4

755 47 8
                                    

Mengele nigdy w życiu by się nie przyznał do aktu dobroci wobec młodej Lucii, gdy ta obawiała się pozostać w baraku, poczynić jakikolwiek ruch. Sam nie rozumiał swoich uczuć. To rozdarcie wyładowywał na więźniu, który przyprowadził kolejną brudną istotę do eksperymentu. To nie tak, że nie chciał się dokształcać i poznać odpowiedzi na pytanie jak stworzyć czystą rasę aryjską, godną nazywania się częścią narodu niemieckiego. Tylko zaczynał się zastanawiać, czy to jest słuszne...

   — Jak śmiesz wchodzić do mojego gabinetu bez pukania! — Niekontrolowany gniew sączył się z porów młodej skóry niemieckiego doktora. Nigdy nie unosił się gniewem, zawsze skrywał emocje. Toteż więzień stał osłupiały, pochylając głowę.

   — Pukałem, herr doktor.

   — A czy pozwoliłem ci wejść? — wysyczał, żałując już w chwili wypowiadania swoich słów tego niepohamowanego ataku. — Umyj go! I wynoś się stąd, nim zmienię decyzję, co do twojego bytu.

Nie musiał powtarzać. Biedny Fredrik Zalosek wycofał się z gabinetu doktora, trzymając pod pachę osłabionego więźnia. Wahał się nad poczytalnością doktora. Zazwyczaj, zanim rozpoczynał badania, ulokowywał wybranych więźniów w specjalnych barakach z dodatkową żywnością i z większymi ulgami. A teraz? Fredrik mógł zapłacić życiem, gdyby w porę nie dobiegł do krematorium, gdzie szykowano kolejną śmiertelną kąpiel. Nie wiedzieć czemu, Mengele zażyczył sobie jakiegokolwiek więźnia skazanego na śmierć z tego to właśnie transportu.

Mengele czuł, że musi odreagować, a czym innym może odreagować lekarz, jak nie nauką?

Ileż to Zalosek musiał się nabłagać strażnika. Ów człowiek zażądał okazania przepustki, jakiegokolwiek dokumentu, który łączyłby Zaloska z Mengele. Pech chciał, że właśnie tego dnia ją zgubił, w szaleńczym biegu po życie, w gonitwie, która miała skutkować jego wolnością, a zarazem cierpieniem wybranego przez niego skazańca.

Ale się udało. I więcej do tego dnia Zalosek wspomnieniami wracać nie zamierzał. Każdy dzień w Auschwitz przynosi coś nowego. Żeby przeżyć, trzeba skupić się na kolejnym, nie trzymać się kurczowo przeszłości. Ktoś umarł, kogoś zastrzelono... To norma. Jak na osiedlu, gdy matki prowadzą dzieci do przedszkola. Na to też nikt nie zwraca uwagi. Tak samo jest w Auschwitz. Bądź ślepy, a może czeka cię wolność.

Niemniej doktorowi odechciało się eksperymentów i choć wiedział, że ryzykuje tym famę narodu niemieckiego i gniew swoich przełożonych, odłożył naukę na dzień kolejny. Był już wystarczająco zmęczony przeżyciami ostatnich godzin. I był też ciekaw, czy nieśmiała, lecz butna dziewczyna o zielonych oczach z baraku 22 zdążyła się już zaaklimatyzować. Nie mógł jednak sam tego doświadczyć na własne oczy. Byłoby to zbyt odchodzące od normy i rzadkie. Postanowił więc wysłać Zaloska, skoro już się tu kręcił, z paroma słowami do dziewczyny. Sęk jednak w tym, że nie umiał ubrać nic sensownego w słowa.

Fredrik więc stał, dygocząc, pewien, że doktor pragnie go ukarać i modlił się w duchu, choć był niewierzącym, by ta kara nie była ostateczna. Czech wiedział, że po skończonej wojnie, takich jak on, sługów wroga, nie czeka dostatnie życie, a ciągłe szykany i procesy, ale nie chciał też tu umierać. Był zdania, że każdy robi, co może, by przetrwać i jeden drugiego nie ma prawa oceniać.

   — Pójdziesz do baraku 22. — Zalosek ożywił się na te słowa. Może! Może nie będzie dane mu dziś umrzeć! Jest nadzieja. Najważniejsza cnota w obozie.

   — Tak, herr doktor.

   — Jest tam pewna więźniarka. Nie pytaj o imię, bo nie wiem. Zabroniłem brudzić jej skórę tuszem, po numerze również nie poznasz. Ale ma zielone oczy. Jeśli ją pomylisz z inną, czeka cię smutny koniec.

   — Tak, herr doktor. Przyprowadzić ją, czy...

   — Nie skończyłem! — Mengele podniósł dłoń, jakby chciał spoliczkować Zaloska. Ten ponownie zaczął drżeć. Wiecznie zapominał z kim ma do czynienia. Mengele czasem był w porządku, a Fredrik nie był wymagający. Byle tylko żyć. I mieć co jeść.

   — Powiesz jej... Powiesz jej, że... — I tu się doktor zaciął. Miał pełną władzę w obozie, ale nie przychodziło mu nic na myśl, co mógłby powiedzieć dziewczynie, nic co nie zostałoby źle odebrane przez innych. 

   — Każesz jej stawić się tutaj jutro przed apelem — wymamrotał wreszcie.

   — Herr doktor, a przepustka? — Ośmielił się spytać potulny, lecz naiwny Czech.

   — Załatw w administracji. I nie pokazuj się tu już dzisiaj. Potrzebuję spokoju.

Gdy Zalosek, ryzykując całe swe istnienie, poinformował dziewczynę – ku jego uldze była tylko jedna o zielonych oczach we wspomnianym przez Mengele baraku – o rozkazie doktora, dwie młode kobiety stojące nieopodal, pobladły.

   — Lucio — wyszeptała jedna, załamując ręce. — Biedna Lucio.

Była to Hania. Andrea, która stała przy niej, nie odezwała się. Ale widać było po niej zaniepokojenie.

Gdy Zalosek wyszedł, Lucia nieśmiało spojrzała na nowe przyjaciółki.

   — Co z wami? Dlaczego widzę strach w waszych oczach?

Polka spojrzała na Andreę, a ta z powrotem na polkę.

   — Lucio... Doktor nigdy wcześniej nikogo nie prosił o przyjście. Zawsze brał to, co chciał. Ale gorsze jest to, że nie wiadomo, dlaczego zażądał twojej obecności. I choć może to i prośba to podszyta groźbą.

   — Andreo, nie rozumiem. Może chce mnie wykorzystać do sprzątania bądź...

   — Nie. Mengele nie bawi się w sprzątanie.

   — Zazwyczaj nie ma już po czym sprzątać — uzupełniła Hania.

Gdyby Mengele się zakochał Where stories live. Discover now