Rozdział 5

830 72 14
                                    

Draco wszedł do Wielkiej Sali sam, ponieważ Hermionie nagle przypomniało się o czymś ważnym, a Weasley spotkał jakichś dwóch Gryffonów, którzy mieli do niego sprawę.  Jak dla niego było to naprawdę dziwne, ale ponieważ miał serdecznie dość ich towarzystwa na chwilę obecną, poczuł się wyjątkowo wolny. Skorzystał więc z tego błyskawicznie. Otworzył zamyślony drzwi, zastanawiając się, dlaczego tak łatwo jest mu pogodzić się z tym nowym światem. Było tu... przyjemnie. Bez trosk i problemów. Czysta sielanka. Mógł mówić co chciał i robić co chciał, nie to, żeby do tej pory nie mógł, ale jednak. Machinalnie zaczął iść w kierunku stołu Slytherinu przez co prawie nie usiadł na śmiejącego się Harry'ego.

- Malfoy, co ty! - warknął Potter, spychając jego tyłek ze swoich kolan. Draco drgnął zaskoczony, widząc pytające spojrzenia wszystkich ślizgonów. Pierwszy raz w życiu poczuł się tak niezręcznie. Co za upokorzenie! Wszystkie oczy były zwrócone na blondyna. Kilka ślizgonów posłało mu mordercze spojrzenie. Rozpoznał znajome twarze i poczuł dziwne ukłucie zazdrości gdzieś koło serca. Potter siedział przy jego stole, z jego przyjaciółmi, najwidoczniej świetnie się bawiąc. I jest jego Pansy! Gdyby Draco w porę się nie opanował, Potter leżałby na podłodze tuż u jego stóp, gdzie jego miejsce. Uśmiechnął się do swoich myśli. Kusząca idea.

- Ktoś tu zabłądził - mruknął złośliwie Zabini. - Czego tu szuka Złoty Chłopiec? - dodał, na co Harry spojrzał na niego zaskoczony.

- Właśnie mnie też zastanawia, czemu Potter siedzi na moim miejscu - mruknął zamyślony Malfoy. Wszyscy zamarli. Dopiero po chwili Draco zrozumiał, że powiedział to na głos. Drgnął zaskoczony, oblewając się niespotykanym rumieńcem. Nie przewidział u siebie tak wielkiego zażenowania. Pierwsza wada tego wymiaru. Blaise już miał coś powiedzieć, kiedy wtrącił się Potter.

- Nie wiedziałem, że po wczorajszej nocy nie możesz o mnie zapomnieć - prychnął, nawet nie do końca wiedząc, dlaczego to powiedział. Chyba próbował ratować swój i tak już wątły honor ślizgona. Bo przecież Potter nigdy nim nie był. Zupełnie jakby całkowicie zamienili się na role. Draco był raczej tym grzecznym i spokojnym, a Harry tym złośliwym i aroganckim, co oczywiście nie pasowało wcale do tego ostatniego. Draco skrzywił się nieznacznie, bo z ust Pottera brzmiało to jakoś dziwnie i dziko. Jak nie ten Potter! Świat stoi na głowie! No kto by się spodziewał!

- Tak, wprost marzę o twoich zgrabnych, ponętnych... - wymruczał jasnowłosy machinalnie, patrząc jak czarny robi się coraz bardziej zawstydzony, a Blaise obserwuje ich z dziwną miną. Malfoy próbował się opanować. Nie. On chciał się opanować, jednak jego twarz nieświadomie wykrzywił powątpiewający grymas. Już po chwili czarny wstał i złapał go za poły szaty. Tak, ten obrót spraw był zdecydowanie możliwy.

- Ty cholerny gnojku, znowu zaczynasz?! - warknął Potter, totalnie tracąc nad sobą panowanie. Draco nie mógł się powstrzymać od złośliwego uśmiechu, który jakoś tak sam mu się nasunął. To tym bardziej rozwścieczyło Harry'ego. Czarnowłosy zdecydowanie za szybko wpadał w gniew, jak na dorosłego mężczyznę. - Zawsze to robisz, Malfoy! Zawsze wszystko psujesz! - krzyczał, przez co wszyscy zebrani w sali patrzyli na nich jak na dwóch idiotów, którymi niewątpliwie w tamtej chwili byli, niszcząc swoją przykrywkę.

- Nie unoś się tak, wszyscy na nas patrzą - wyszeptał Malfoy, przysuwając twarz do jego twarzy i owiewając ją swoim miętowym oddechem. Próbował jakoś wyprowadzić go z równowagi, sprawiając, żeby stracił panowanie. Sam nie wiedział dlaczego. Przecież Potter i tak zachowywał się wyjątkowo dziwnie. Harry mimowolnie spąsowiał, próbując ignorować blondyna. Niestety było już za późno.

- Jak możesz być tak bezczelny! Nawet w tym świecie! - krzyknął. Harry był pewien, że po tylu latach przeszły im te głupie docinki. Ale co on sobie myślał? Przecież jeszcze wczoraj te same wygłupy, sprawiły, że są tu gdzie są. Draco westchnął pod nosem. Miał ochotę przewrócić oczami na głupotę Pottera, ale zamiast tego stał i patrzył. I pozwalał na te cyrki. Ba! Sam się co do nich chętnie skłaniał. To pozwalało mu na zebranie myśli. To dzięki temu, rozumiał samego siebie.

Zielony LewWhere stories live. Discover now