MOGĘ SIĘ PRZYTULIĆ?

1.5K 137 36
                                    

- Wiesz, tak naprawdę to chciałbym ci podziękować. - Louis uśmiechnął się nieśmiało, patrząc Harremu prosto w oczy. - Za wszystko wczoraj. Mam na myśli tę noc i te kanapki, które zostawiłeś. To było miłe. Nie pamiętam, kiedy ostatnio ktoś inny niż Zayn zrobił coś tak w stu procentach dla mnie. - mężczyzna czuł się zawstydzony tym, co właśnie mówił, ale wiedział, że tak właśnie powinien się zachować. - Nie bądź na mnie zły za wczorajsze zachowanie. 

- Nie jestem zły. Wręcz przeciwnie. Jestem zadowolony, że przepraszasz, chociaż nie musiałeś tego robić. Ja też powinienem cię przeprosić. - nie przestawali rozmawiać ani na chwilę, wciąż idąc po łące, którą słońce rozświetlało promieniami. - Może usiądziemy? - Harry wskazał puste miejsce pod jednym z drzew, nawet nie czekając na odpowiedź starszego i siadając. 

- Mamy siedzieć tutaj? - Louis popatrzył na niego niepewnie. - Tak na ziemi? Będę cały brudny. - powiedział głośniej, niż planował. Przypomniał sobie, jak Nick za każdym razem zwracał mu uwagę na to, że wygląda niechlujnie i wiecznie się brudzi. 

- W takim razie proszę. - Styles jak gdyby nigdy nic ściągnął z siebie koszulkę i położył ją na ziemi. - Teraz możesz spokojnie usiąść i o nic się nie martwić. - zaśmiał się, ciągnąc Louisa tak, że ten upadł na tyłek. - Musisz trochę wyluzować i przestać przejmować się tym, co pomyślą inni. - zaśmiał się ponownie.

- Oh, to dlatego siedzisz teraz na środku pola w połowie rozebrany? - szatym chciał podpuścić młodszego. - Może powinieneś rozebrać się całkowicie i zacząć od razu opalać?

- Kochanie, nie musisz powtarzać dwa razy. To całkiem dobry pomysł. - niestety Louis nie miał pojęcia, że Harry należy do tych ludzi, którzy lubią mówić "że ja nie dam rady?". Nie trwało nawet dwie sekundy, nim Harry już wstał, chwytając za pasek spodni.

- Siadaj. - Tomlinson pisnął natychmiastowo, upewniając się, że dookoła nie ma ludzi. - Debil. - mruknął, starając się udawać, że nie słyszy śmiechu lokowanego, który finalnie znowu usiadł obok niego. 

Mężczyźni siedzieli dłuższą chwilę w ciszy, nie rozmawiając ze sobą. Harry wystawił buzię w stronę słońca, starając się złapać pojedyncze promienie słońca, a Louis bawił się kwiatami znajdującymi się dookoła nich. Wszystko dookoła było tak piękne. Starszy nie pamiętał, kiedy ostatnim razem miał szansę tak po prostu przejść się i posiedzieć w tak cudownym miejscu. Tak naprawdę, nawet nie pamiętał, kiedy po prostu bez powodu poszedł na spacer... Może zabrzmi to dziwnie, ale spacery zawsze kojarzyły mu się z ucieczką. Ucieczką od emocji, od osób, od własnych myśli. 

- Co robisz? - jego przemyślenia przerwał Harry, który w końcu otworzył oczy. 

- Oh, nic takiego - Tomlinson schował kwiatki za swoimi plecami, czując rosnący wstyd. Nie chciał, żeby ktoś znowu wziął go za dziecinnego.

- Nic takiego? - Harry lekko się uśmiechnął. - No dalej. Pokaż. Skoro to nic takiego, to tym bardziej mogę to zobać co? 

- Możesz... - chłopak wyciągnął zza pleców nieduży wianek z biało-różowych stokrotek. - Zrobiłem tylko to. Ale nieważne. Wyrzucę go. - już miał zamachnąć się ręką i rzucić kwiatową koroną w dal, kiedy Styles chwycił jego dłoń. 

