Rozdział 65

407 40 4
                                    

Harry nie spodziewał się zobaczyć Draco w swoim biurze. Zaskoczył go. Od jakiegoś czasu miał problemy z koncentracją, dlatego chwilę minęło zanim zrozumiał, że Teo z kimś rozmawia. Chyba nawet nieświadomie posłał mu jedno ze swoich najbardziej podejrzliwych spojrzeń, chociaż w jego obecności poczuł się wreszcie jak w domu. Miał ochotę krzyczeć, żeby ratował go od tej niedorzecznej farsy, ale zamiast tego tylko stał i obserwował jak Malfoy jąka się, plącze i próbuje im skłamać. Harry znał go, wiedział, że kłamie. Mimo tego miał szczerą ochotę się śmiać, kiedy jego narzeczony uwierzył w te żałosne zabiegi. Potter naprawdę był zmęczony, a obecność Draco stała się nagle dziwną ostoją tego dnia. Przygotowywał na szybko wesele, które miałoby być jego największym błędem w życiu. Wszystkie te serwetki, lista gości, sadzanie przy stolikach, catering... Chciał szczęścia, a jednocześnie pragnął by Malfoy chociaż raz zdecydował sam za siebie. Chciał, żeby wreszcie potwierdził swoje uczucia wobec niego. I jeśli miałby stawiać wszystko na jedną kartę, to skrycie pragnął być tą drugą stroną, która przyjmuje bądź odmawia, a nie oświadcza i prosi. W swojej złości był gotowy zniszczyć sobie życie z człowiekiem, którego nie kochał. Ze strachem przekonywał się, że szacunek Teodora i uczucie przyjaźni przetrwa wszystko i sprawi, że zapomni o Malfoyu, który dotkliwie ranił go za każdym razem otwierając usta. Był tak zajęty obserwowaniem miotającego się z zazdrości Draco, że nawet nie spostrzegł jak Teo nachyla się nad nim, by musnąć jego usta. To zaskoczyło zarówno Pottera, jak i Malfoya. Blondyn przymknął oczy na ułamek sekundy, jakby sprawdzał czy śni, a Harry spąsowiał wbrew sobie, przyłapany na fizycznej zdradzie, chociaż właściwie nie powinien czuć się winny. Teo wyszedł. Na szczęście! Mogą być sami i... Malfoy też się pożegnał. Gdy widział jak wchodzi do kominka, nawet nie spodziewał się jak bardzo życzy sobie, żeby którykolwiek z nich, nieważne kto - on czy Draco - coś powiedział. Na próżno! Oparł zmęczony czoło o gzyms kominka, na ułamek sekundy zapominając gdzie jest. Przymknął oczy by chociaż na chwilę zebrać rozszalałe myśli. Draco Malfoy - zawsze niepoprawny dżentelmen, który gówno wie i gówno robi.

- Melanie, odwołaj wszystkie spotkania - zwrócił się do swojej sekretarki, ponuro uśmiechając. Wystarczyło, żeby zniknął w tych zielonych płomieniach, a jego serce znów zapomniało jak bić i obijało się nieskładnie w jego piersi. Gdyby tylko zebrał się chociaż na niemą prośbę, zamiast rzucać błagalne wyzwania. Draco albo był ślepy, albo chciał taki być, mimo jawnej zazdrości, której wcale nie ukrywał.  

- Oczywiście panie Potter, nawet pannę Granger? - zainteresowała się kobieta, zerkając na niego ze współczuciem. Nie znosił współczucia. Posłał jej surowe spojrzenie, prostując zgarbione plecy z wyższością. Widział jak jego sekretarka wzdycha, sugerując by odpuścił. Nienawidził tego, że zna go tak idealnie jakby sobie tego życzył tylko w sprawach zawodowych. Niestety w grę wchodziły także sprawy prywatne, tym bardziej uświadamiając go w przekonaniu, że gdzie się nie obejrzy, popełnia same błędy. Jednak Melanie była dobrą sekretarką i gorszym błędem byłoby ją stracić. Wcisnął dłonie w kieszenie jasnych jeansów od Armaniego, kuląc się na samą myśl o przyszłym tygodniach, miesiącach i latach. Czy do końca życia będzie musiał udawać przed samym sobą, że jest szczęśliwym mężem Teodora Notta? Odkąd Teo wrócił z podróży, deklarując mu wieczną miłość i prosząc o kolejną szansę, oniemiał. Obiecał się nad tym zastanowić, ale zamiast tego przez miesiąc starał się usatysfakcjonować Malfoya, z nadzieją na polepszenie ich oziębłych stosunków. Tygodniami przytulał do piersi krótkie, zdawkowe notki, które Draco wysyłał mu w geście aprobaty na jego zabiegi. Wdychał wtedy surowy zapach papieru i zaschniętego atramentu. Doszukiwał się w nich zapachu ciepłej skóry blondyna, pragnąc jego materializacji poprzez skrawek papieru. Obserwował pochyłe pismo, sunąc po nich palcem, z nadzieją, że gdzieś między tymi słowami ukryte jest coś więcej. Niewątpliwie było, ale duma Malfoya była silniejsza niż uczucie, którym go darzył. To właśnie dlatego Harry zdecydował się przystać na propozycję Teodora, która po tych kilku tygodniach wydawała się tak radykalna i śmieszna, że sam nie mógł w to uwierzyć. Jednak to było jak najbardziej realne, a im bliżej ślubu, tym bardziej Harry czuł się osaczony i zagubiony. Pusty. Bo w głębi serca nie chciał Notta, tylko Draco. 

Zielony LewWhere stories live. Discover now