45. Sam stawiałem sobie mur ograniczeń, który począł pękać, nim go ukończyłem.

684 125 101
                                    

Media: Ludovico Einaudi - Fly (piano cover)

Cezary

"Nie pozwól, by język wyprzedzał myśli" - Antoni Czechow.


         – Chciałem pana przeprosić za ubiegłotygodniowe spotkanie – zacząłem, gdy już rozsiadł się na kanapie.

         Miałem siedem dni, by przeanalizować tamtą sesję z każdej możliwej strony. I moja końcowa opinia była jednoznaczna: zawiodłem. Dziś siedziałem przed nim na swoim fotelu. Dziś trzymałem na kolanach notatnik, a w dłoniach długopis. Dziś wykorzystywałem wszystkie swoje siły, by zachować spokój, by odpowiednio zebrać myśli.

         Miałem siedem dni, podczas których podjąłem również kilka innych kroków. I być może było to szalone, być może przekroczyłem kolejną granicę, które niedługo trafią do odmętu sterty tych, które nie sposób zliczyć. Jednak musiałem sprawdzić. Musiałem upewnić się, co czekać może Mikołaja, gdy przerwę terapię i namówię go do zmiany lekarza. Od wtorku do soboty umawiałem się u przypadkowych, rzekomo najlepszych – biorąc pod uwagę internetowe opinie i oceny – psychiatrów-psychoterapeutów w mieście. Z zimną krwią dopuszczałem się przez te pięć dni kłamstw na temat własnego zdrowia psychicznego, by otrzymać informacje odnośnie sposobu przewidzianego leczenia. Żaden z pięciu specjalistów nie zaproponował mi terapii. Trzech z nich na moją prośbę, uspokoiło mnie, próbując wytłumaczyć, że wystarczą mi leki. Rzecz jasna każda z tych osób gotowa była do odpowiedzi na pytania – na które swoją drogą w wielu przypadkach nie znali wyczerpujących odpowiedzi – jednak nikt nie chciał się podjąć terapii, mimo rzekomego statusu psychoterapeuty.

         Nie mieściło mi się to w głowie.

         Zdawałem sobie sprawę, że kroki jakie podjąłem nie należały do chwalebnych, jednak dały mi wyraźny obraz sytuacji. Nie mogłem pozwolić, by Mikołaj trafił do kogoś innego. Nie mogłem pozwolić mu na ruletkę, gdzie szanse, że trafi do kogoś, kto pokieruje odpowiednio jego przypadkiem być może nie sięgały nawet dwudziestu procent.

         Jego zdrowie było dla mnie ważniejsze, niż wszystko inne. Co tylko jeszcze bardziej determinowało mnie do wymazania z pamięci tej niepoważnej miłostki, która szczęśliwie zdawała się mi blednąć.

         A przynajmniej tak myślałem, do momentu, w którym nie przeszedł przez próg mojego gabinetu. Zabrakło mi tchu i mimo usilnych starań musiałem odwrócić wzrok. Musiałem odwrócić wzrok, by nie ujrzał w moich oczach tego, co w tamtym momencie czułem, co zdumiało mnie samego, co było dla mnie czymś nowym. Nigdy, w żadnym momencie swojego niemalże trzydziestotrzyletniego życia, nie czułem się w taki sposób. I nie ukrywałem, przerażało mnie to. Ogrom emocji, jaki mną owładnął, ogrom reakcji mojego umysłu i ciała na zaledwie jego widok. 

         Musiałem być silniejszy od tego. Musiałem z tym walczyć, bo Mikołaj nie mógł ode mnie odejść.

         – Nie ukrywam, że tamten pocałunek wytrącił mnie z równowagi na tyle, że ostatnie spotkanie sprawiło mi trudność – kontynuowałem, czując zaraz, że znów popełniłem błąd. Bowiem spojrzał na mnie zaraz, a ja dostrzegłem niewyraźną bruzdę pośrodku jego czoła, dającą mi do zrozumienia, że roztrząsa właśnie moje słowa.

         Już chciałem się tłumaczyć, wycofywać, jednak po szybkiej analizie doszedłem do wniosku, że to tylko pogrążyłoby mnie bardziej. Mówiłem więc dalej. Tak, jakbym nie popełnił żadnej gafy, jakby wszystko było w porządku, a ja omawiałbym jakieś suche fakty.

NieważneWhere stories live. Discover now