu poszliśmy w stronę padoku.
-I co, zostawisz go tu? Będzie mu smutno.-
-Heh, nie. Niech sobie trochę trawy zje. Zasłużył.-
-Jeździłaś już?-
-Taaak.-
-No to się spóźniłem. A będziesz jeszcze dziś jeździć?-
-Po południu planuję trening skokowy. Czemu pytasz?-
-Chętnię pojeździłbym z tobą 😏.-
Nie wiedziałam co powiedzieć, znowu zabrakło mi słów.
-To jak? Proszęęę.-
Amir spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem. Zgodziłam się.
-Słuchaj, muszę już iść. Obiecałem mamie pomoc przy źrebaku.-
-Nie ma sprawy.-
-To do zobaczenia.-
Przytulił mnie. Poczułam się najlepiej na świecie. Byłam czerwona jak sprzęt Arii (XD).
Zaprowadziłam Amira do boksu i poszłam zjeść i napić się herbaty. Spotkałam Aurelię. Opowiedziałam jej o wszystkim.
-Uuuu, to kiedy ślub? 😏-
-Zgłupiałaś? Nie widziałaś jego z Amelką?-
-Czy ty jeszcze nie wiesz o tym, że się pokłócili?-
-COO?! CZYLI MAM U NIEGO SZANSĘ?!-
-Nie drzyj się tak 😆-
-Ty chyba nie wiesz, ile dzisiaj we mnie radości.-
-Noo, to zaraz się wystraszysz, bo za 10 minut masz trening.-
-COOOO?! JAK TO?!-
-Ciszej. Pomogę ci.-
-No mam nadzieję.-
Szybko poszłyśmy osiodłać Amira.