13. Ten Grabowski działa mi na nerwy

1K 64 11
                                    

- Ja chyba nie chcę wychodzić.

Zmieniłam zdanie po raz trzeci tego wieczoru, pomimo, że od godziny już byłam w miarę wyszykowana. Nie wiedziałam, co Kuba zaplanował, a on sam nie chciał się odezwać ani słowem, co jeszcze bardziej mnie tylko odwodziło od wyjścia.

- Nie marudź, za chwilę idziemy. - pojawił się znikąd za moimi plecami. - I nie pal tyle, bo ci odetnę fajki.

- Przepraszam, tato? - prychnęłam, odwracając się w jego stronę z uniesioną brwią. - To moja główna rozrywka.

- Już ja ci zapewnię rozrywki...

Puściłam tą uwagę mimo uszu, pomimo, że wciąż chciałam wiedzieć, gdzie mnie chce zabrać. Nigdy nie lubiłam żyć w niepewności i niewiedzy, a tego teraz mi pod dostatkiem. Choćbym miała tutaj wypalić pół paczki, to nie puści pary z ust, dobrze o tym wiem.

Wyszliśmy z mieszkania krótko po godzinie osiemnastej. Było dosyć ciepło, jak na sierpniowy wieczór przystało. Z bólem serca włożyłam na siebie coś ładniejszego niż wytarte jeansy i koszulka podprowadzona z szafy Kuby, których i tak miał za dużo.

Rozejrzałam się w prawo i w lewo, kiedy tylko znalazłam się na chodniku przed blokiem i przełknęłam głośno ślinę. Jakiś nieznany dotąd dreszcz przeszedł po moim kręgosłupie, a w głowie malował się autopilot do ciemniejszych stron miasta. Szybszy oddech mnie opuścił w momencie, kiedy poczułam dłoń na swoim ramieniu i wróciłam do rzeczywistości.

- Okej? - spytał, a ja tylko pokiwałam szybko głową, dając się poprowadzić do samochodu.

Całą drogę nie odzywaliśmy się do siebie ani słowem, tylko widziałam ukradkowe spojrzenia Kuby w moją stronę, jakby bał się, że zaraz wyskoczę z auta. W zasadzie nawet nie miałam co o tym myśleć, bo kontrolkę zablokowanych drzwi na desce rozdzielczej jeszcze potrafię rozpoznać. Gniotłam palce między nogami, wciąż zastanawiając się gdzie jedziemy. Nie chciałam przebywać wśród ludzi, to mnie najbardziej stresowało. Na tą chwilę byłam w stanie zdobyć się na towarzystwo ekipy, ale nic ponad to. Gdzieś w głowie świdrowała mnie myśl, że wszyscy się na mnie gapią, jak na małpę w zoo.

Wyrwał mnie z myśli dźwięk gaszonego silnika i podniosłam głowę, spoglądając na Kubę.

- Jesteśmy. - powiedział, uśmiechając się.

Ani nie zdążyłam się dobrze rozpiąć z pasów, kiedy drzwi z mojej strony się otworzyły. Ujęłam dłoń blondyna i wysiadłam z samochodu. Było ciemno, kompletnie nie wiedziałam gdzie jesteśmy, po za tym, że gdzieś z dala od centrum.

- Gdzie jesteśmy? - spytałam, podążając z nim ramię w ramię.

- Pamiętasz, jak kiedyś mówiłaś, że zrobisz osiemnastkę nad Wisłą?

Och, oczywiście, że pamiętałam... Trajkotałam o tym przez kilka tygodni, żeby koniec końców napruć się jak świnia z chłopakami pod ciechanowskim trzepakiem.

- Wciąż to pamiętasz? - uśmiechnęłam się, spoglądając w jego stronę.

- Tyle czasu o tym mówiłaś, że ciężko byłoby zapomnieć. - zaśmiał się, poprawiając torbę na ramieniu. - Słowa dotrzymuję, jesteśmy tylko my, żadnych innych ludzi.

Stanęliśmy na skraju niewielkiej skarpy, przed nami była tylko rozlegle szeroka rzeka, a za nią leniwie migotały światła oddalonego centrum miasta.

- Pięknie... - rozmarzyłam się, wpatrując się w otaczający mnie spokój.

Kątem oka zauważyłam, jak Kuba z torby wyjmuje koc, rozkłada go i poklepuje miejsce koło siebie. Szybko je zajęłam, wciąż nie odrywając wzroku od widoków. Siedząc tutaj człowiek mógłby spokojnie pomyśleć, że czas się zatrzymał.

HALF DEAD  •  QUEBONAFIDE  •  30/35Où les histoires vivent. Découvrez maintenant