chapter two

274 30 3
                                    

Resztę dnia przesiedział sam, nie mając humoru. Minhyuk, jak to Minhyuk, starał się rozweselić przyjaciela, ale nic nie pomagało. W końcu sam poddał się, nie wiedząc, jak może mu pomóc. Ale w końcu, w jego mądrej głowie pojawił się plan idealny. 

Dlatego nie czekając dłużej, jak najszybciej mógł udał się do swojej jedynej nadziei.

— Kihyun! — zawołał, gdy zobaczył ukochanego przed sobą. Następnie objął go szczelnie, wtulając twarz w słodką szyję chłopaka. — Jak dobrze, że Cię widzę. Musisz mi pomóc z Changkyunem!

— To ten co siedzi z Tobą na przerwach? — zapytał, nie będąc pewnym, o kogo chodzi.

— Mhm! — Minhyuk pokiwał głową. — Jego przyjaciel, Kim Taehyung, dzisiaj dyskretnie dał mu do zrozumienia, że nie chce się już z nim przyjaźnić. To znaczy, wiesz – ja mówiłem Kyuniemu od początku, żeby dał sobie spokój z tą przyjaźnią. Sam wiesz, że Taehyung i Jungkook są siebie warci, ale on nadal się ich trzymał. I sam widzisz, jak to się skończyło. — Westchnął, opierając się głową o ramię starszego.

Kihyun zmarszczył brwi, wpatrując się w oczy młodszego. — Okej, i co zamierzasz z tym zrobić? — zapytał, mrużąc oczy.

— No jak to co? — zapytał oburzony. — Znajdziemy Kyuniemu chłopaka! — uśmiechnął się szeroko, przykładając dłonie do twarzy.

A Kihyun miał jedynie nadzieję, że Minhyuk nie ucierpi za bardzo, gdy Changkyun się o wszystkim dowie. Bo był pewny, że na pewno nie ujdzie mu to płazem. 

***

W tym samym czasie brunet zaczął wychodzić ze szkoły. Wszystkie jego lekcje właśnie się skończyły, dlatego mógł sobie na to pozwolić. Miał nadzieję, że Minhyuk zdecyduje się jednak nie przyjść dzisiejszego wieczoru, i będzie w stanie spędzić go sam. Właśnie tego potrzebował w tym momencie – samotności. 

Nie zauważył nawet, kiedy wpadł na jakiegoś chłopaka. Im, jak to Im, przewrócił się, zdzierając kolano, co było jego specjalnością. W jego oczach pojawiły się łzy, gdy poczuł pieczenie, a jeansowy materiał zaczął przebijać kolor krwi. 

— Cholera, jak łazisz, kretynie? — usłyszał nad sobą, na co skulił się jeszcze bardziej. Szybko podniósł się, pociągając nosem, dopiero w następnej chwili spoglądając na drugiego chłopaka.

Którym był największy łobuz w szkole. Którym był chłopak, do którego szczerze nie pałał sympatią. Skrzywił się, poprawiając plecak na plecach i spróbował odejść, ale Jooheon złapał go za ramię.

— Nie tak szybko, łamago. — Przewrócił oczami na kolejne wyzwisko. Wyrwał się z jego uścisku, przypominając o krwawiącej części ciała. Syknął, wchodząc z powrotem do szkoły i kierując się w stronę łazienek.

Nie zważał na idącego za nim chłopaka. Jedyne czego pragnął, to przemyć swoje kolano i wrócić do domu, gdzie miałby święty spokój. 

Dlatego szybko załatwił swoją sprawę w łazience i zdecydował się wrócić do domu, mając tę część ciała obwiązaną w bandażu. Nosił go zawsze przy sobie, bo w ostatnim czasie jego niezdarność osiągnęła krytyczny poziom – kaleczył się przy każdej możliwej okazji.

I niestety, na jego nieszczęście, przy drzwiach wejściowych ponownie spotkał chłopaka, który teraz palił papierosa. Zacisnął wargi, przechodząc obok niego, kiedy znowu został złapany za ramię i odwrócony w stronę nieprzyjaciela.

— Jestem Jooheon. 

— Wiem. — Odpowiedział, opierając jedną z dłoni na biodrze.

Lee skończył palić papierosa, następnie przygniatając go butem. Spojrzał z niedalekiej odległości na Changkyuna, oceniając go w głowie. 

Uroczy chłopiec – pomyślał, przygryzając wargę. Zarzucił na głowę kaptur, uśmiechając się w stronę pierwszoklasisty. Następnie odszedł, zostawiając zdziwionego siedemnastolatka na schodach. 

— No dziwak z niego, totalnie. — Stwierdził Changkyun, wzdychając pod nosem i ruszając w stronę domu.

savage | i.ck + l.jhWhere stories live. Discover now