- Nie waż się tego wyrzucać. - powiedział ostro, ale w żarcie. Mimo wszystko spowodowało to, że Louis się wzdrygnął i odwrócił wzrok. - I jak wyglądam? - ostatnim, czego Louis by się spodziewał było to, że Harry założy sobie wianek na głowę i zacznie się szczerzyć. - Myślisz, że wyglądam wystarczająco seksownie, czy nie?

- Myślę, że nie jesteś ani trochę seksowny. Chociaż ten wianek starał się zrobić co w jego mocy, żeby trochę ci pomóc. - powiedział zuchwale, udając niewzruszonego.

- Ojejku, a starałem się zrobić wszystko, żeby wyglądasz kusząco na naszej małej randce. - Harry udawał, że zrobił się smutny i spuścił teatralnie wzrok.

- Randce?! - Louis prawie zakrztusił się powietrzem starając się powiedzieć to słowo. Nikt nigdy nie chciał zabrać go na randkę, a wyjście z Harrym było po prostu... wyjściem.

- Myślę, że wspólne wyjście na którym jestem nagi od pasa w górę, a na głowie mam kwiatki i robię z siebie głupka, żeby spowodować uśmiech na twojej twarzy można nazwać małą ranką. Ale broń Boże nie randką. Gdyby to była randka w pełnym znaczeniu tego słowa, uwierz mi, postarałbym się bardziej. - Harry był całkowicie szczery, ale widząc coraz bardziej niepewną minę Louisa postanowił uciąć temat. - Żartuję, nie panikuj. Po prostu wyszliśmy na spacer, tak? - uśmiechnął się, dotykając dłonią policzka Louisa, który kiwnął potakująco głową. - Pięknie ci, kiedy się uśmiechasz. Mógłbym tak patrzeć na ciebie cały czas.

- Nie mów tak. Mój uśmiech... - prychnął. Louis dokładnie pamiętał ten jeden moment, kiedy wyszedł z Nickiem do kawiarni. Płacąc chciał podziękować kelnerce za obsługę i uśmiechnął się do niej. A wtedy Grimshaw uderzył go w twarz i zwyzywał. Powiedział, że ma ściągnąć swoje głupie uśmiech z twarzy bo już bez nich jest wystarczająco brzydki. - Mój uśmiech jest...beznadziejny.

- Moim zdaniem jest piękny. Uwielbiam kiedy pojawiają ci się te malutkie zmarszczki, gdy się uśmiechasz. Musisz mi uwierzyć na słowo. - Harry ściągnął z głowy wianek i nałożył go na włosy starszego. - Może ta korona zrobi wszystko co w jej mocy, żebyś to ty.... Nie, w sumie nie. Nie sprawi, że będziesz piękniejszy. - Louis trochę zasmucił się słysząc te słowa. Nie chciał słyszeć kolejnych przezwisk kierowanych w swoją stronę. - Pięknemu we wszystkim pięknie. Dlatego ten wianek nie sprawi, że będziesz piękniejszy. Jesteś najpiękniejszy. - ostatnie zdanie dodał bardzo cicho.

- Nie musisz traktować mnie w taki sposób tylko przez to, co mówił ci Zayn. Naprawdę nie potrzebuję jakiejkolwiek litości...

- Oh, dobrze. W takim razie nie będzie żadnej litości. Powiem teraz szczerze to, co myślę. - Styles położył prawą dłoń na sercu. - Jesteś najpiękniejszy. - Louis czuł, jak jego serce dziwnie bije. Nie do końca wiedział, co to mogło oznaczać. 

- Mogę się przytulić? - zapytał bardzo niepewnie i tak naprawdę zanim zdążył przemyśleć o co tak naprawdę zapytał, wielkie dłonie Harrego przyciągnęły go do jego nagiej klatki piersiowej.

- Zawsze i wszędzie. - powiedział cicho, czując, że wszystko ma szansę pójść w dobrą stronę. 

Neither Dom, nor Sub |Larry|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz