Rozdział 15

3.1K 260 96
                                    

Harry jak na złość słyszał jak zegar tyka, co go niezmiernie irytowało. Od kilku dni był bardzo rozdrażniony, wreszcie dzisiaj był ten dzień, w którym spotka osoby, które zniszczyły jego dzieciństwo... Z jeden strony się bał, z drugiej był pewny, że złość pojawi się w nim, gdy się wreszcie spotkają.

Westchnął i potrząsnął głową. Nie miał pojęcia jak wszystko się w końcu rozwiąże. Miał nadzieję, że Lily jest cała, a James nie przesadził.

Nie chciał, aby coś się komuś stało, oczywiście komuś, kto na to nie zasługiwał.
Harry nie przepadał za nie miłymi ludźmi.

Tak, zdawał sobie sprawę, że Charlus nie jest winny tej całej sytuacji. To jednak było i jest tylko dziecko, które zostało źle wychowane i nikt nigdy nie wytłumaczył mu jak się zachowywać i jak radzić sobie ze swoimi emocjami.

Mortem aportował ich przed dom Potterów... Jego dawny zakątek, w którym się chował. Nic się nie zmieniło, ten sam mały domek w Dolnie Godryka.

Chłopak podszedł do drzwi i zapukał.

Gdy drzwi otwarły się, obydwoje zostali zaproszeni przez małego przestraszonego skrzata. Tak samo, jak zewnątrz się nie zmieniło tak i wewnątrz.

Cisza, która zapanowała w salonie była niekomfortowa, ale Harry nie miał ochoty jej przerwać. Jego rodzice nie zmienili się ani trochę. Lily nadal miała ogniosto - rude włosy i zielone oczy, a James rozczochrane kręcone włosy i brązowe oczy. Mały Potter miał ochotę pluć nad toaletą aż uda mu się zwymiotować, całe to miejsce wprowadzało go w obrzydzenie.

- Co was opętało, aby stworzyć całą kampanię, aby mnie znaleźć - Zaczął chłopak - Wszyscy dobrze wiemy, że tak naprawdę cała ta sytuacja była nieunikniona. Na pewno podejrzewaliście, że kiedyś odejdę. Nienawidzę tego, że zrobiliście z siebie kochającą rodzinkę przed połową Wielkiej Brytanii.

W środku Harry'ego gotowało się, na razie udawało mu się powstrzymywać gniew, który go zalewał. Niestety strach krył się w jego głowie... Nie chciał się bać, ale nie potrafił tego powstrzymać. Ci ludzie nie zasłużyli na jego emocje.

- Co niby mieliśmy zrobić - James parsknął rozzłoszczony - Wszyscy by się dowiedzieli prędzej czy później.

- Przyznam... Co do ciebie i Charlusa nie jestem ani trochę zaskoczony - Przyznał Harry, próbując opanować drżenie swojego głosu - Ale Lily zawsze myślałem, że to ty jesteś prawdziwą ofiarą tej rodziny jednak widać, że z czasem pozbyłaś się resztek człowieczeństwa i postanowiłaś po prostu o mnie zapomnieć.

- Harry... Nie rozumiesz - Zaczęła cicho kobieta, a w jej oczach zabłysły powstrzymywane łzy.

- Nie rozumiem?! Czego niby nie rozumiem - Wybuchł chłopak i zerwał się z krzesła, na którym siedział.

- To wszystko przez ciebie - Wyznała czarownica i sama wstała ze swojego miejsca - Gdybyś się tylko nie urodził to wszystko byłoby dobrze! Nic nigdy by się nie popsuło, żałuje, że cię nie zabiłam, kiedy miałam szanse! - Załkała Lily, łzy spływały jej po policzkach, ale w oczach płonął szalony ogień.

Harry wzdrygnął się jakby ktoś uderzył go w twarz, przestał się ruszać, ale mimo to jego myśli szalały. Wszystko miało teraz sens... Ona nigdy go nie kochała, bo dla niej był tylko bezużytecznym...

Jego tok myśli przerwał Mortem, który nagle przycisnął mniejszą kobietę do ściany. Mimo iż kobieta się wyrywała to nic to nie dało, zawisła centymetr nad ziemią bezwładnie.

James wstał, aby pomóc żonie, ale silna siła przygniotła go do ziemi.

Charlus załkał cicho i schował się za kanapą. Harry nie wierzył, że ten chłopak został wybrany jako ich zbawiciel... Gryfon był tchórzem i małym rozpieszczonym gnojkiem, który nie zasłużył na połowę rzeczy, które posiadał.

- Lepiej mnie posłuchaj mała duszyczko, straciłem moją cierpliwość, gdy te ohydne słowa opuściły twoje usta - Mortem powiedział szeptem. Harry'ego przeszły ciarki na jego głos. Nigdy nie słyszał, aby brzmiał tak przerażająco.

- Kim ty niby jesteś?! Puść mnie natychmiast! Ach! Pewnie ten mały gnojek wykorzystuje cię do tego! Tak jak innych arystokratów potrafi zauroczyć tak jak i ciebie!

- Mój malutki panie... Mogę ich zabić - Zapytał chłodno mężczyzna nagle puszczając kobietę, która spadła boleśnie na ziemię.

- M-mortem - Zająknął się chłopak - Nie wiem...

- Chciałaś wiedzieć kim jestem - Mruknął mężczyzna - Mam różne imiona, ludzie tacy jak wy nazywają mnie śmiercią. Ty i twój mąż zagrażacie i sprawiacie przykrość mojemu panu... Nie będę tego tolerował.

Ciała Jamesa i Lily uniosły się szybko w powietrze, a potem spadły bezwładnie jak marionetki. Harry patrzył lekko przestraszony na dwa martwe ciała jego rodziców.

- Śmierć - Zapytał cicho Harry - Mortem co to ma znaczyć? O czym ty mówisz?

- Przepraszam, że ci nie powiedziałem, ale nie mogłem cię złamać tak jak ci ludzie.

Chłopak dał się przytulić do większego ciała.

- Dziękuje - Wyszeptał w klatkę piersiową mężczyzny - Nie jestem zły, nie mogę być na ciebie zły... Kocham cię, wiesz o tym?

- Oczywiście, że wiem malutki. Ja też cię kocham, dlatego proszę pozwól mi cię posiąść w pełni.

- Dobrze, ufam ci - Odparł cicho chłopak, a na jego twarzy pojawił się rumieniec.

Obietnica nieznajomegoDonde viven las historias. Descúbrelo ahora