-Rosee, wstawaj musisz zdążyć na egzamin, to już twój ostatni, nie możesz tego zawalić.

-Jeszcze minutka- wymamrotałam spod kołdry, powoli znów zapadając w krainę Morfeusza.

-Jeśli nie podniesiesz się za 10, 9, 8, 7, 6...

-Już, już wstaję, tylko nie krzycz.

-Idę na śniadanie, chcesz iść ze mną?

-Nie, nie jestem głodna.

- Rose, posłuchaj mnie. Elen już nie ma i nic tego nie zmieni, ona naprawdę byłaby szczęśliwa, gdyby wiedziała, że ruszyłaś naprzód. Wyglądasz naprawdę strasznie, mówię ci to tylko dlatego, że się martwię. Zdajesz sobie sprawę, że za 2 tygodnie przyjeżdżają rodzice? I wątpię, że pozwolą ci tutaj zostać w takim stanie. Nie wiem jak mam już ci pomóc, próbowałam wszystkiego, ale twój płacz w nocy nadal nie ustaje. Nigdzie nie wychodzisz, chyba że na zajęcia, a co najgorsze w ogóle nic nie jesz. Ja...

Przestałam słuchać i wyszłam. Nie chciałam, żeby na nowo patrzyła na moje łzy. Biegłam na oślep, obraz przede mną był cały rozmazany, coraz ciężej oddychałam.

-UWAŻAJ!- w oddali usłyszałam czyjś krzyk, jednak nie zareagowałam. Ciepły oddech na karku, to ostatnie co zapamiętałam, zanim zapadła ciemność.

-Zrobiliśmy jej wszystkie badania. Dzięki panu nie doznała ciężkich obrażeń podczas wypadku, jednak nie oznacza to, że jej stan jest dobry. Dziewczyna jest strasznie osłabiona, jej serce pracuje wolniej niż powinno –usłyszałam jakąś rozmowę. Chciałam otworzyć oczy, jednak nie potrafiłam.

-Czy to coś poważnego? – męski głos rozniósł się po pomieszczeniu.

-Nie mogę panu odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ jak dotąd nie miałam z nią żadnego kontaktu. Gdy się przebudzi, czeka ją ciężka rozmowa. Jeszcze raz dziękujemy za pomoc, jest pan już wolny, dopilnujemy, żeby wróciła do siebie.

-Zostanę-wyszeptał.

Zacisnęłam piąstki, bo zdawałam sobie sprawę, że dotyczy to mnie. Poczułam się jak lalka, którą ktoś zaraz zacznie dyrygować. Będę częścią przedstawienia, w którym nie chcę brać udziału.

-Rosaline słyszysz mnie? Jeśli tak poruszaj palcem u dłoni – tak też zrobiłam, nie było sensu udawać- Świetnie! Chłopcze musisz teraz wyjść.

Nie odpowiedział, jednak po chwili w pomieszczeniu rozniósł się odgłos kroków.

-Dobrze, więc nie jestem pewna czy masz świadomość co się stało. Ten młodzieniec, który przed chwilą wyszedł, uratował cię. Gdyby nie on, nawet nie jestem w stanie pomyśleć, co by się mogło stać. Na szczęście nie odniosłaś żadnych poważniejszych obrażeń. Zaniepokoiła mnie jednak praca twojego serca. Wiem w jakiej teraz znajdujesz się sytuacji i nie jestem tutaj, żeby cię pouczać, ale powinnaś wiedzieć, że w takim stanie w każdej chwili możesz...

-Mogę umrzeć? – wychrypiałam.

-Tak Rosaline... Zdaję sobie sprawę, jak jest ci ciężko, ale pomyśl o tym, jak będzie ciężko twoim bliskim, gdy do niej dołączysz.

-Ja, ja...

-Nic nie mów. Nie zadzwonię teraz do twoich rodziców, ale musisz mi obiecać, że chociaż spróbujesz. Co dwa tygodnie będziesz tutaj przychodziła na badania, aby sprawdzić, czy cokolwiek się polepsza. Zgadzasz się?

-Tak- wyszeptałam, powstrzymując cisnące się łzy.

-Odpocznij, a gdy już będziesz w stanie wyjść, zawołaj mnie, a ja odwiozę cię do akademika.

Because of you...Where stories live. Discover now