1. Sprzedajesz swoje ciało za narkotyki

2.4K 74 4
                                    

Donośne pikanie budzika za chwilę doprowadzi mnie do szału, jeśli ktoś go natychmiast nie wyłączy. Codziennie to samo... Powieki miałam tak ciężkie, jakby pociągnięte klejem. Zaraz... Mój budzik nie pika. Choćby dlatego, że nie mam budzika. Moim budzikiem jest moja matka, która zwykle drze się w niebo głosy, kiedy tylko mam czelność nie wstać z łóżka przed dziesiątą.

Pik. Pik.

Pik.

Głowa mi pęka. W ustach czuje suchość i piasek całej tej planety. Oczy pomimo, że zamknięte, to gdzieś z zewnątrz otacza mnie jasne światło. Czas najwyższy wyłączyć ten budzik.

Niechętnie uchyliłam jedno oko, a dotarło do mnie jeszcze jaśniejsze światło. Po za światłem, dotarło do mnie również to, że w swoim pokoju na pewno nie jestem, chyba, że ktoś podmienił mi lampę na stojak z kroplówką. Znowu to samo.

- Gaja. - usłyszałam głos matki, pełen goryczy i żalu do całego świata.

Uchyliłam drugie oko, kiedy do jednego dotarło to, gdzie w ogóle się znajduję. Biorąc pod uwagę dobrze mi znany kolor ścian i twardą pościel, jestem na Powstańców. Choć mój mózg powoli ogarnia z jakiego powodu tutaj jestem, to za nic w świecie nie jestem w stanie sobie przypomnieć poprzedniego dnia.

- Gaja. - znowu ona. Niepewnym wzrokiem spojrzałam na swoją matkę.

Jak zwykle ubrana w komplet od... W sumie cholera wie od kogo. Blond włosy ułożone, usta pociągnięte szminką, a oczy puste... Wypłakane po wsze czasy.

- Znów to zrobiłaś. - westchnęła, kiedy uznała, że się dobudziłam. - Obiecałaś mi coś. Obiecałaś i słowa nie dotrzymałaś... Po raz kolejny. Nie jestem w stanie tego dłużej znosić.

Podniosła się z metalowego krzesła i po prostu wyszła, zostawiając mnie z pytaniem głównym "co robiłam wczoraj?". A może przedwczoraj? Może i dwa dni temu, przecież nie można być aż tak drobiazgowym.

Okej, wiem, co robiłam. Robiłam to, co zawsze, ale okoliczności są mi już mniej znane. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, czując coraz większy ból głowy. Nikogo po za mną nie było na sali, chociaż tyle od życia. Ruch sprawiał mi ogromny ból istnienia, a zwykłe mruganie powiekami przyprawiało mnie o zawroty. Spojrzałam jeszcze na szafkę po prawej stronie, ociężale złapałam niewielką miskę i zwróciłam do niej to co jeszcze jakimś cudem zalegało mi na żołądku.

- Witam, panno Nowacka, widzę, że się już obudziliśmy. - kolejny głos, który miałam okazję już słyszeć kilka razy w swoim życiu. - Mdłości mogą występować jeszcze do końca dnia, ale kroplówka uzupełnia to, czego brakuje. Jak się pani czuje?

- Jakby mnie ktoś skopał i wrzucił pod tira. - odpowiedziałam zachrypniętym głosem, wycierając wierzchem dłoni usta.

Lekarz z oddziału gastrologicznego był koło czterdziestki, na głowie było trochę siwizny, a w oczach ciągła troska. Jakby było o co.

- Proszę się nie przemęczać. - wymamrotał, zapisując coś w mojej karcie. - Nie będę kolejny raz przedstawiał procedur, które są nam obojgu dobrze znane. Do wieczora powinna przyjść pielęgniarka z wypisem, a za 3 dni kontrola w swojej przychodni. Resztę już przekaże pani mama.

- Resztę? - spytałam.

Zakłopotany potarł palcami o swoje czoło i udawał, że coś sprawdza kolejny raz w mojej karcie. Facet kompletnie nie nadawał się do przekazywania informacji niewygodnych.

- To już któryś raz z kolei, czas pomyśleć o odwyku, panno Nowacka.

Odwyk? Jasne, dam się dobrowolnie zamknąć z największymi czubkami w promieniu dwustu kilometrów. Dam sobie rękę uciąć, że to jest marzenie każdej dwudziestopięciolatki, która jeszcze nie znalazła w swoim życiu czasu na męża, dzieci i zapchlonego psa.

Może i przecholowałam, ale na pewno nie nadaje się na żaden odwyk. Jakbym miała ochotę to bym nie brała, a że w Ciechanowie to główna rozrywka, to cóż począć? Zawsze mogłam zacząć robić na drutach. Choć według mojej matki to druty to i owszem, ale ciągnę.

|- Gaja, a skąd ty masz pieniądze na te świństwa? Chyba nie powiesz mi, że te marne grosze od ojca ci na to wystarczają?

