Wjazd Do Twierdzy

11 2 26
                                    

Wstałem w nocy i ruszyłem w kierunku twierdzy wroga. Przechodziłem między różnobarwnymi namiotami. Mimo całkowitej ciemności widziałem jakie mają barwy. Kolejna moc od Władcy Cieni. Szedłem cicho ale w normalnym tempie. Mimo to nie wydawałem żadnych odgłosów. Strażnicy najwyraźniej mnie nie zauważali (lub zmieniłem się w cień nie jestem pewien). Poszedłem do fosy. Noc była piękna. Księżyc w pełni oświetlał swym blaskiem wszystko dookoła. Było przyjemnie ciepło. Szmer wody dopełniał piękna obrazu. - no trudno, nie mam czasu się napawać chwilą, niestety-. Sprawdziłem czy tak jest dobrze przymocowany do liny. Wszystko było w najlepszym porządku więc cisnąłem hakiem jak oszczepem na drugą stronę fosy. Ciągnąc za linę sprawdziłem czy chak się dobrze wbił. Przymocowałem linę do pobliskiego kamienia następnie na nią wszedłem - co ja robię do cholery, co ja robię!- takie myśli przemykały mi przez głowę. -No dobra jak wpadnę w fosę to będzie to bardzo głupia śmierć. - Zacząłem biec po linie starając się utrzymać równowagę. Woda ochlapała mi kostki. Udało się. Dobiegłem na drugi brzeg ale musiałem dokończyć bo już traciłem równowagę. Przeciąłem linę którą porwał nurt rzeki. Nie było już odwrotu. Odwróciłem się w kierunku murów i spojrzałem w górę. Prawdą rękę zacisnąłem w pięść i na wysokości klatki piersiowej objąłem ją lewą dłonią, był to ruch aktywujący mroczny wzrok. Oczy stały się czarne, a ja zacząłem widzieć ludzi na murach. Wygodniej mi było patrzeć na nich z ich poziomu więc po prostu to zrobiłem. Zacząłem widzieć tak jakbym unosił się przy murze. Strażnik znudzony opierał się o mur idealnie nad stojącym mną, drugi strażnik opierał się o wierze ze stróżówką. W pomieszczeniu spało 8 żołnierzy. Wróciłem do widzenia z moich oczu i spojrzałem w górę, mimo zaprzestania używania magii dalej widziałem gdzie jest wróg. Zacząłem się wspinać po ścianie. Bezbłędnie znajdowałem uchwyty dla moich palców. Wspinałem się na tym samym poziomie co była wieżyczka strażników. Wspiąłem się po niej jednak nie do samej góry  lecz tak abym rękami trzymał się dachu. Dlaczego tak zrobiłem? Dzięki temu ktoś kto patrzył na mnie nie widział mnie i tak ponieważ oślepiały go pochodnie. Takie dodatkowe zabezpieczenie oprócz mocy, na których nie byłem pewien czy mogę polegać. Powolutku, bardzo powolutku przemieszcałem się na teren nieoświetlony. Zszedłem powoli na dół z drugiej strony muru. Udało się. Byłem w mieście. Czas na kolejny etap mojej drogi. Szedłem drogą przed siebie w kierunku zamku. To był mój cel. Pochodnie oświetlały mi drogę a ja szedłem spokojnie oglądając miasto. Było pięknie. Widać było, że mieszkańcy są bogaci. Każdy dom miał swój oryginalny styl tego co było na nim namalowane. Większość stanowiły domy max 2 piętrowe, ale jednorodzinne. Im dalej w kierunku centrum zaczęły się oczywiście budynki w których mieszkało kilka rodzin ale jednorodzinne zdarzały się przez cały czas. A nawet te zbiorowe były bardzo zadbane i z balkonami. Czasem zdarzył się jakiś malutki ogródek czy sad. Skręciłem w ciemną uliczkę i wspiąłem się na dach budynku. No przecież nie wejdę tam głównym wejściem i powiem,,DAWAĆ MI LADRESA!" chociaż to by było epickie... ale ja tak nie działam. Przeskakiwałem między budynkami po dachach. Zbliżyłem się do ogromnej budowli. Zbudowana w całości z grubego mocnego kamienia ogromna budowla ukazała mi się w całej okazałości. Rozeta u góry. 4 wieże połączone mostami  oraz 5 główna wieża wszytko na masywnej ale pięknej podstawie samej twierdzy. Liczne okna z witrażami i dziury dla łuczników lub kuszników,  portale nad oknami lub balkonami, liczne tarasy i właśnie balkony. Było tam wszystko ale nie wyglądało to źle, miało to swoistą harmonię. Zrobiłem kilka kroków w tył zacząłem biec i skoczyłem...

Wojownik Cienia: PowstanieWhere stories live. Discover now