KONTROLA

2.2K 144 17
                                    

Tydzień, który Harry z Louisem mieli na poznanie siebie minął bardzo szybko. To dzisiaj był dzień, kiedy młodszy miał się wprowadzić do swojego dominata. Teoretycznie.

Tomlinson był przybity od rana. Można śmiało powiedzieć, że wstał lewą nogą. I zdecydowanie nie miał ochoty na spotkania, ani nawet rozmowy z nikim. Gdyby tego wszystkiego było mało, był w domu całkiem sam. Jego jeden współlokator był obecnie w pracy, a drugi na uczelni.

Leżał właśnie na kanapie z nogami owiniętymi w koc, pijąc kakao, kiedy usłyszał dzwonek do drzwi. Szczerze mówiąc, nie spodziewał się nikogo, dlatego nawet nie wstał z miejsca, ale gdy usłyszał dzwonek po raz drugi, ślamazarnie podniósł się z poprzedniej pozycji.

- Dzień dobry. James Corden. - usłyszał zaraz po otwarciu drzwi, a nieznany mężczyzna wystawił dłoń w jego kierunku.

- Tomlinson. - uścisnął rękę, lustrując niejakiego Jamesa. - A pan jest...

- Przyszedłem na kontrolę. - uśmiechnął się lekko. - Jak zapewne jest panu wiadome, po tygodniu od podpisania umowy ktoś z naszych ludzi ma się stawić do dopasowanych osób, sprawdzić, czy dotrzymali oni jej postanowień.

- Proszę mówić mi Louis. - mężczyzna starał się zapanować nad stresem, który właśnie go opanował. - Zapraszam do salonu.

- Dziękuję. - obydwoje skierowali się do wspomnianego miejsca. - Czy możesz poprosić swojego uległego aby go nas przyszedł?

- Chwilowo nie ma go w domu. - starał się zgrywać i trzymać nerwy na wodzy.

- W takim razie, gdzie jest, jeżeli można wiedzieć? - nieznajomy mężczyzna zdawał się nie był pocieszony tym faktem.

- Wysłałem go do sklepu. Zaraz po niego zadzwonię i zjawi się tutaj lada chwila. - uśmiech Louisa był wymuszony na tyle, na ile tylko potrafił. Powoli wyjął z kieszeni telefon, wybierając numer swojego uległego, jakkolwiek zabawnie to nie brzmiało.  

♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥

Harry siedział w pobliskiej kawiarni, pijąc podwójne espresso bez ani odrobiny cukru, jednocześnie zajadając się pysznym ciastem o smaku słonego karmelu z orzechami. Jego dzisiejszy dzień był istną sielanką, której, jak się zdawało,  nic nie było w stanie przerwać. Jednak nie miał także świadomości, że telefon, który właśnie teraz dzwonił miał zmienić wszystko. 

- Harold. - usłyszał poważny głos Louisa po drugiej stronie słuchawki. 

- Cześć Loubear. - zażartował sobie, jednak po chwili zdał sobie sprawę, że to nie rozbawi mężczyzny, bo on zdecydowanie nie jest typem człowieka, który lubi takie przezwiska. - Coś się stało, że dzwonisz? - zapytał po chwili, lecz niemalże w tym samym momencie otrzymał już odpowiedź. 

- Masz jak najszybciej wrócić z zakupów do domu. - nim lokowany zdążył odpowiedzieć, kolejne słowa opuściły usta starszego. - Nie interesuje mnie, że czekasz jeszcze w kolejce! - podniósł głos. I dopiero wtedy Harry domyślił się, o co tak naprawdę chodzi. Ale najwidoczniej Louis postanowił odgrywać to przedstawienie sam. - Harry, chyba wyraziłem się jasno! 

- Odpowiedz mi tylko jednym słowem. Kontrola? - Harry mimo wszystko postanowił dopytać się, czy aby na pewno jego przypuszczenia były słuszne.

- Tak! A teraz dosyć dyskusji. Porozmawiamy sobie inaczej w domu! - po tych słowach Tomlinson rozłączył się, a Harry zaczął odrobinę panikować. 