- A jak ci powiem, że mam miłych kolegów, to nagle mi uwierzysz?

- Boże... Sprzedajesz swoje ciało za narkotyki?!|

Ciężko kobiecie pojąć, że ci, z którymi zwykle przesiaduje wmawiają sobie, że ćpają tylko w towarzystwie. Więc jestem tym towarzystwem. Zaproszona nie płaci, prawda?

Resztę dnia w tej umieralni spędziłam na kompletnie niczym. Średnio co godzinę wymiotowałam, a pielęgniarka mi tylko naczynie wymieniała. Jeszcze chwila, a w tym metalowym cholerstwie wylądowałby mój żołądek. Ktoś by mógł powiedzieć, że powinnam teraz płakać i wydzwaniać do matki z przeprosinami, ale po co? Wszyscy wiemy, że każda z nas ma na ten temat swoje zdanie. Ona nigdy nie postawi się w mojej sytuacji,Ca ja na pewno już nie mam zamiaru stawiać się w jej. Zbyt wiele od niej usłyszałam, żeby teraz użalać się nad tym, że domniemanie chce mi pomóc. Pomoże mi zostawiając mnie w świętym spokoju.

Wypis dostałam o godzinie siedemnastej trzydzieści, według lichego zegarka na ścianie sali. W międzyczasie jeszcze inna pielęgniarka pozbyła mnie pulsoksymetru, kilku kabli z piersi, a przede wszystkim kroplówki, która się skończyła chwilę przed wypisem. Przebrałam się w łazience w ciuchy, które przyniosła matka. A skoro ona to zrobiła, to poprzednie pewnie się nadają tylko do śmieci.

Pielęgniarka od wypisu była na tyle miła, że jeszcze przyniosła moją torbę z depozytu, a to pozwoliło mi zniknąć z tego miejsca w ciągu kilku minut.

Po drodze minęłam lekarza, nie odzywając się ani słowem, choć na usta cisnęło mi się "do zobaczenia". Nie oszukujemy się, ale z pewnością się to ziści.

Dobiegała godzina dziewiętnasta, kiedy ociężałym spacerem dotarłam pod blok, w którym mieszkałam z matką. Sama w zasadzie nie wiem, czy wchodzić, czy ulotnić się do znajomych. Postanowiłam jednak, że prościej będzie udobruchać ją przez dwa dni i wszystko wróci do normy na jakiś tydzień.

W moim obecnym stanie mieszkanie na parterze miało swoje uroki. Zwała jaka mi towarzyszyła aktualnie doprowadzała moje serce do istnego szaleństwa, dalej jak na półpiętro bym chyba już nie doszła. Nacisnęłam klamkę i weszłam do środka, zapalając światło w przedpokoju. Było coś za cicho, ale w gruncie rzeczy było mi wszystko jedno. Było już późno, a moja boląca głowa i kołatające serce pragnęło własnego łóżka.

- Gaja. - boże, ten głos mnie prześladuje. - Chodź tutaj, usiądź i porozmawiamy.

Przeszłam kilka kroków do salonu, gdzie przy stole siedziała matka z jakimiś papierami przed sobą. Pewnie znowu przyniosła pracę do domu.

- Jestem zmęczona. - odpowiedziałam, wchodząc do pomieszczenia.

- Oh, niewątpliwe. - wywróciła oczami. Brawo, Halinka, uczysz się obojętności. - Usiądź.

Zrobiłam co chciała. Im szybciej się wygada, tym szybciej pójdę spać. Kiedy tylko mój tyłek spotkał się z siedzeniem, moja matka jak robot, jednym ruchem ręki odwróciła w moją stronę dwa formularze. Mój wzrok spoczął na nagłówku tego po lewej stronie - Ośrodek Terapii Uzależnień.

- W tym momencie stawiam ci warunki. - odezwała się po chwili. - Mam już serdecznie dosyć oglądania cię naćpanej, upalonej, pijanej i niszczącej sobie życie z głową w sedesie. Mam tego serdecznie dosyć. Tutaj są formularze do wypełnienia, w Warszawie jest ośrodek. Czy tego chcesz, czy nie, pojedziesz tam i zaczniesz się leczyć. To jest mój pierwszy warunek. Drugi jest na wypadek twojego zapędu do samodestrukcji. - tutaj przysunęła do mnie jakąś wizytówkę, ale dostrzegłam na niej imię i nazwisko mojego ojca. - Jak nie masz zamiaru się leczyć, to pakuj się i jedź do ojca, ja dłużej nie będę tego znosić.

HALF DEAD  •  QUEBONAFIDE  •  30/35Where stories live. Discover now