10

687 38 46
                                    

Lucia weszła do gabinetu w tej samej chwili, w której Mengele zagłębiał skalpel w ciele młodej ciężarnej. Pochodziła z transportu z Grecji i była w ciąży już przed przybyciem do obozu.

Lucia krzyknęła przerażona, gdy uświadomiła sobie, że wszystko to, co mówią o Mengele jest prawdą. A przynajmniej sytuacja, której Żydówka jest świadkiem, na to wskazuje.

   — Co herr zamierza zrobić? — spytała, dbając o procedury. Chociaż Josef prosił, by zwracała się do niego po imieniu, nie potrafiła tego zrobić w obecności innej więźniarki. Szczególnie, gdy prawdopodobnie ona umrze. Nie chciała, by nazwano ją kolaborantką.

   — Wyjąć dziecko i umieścić w macicy inne, martwe. Chcę zobaczyć, jak organizm kobiety reaguje na nieżywe, obce tkanki w ciele.

Więźniarka leżąca na stole nie znała niemieckiego. Nie rozumiała więc grozy sytuacji. Ale czuła strach. Nie o siebie, lecz o dziecko. Kochała je. W obozach nie podawano narkozy, ani znieczulenia, u Mengelego w ogóle to nie wchodziło w grę. Lubił badać reakcje pacjentów. Chociaż Greczynka cierpiała, interesowało ją jedynie jej własne dziecko. Jego życie i zdrowie. To intrygowało naukowca.

   — A dziecko? — szepnęła z trudem nowa asystentka Anioła Śmierci. Zaczynała powoli rozumieć, że zbiorowy gwałt byłby lepszą opcją. Nie chciała patrzeć na okrucieństwo ze strony osoby, którą postrzegała jako dobrą. Zaczynała rozumieć, że Mengele miał dwie twarze. Jak doktor Jekyll i pan Hyde.

   — Jakie dziecko? — Zirytowany Mengele odwrócił w stronę Lucii twarz. Ledwo go zrozumiała przez nieskazitelnie białą maskę zasłaniającą usta i nos.

   — Tej więźniarki.

Mengele wzruszył ramionami i powrócił do dalszej pracy. Lucia nie potrafiła tak stać i patrzeć. Czuła potrzebę zrobienia czegoś. Lekarz rozciął macicę i wyjął dziecko. Poklepywaniem zmusił je do krzyku.

   — Nie możesz go zabić. To dziecko. Mały człowiek. Taki jak ja, czy ty kiedyś. — Miała gdzieś zwroty grzecznościowe. Chciał bezpośredniości to ją dostał. Nie wiedziała, co ją teraz czeka. Śmierć, tortury?

Mengele przerwał zabieg. Siedział nad rozciętą macicą, wbrew sobie przetrawiając słowa swojej Żydówki. Może miała rację? Ale przecież Żydzi są gorszymi istotami, podludźmi. Nie mógł jej wierzyć.

W jego ciele tworzyła się burza wątpliwości.  Czuł, że Lucia potępia jego zachowanie. Ale musiał dbać o wieczność narodu niemieckiego. Tylko czy takimi zabiegami naprawdę mu pomagał?

   — To co mam z nim zrobić? — odparował. — To nie porodówka. W obozie nie ma miejsca na żywe noworodki.

   — Tylko tak mówisz. Masz pozycję i się liczysz. Gdybyś chciał, mógłbyś ocalić parę istnień.

Mierzyli się wzrokiem, chociaż gdyby na miejscu Lucii stała inna więźniarka od dawna byłaby martwa. Lucia nie chciała być bezużyteczna. Jeśli ten okrutny lekarz miał do niej słabość, mogła to w pozytywny sposób wykorzystać.

   — To dziecko Żydówki — odparł, jakby to wszystko wyjaśniało. — Te dzieci i tak by nie przeżyły. Nie mają odpowiednich warunków.

   — Ty je torturujesz! Robisz chore eksperymenty! — Łzy zbierały się w zielonych oczach siedemnastolatki. — Ja również jestem Żydówką. Zapomniałeś? Złamałeś postanowienia aktu, a boisz się ocalić żydowskie dziecko? Co cię powstrzymuje? Te chore przekonania waszego wodza? Kim on jest by decydować o losie milionów?

Mengele wstał i zdjął maskę i rękawiczki. W każdej chwili ktoś mógł ich podsłuchać. Może nawet ta wścibska kapo z jego baraku. Nie mógł ryzykować. A jego niemieckie wychowanie i duma z narodu nakazywała obronę Führera.

   — Hitler wie najlepiej co dla nas dobre. Nie obrażaj go przy mnie, bo będę musiał cię ukarać.

   — No to śmiało. Ukarz mnie. Nie zamierzam dłużej patrzeć na twoje okrucieństwo. Wobec mnie jesteś inny, a nie dopuszczasz do siebie myśli, że jesteś takim samym człowiekiem, jakich co dzień wysyłasz na śmierć. Twoja tortura polega na tym, że muszę na to patrzeć, o tym słuchać. Ze świadomością, że jestem bezpieczna, bo jakiś niestabilny emocjonalnie mężczyzna wymyślił sobie wobec mnie pozytywne uczucia.

Zazwyczaj opanowany Mengele stracił nad sobą kontrolę. Szarpnął Lucię za ramię i przyciągnął tak blisko siebie, że ich oddechy łączyły się w jeden. Żydówka drżała. Wbrew swoim wewnętrznym zapewnieniom bała się. Nikt nie chce umierać, ale niemo obserwując poczynania Mengelego Lucia czuła, że nie jest lepsza od niego. Powinna więc odejść.

   — Nic sobie nie wymyśliłem — wysyczał. Patrzył jej w oczy, jakby istniał między nimi niewidzialny tunel przepływu informacji, jakby w ten sposób chciał jej udowodnić, że mówi prawdę. Ale właściwe słowa nie potrafiły mu przejść przez gardło. Bał się odrzucenia i nie rozumiał pewnych uczuć. Zamiast tego, ignorując strach przed nakryciem i ignorując płaczące na stole dziecko i jego omdlewającą matkę, złączył swoje usta z żydowskimi, które od narodzenia były mu zakazane. W ten oto sposób oprawca i jego ofiara złączyli się w jedną osobę, przełamali wszelkie bariery, pokonali granice.

Wtedy też Lucia przegrała z własnym rozsądkiem i strachem przed kolaboracją. Odwzajemniła bowiem pocałunek.

Nie spodziewałam się tak szybko tego rozdziału. Pod wieloma względami jest niedoskonały, ale i tak mnie zadowala. Zostawcie coś po sobie. Lubię czytać Wasze myśli. Miłego dnia, kochani.

Gdyby Mengele się zakochał Where stories live. Discover now