Po chwili namysłu zdecydował, że gdyby wsiadł w autobus, spokojnie zdążyłby szybko wrócić i być może nawet wystarczyłoby mu piętnaście minut. Ale z drugiej strony, miał być uległym Louisa od tygodnia. A w tydzień żaden uległy nie jest idealny i nie robi wszystkiego tak, jak trzeba. Dodatkowo, może troszeczkę miał ochotę sprawdzić cierpliwość samego Louisa. Dlatego zdecydował, że pójdzie do pobliskiego sklepu, żeby kupić kilka produktów i to właśnie z nimi, spóźniony, wróci do domu. 

♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥

- Czy aby na pewno Harry wie, gdzie ma przyjść? - zapytał mężczyzna, a z jego stylu mówienia można było wyczuć jad. - Być może tak naprawdę nie mieszka u ciebie tak jak powinien? - Louis odrobinę zagotował się na te słowa. Okej, spodziewał się kontroli. Wiedział, że osoba, która przyjdzie może pytać, rozglądać się po mieszkaniu, ale nie miał pojęcia, że trafi się ktoś tak upierdliwy.

James Corden był tak naprawdę jednym z najdokładniejszych i jak Bóg wielu świadkiem, mało kto chciał trafić właśnie na niego. Mężczyzna zdążył już przejrzeć cały dom, wchodząc do każdego pomieszczenia po kolei, nie krępując się niczym. Natomiast teraz siedział wraz z Louisem w salonie, pijąc sok pomarańczowy. 

- Jestem stuprocentowo pewny, że... - nim zdążył powiedzieć co miał na myśli, w przedpokoju dało się usłyszeć dźwięk otwieranych drzwi. Obydwoje ruszyli w tamtą stronę. 

- Już jestem. - powiedział wesoło Harry, który właśnie w tym momencie spojrzał na mężczyzn. - Kupiłem wszystko co miałem i oprócz tego chipsy na wieczór, o ile to nie problem. - wskazał na siatkę leżącą na podłodze tuż obok. 

- O co cię prosiłem? - głos Louisa był szorstki i młodszy miał wrażenie, jakby ten naprawdę był zdenerwowany i zły. Były dwie opcje. Albo Louis był świetnym aktorem, albo rzeczywiście się w nim zagotowało. Lokowany pozostał bez słowa. - Pytam o coś! - Tomlinson podniósł głos, patrząc surowo na młodszego. - O co cię prosiłem?

- Żebym przyszedł od razu . - połknął niepewnie ślinę, zastanawiając się jak ma teraz zagrać. - Przepraszam. - burknął. 

- Co to było?! - James uważnie przyglądał się sytuacji i wsłuchiwał w rozmowę tej dwójki. - Nic nie słyszałem. 

- Przepraszam. - odpowiedział pewniej i zdecydowanie głośniej. 

- Będziemy mieli jeszcze do porozmawiania. Widzę, że nie nauczyłeś się jeszcze podstawowych zasad, które ci dałem. Ale teraz przejdźmy do czego innego. To jest James Corden. Przyszedł na kontrolę. 

- Harry. Harry Styles. - młodszy podał dłoń, patrząc na wszystko niepewnie. Nie do końca wiedział, na czym to wszystko ma polegać. 

- Miałem do zadania kilka pytań, ale nie jestem w stanie tego zrobić, bo zbyt długo musieliśmy na ciebie czekać. Może teraz będziesz wiedzieć, że takie zachowanie nie powinno mieć miejsca i jest nieodpowiednie dla dobrego uległego. Jeżeli sam oczekujesz szacunku, okazuj go także innym. - głos nieznajomego mężczyzny był nieprzyjemny i tak naprawdę pierwszy raz w życiu Styles poczuł się, jakby ktoś miał go karać samymi słowami. - Pokaż mi swój pokój i zasady, o których było wspomniane. Muszę sprawdzić, czy wszystko to daje ci dobre, odpowiednie warunki. Kolejną kontrolę będziecie mieli za dwa tygodnie. A teraz prowadź. - jego głos był nadal nieprzyjemny. 

Neither Dom, nor Sub |Larry|Where stories live. Discover now