9. Cafe Belga

497 46 15
                                    

  Ze wschodem słońca wschodzi nadzieja, gdzieś powolutku wychodzi z ciemności i zaczyna pomału jaśnieć w sercu.

  To dziwne uczucie, coś starego, ale równocześnie coś, czego dawno nie czułem. Jestem zaskoczony, tak jakby zaskoczyło mnie lato, niespodziewane promyki słońca.

  Spoglądam w okno, a tam jasno i słonecznie. Żywo i radośnie, co nie powinno mnie dziwić, a jednak czuję się zdezorientowany. Jakbym przespał zimę i dopiero co wybudził się ze snu. To dziwnie czuć się przyjemnie, tak to nie pasuje do mojej ponurej aury. Tak mi dobrze, chociaż może nie powinno, w końcu jeszcze wczoraj chciałem zniknąć, zakończyć cały ten teatrzyk. Jednak coś się zmieniło.

Dzwoni telefon. Spoglądam trochę nie chętnie na ekran, bo wyrwał mnie z tej letniej chwili.
To Aga.

   Zwykle cisną mi się przekleństwa na usta (jak ktoś śmie przerywać moje myśli?!), ale tym razem robię wyjątek. Aga... Uśmiecham się mimowolnie.

–  Cześć. – Odbieram zieloną słuchawkę.

– Hej... Martwiłam się o ciebie. – Słyszę jej przygaszony głos, chyba zamieniliśmy się rolami, teraz to ją ogarnia smutek, a mnie radość.

– Wiem, przepraszam, musiałem coś przemyśleć. Ale już wiem, już wszystko wiem!  Chyba się zakochałem! – mówię rozentuzjazmowany i w przypływie emocji, tracąc rozum, śmieję się i rozłączam. 

    Tak, entuzjazm rozpiera moje ciało. Pospiesznie wychodzę z łózka, przebieram się w świeże ubranie i pędzę do łazienki. Odkręcam kran i spoglądam w lustro. Nieogolona twarz, rozczochrane włosy, sińce pod oczami. A jednak widzę w moim spojrzeniu błysk - jakby życia, który zgubiłem jakąś dekadę temu.

– No, no, panie Szcześniak. Wyglądasz okropnie – mówię do swojego odbicia, a ono marszczy brwi. Ochlapuję twarz wodą, ogarniam się na tyle, by wyglądać znów jak człowiek. Gdy kończę silę się na uśmiech, jeszcze sztuczny, ale to kwestia czasu.

   Zwykle kiedy myślałem o sobie, swojej beznadziei i ogólnym bezsensie życia - kiedy myślałem o matce, o ojcu i ostatecznie o bracie - umierałem wewnętrznie. Teraz czuję się na odwrót, kiedy myślę o Adze, to tak jakbym wewnątrz rozkwitał życiem. Jakbym zamiast serca miał czerwona różę.

Jeśli chcesz, to ją zerwę i ci ją wręczę!

  Wybiegam z łazienki i wpadam do kuchni,  a tam zastaję mamę i Janka, jedzących kanapki i popijających herbatę. Zupełnie jak dawniej... Jak za dobrych, starych czasów rodziny Szcześniaków, szczęśliwych i cieszących się bliskością. Czuję pod powiekami piekące łzy. Mam ogromna ochotę potarmosić włosy Jaśka, radośnie porwać kanapkę z jego talerza, droczyć się, wygłupiać, spędzić z nim czas. Powiedzieć coś miłego mamie, zatroszczyć się o nią. Ale tylko stoję w drzwiach, następnie odwracam się i wychodzę.

Może następnym razem. Może jutro?

                                                                                                    * * * 

  Chciałbym powiedzieć coś, co anulowałby moje błędy. Jedno słowo, które przysłoniłoby resztę, tych złych i burzących poczucie bezpieczeństwa. Jedno słowo - w zamian za świat.

  Ale chyba już za późno na przeprosiny, a nawet gdyby tak nie było... Co mógłbym powiedzieć? Zwykłe "przepraszam" nigdy nie wystarczy. Nie cofnie czasu, nie zagoi ran, może jedynie udawać wyrzuty sumienia. A co z wyznaniem "kocham cię"? Miłość ci wszystko wybaczy, tak to szło?

Umówiłem się z nią w kawiarni.

  Wiele lat czekałem na miłość, a na nią dziesięć minut. Myślałem, że jest punktualna, ale napisała, że się spóźni, więc muszę poczekać. Siedzę na miękkim fotelu, wokół mnie ludzie, zapach kawy i książki na regałach. Nie dziwię się czemu Aga wybrała to miejsce, jest bardzo w jej stylu. Spokojne i przytulne, jakbym siedział w salonie i odpoczywał, tak po prostu. Nikt się nie patrzy na mnie, cały wszechświat mnie ignoruje, czuję się jakbym mógł w końcu zająć się swoim życiem, odetchnąć od problemów i zgiełku.

Miasto bez ciebie / Taco HemingwayWhere stories live. Discover now