51

240 32 3
                                    

Inazumie pozostało już tylko czekać na dalszy rozwój wydarzeń. Z tego, co wiedzieli, musiały się odbyć jeszcze dwa mecze, które zauważą o tym, czy Japonia przejdzie do półfinału. Niektórzy żałowali, że nie dalo lepszego popisu chociażby w ostatnim meczu, ale wszystko było jeść że możliwe, więc nie mogli tracić wiary. Codziennie przykładali się do treningów - jeśli chcą wystąpić w półfinale, to muszą dać z siebie o wiele więcej, by mieć pewność, że przejdą do finału.

Mogło się wydawać, że dziś chłopcy mieli dobre nastroje i gra szła im o wiele lepiej niż wcześniej, jednak ten stan rzeczy trwał tylko do czasu. Mark przy obronie strzału Juda w oddali dostrzegł jakąś osobę, która stała parę metrów od boiska, przyglądając się zawodnikom. Z początku sam kapitan próbował zobaczyć, kim jest tajemniczy obserwator, a później dołączyła do nieghgo reszta zespołu. Wtedy chłopak zaczął schodzić po schodach na murawę, a większość już mogła stwierdzić, że wcześniej nigdy nie widziała tego gościa.
- Hej, co tu robisz? To nasze boisko! - słyszał takie komentarze z ust japońskich graczy. Nie odpowiedział na żaden z nich, jedynie zauważając, że rozpoznał go jeden z napastników - dokładnie ten o białych spiczastych włosach, a zaraz po nim udało się to Sharpowi, który od razy poczuł przypływ niechęci do tego człowieka.
- Czego tu szukasz? - zaczął niezadowolony, robiąc krok w przód w stronę nastolatka.
- Jude, kto to jest? - obok niego znalazł się Mark, który zerkał to na nieznanego mu chłopaka, to na swojego przyjaciela.
- Pamiętasz, jak mówiłem ci o chłopaku, który chodził z Ereiną na tańce i za wszelką cenę starał się, by do nich wróciła? - Evans pokiwał głową. - To on - skinął głową w stronę gimnazjalisty, którego niebieska grzywka uniosła się przy podmuch wiatru.
Bramkarz zmarszczył na chwilę brwi, a potem wychodząc przed stratega, wyciągnął dłoń w stronę tancerza.
- Nazywam się Mark Evans i jestem kapitanem japońskiej Inazumy - Matt bez zawahania uścisnął dłoń piłkarza, odpowiadając.
- Słyszałem o tobie wiele dobrego.
- Na twój temat też słyszałem pare rzeczy.
- Wolę nie wiedzieć, co inni mówili ci na mój temat - uśmiechnął się, zabierając swoją dłoń i zaczynając mówić dalej. - Chciałem pogadać o Ereinie.
- Coś jej się stało? - Jude chcial wykonać kolejny krok w przód, jednak Evans go powstrzymał.
- Wszystko z nią w porządku - skwitował. - Chce tylko pogadać - uniósł ręce w geście obronnym.
Kapitan i strateg oddalili się od murawy, a do nich dołączył płomienny napastnik, który także chciał wiedzieć, co ma do powiedzenia jego dawny kolega.
- Chce wiedzieć, jak to się stało, że Errie odeszła z waszego zespołu?
- I chcesz nam zawracać głowę, udając, że nic nie wiesz? - Jude mówił dość spokojnie, jednak Axel i tak zrobił krok w przód, by przejąć inicjatywę nad rozmową.
- Mówiła, że piłka nożna to była błędna decyzja, którą podjęła i nigdy nie powinna była w nią grać.
- W rozmowie ze mną ujęła to trochę inaczej - stwierdził. - Ale... Chciałem wam powiedzieć, byście się o nią nie martwili. Zapiera się, że jest zadowolona ze swojej decyzji.
- I mówisz to we własnym odczuciu, Jeremi? - Sharp wtrącił się do rozmowy, zauważając nieznaczny kaprys na twarzy tancerza wywołany przez jego słowa. - Nienawidzisz swojego imienia tak samo jak piłki nożnej, dlatego jest ci na rękę, że Ereina już nie gra.

Matt nic nie odpowiadał, mając tylko wzrok skupiony na strategu. Wziął głęboki wdech, czując w środku chwilową ulgę.
- Nie przyszedłem tutaj, żeby się kłócić. Chciałem to załatwić na spokojnie.
Mark pociągnął swojego przyjaciela na boisko, starając się go jakoś zagadać. Zostali tylko Mattes i Blaze. Ten drugi miał wrażenie, że tancerz jeszcze coś powie. Nie mylił się.
- Życzę wam wszystkiego co najlepsze. Wygrajcie te mistrzostwa - chciał odejść, ale Axel czuł, że chłopak nie wypowiedział jeszcze wszystkiego. Dlatego zatrzymał go, słysząc od razu dalsze słowa nastolatka.
- Jude w jednym ma rację. Nienawiść do piłki nożnej wzięła się z nienawiści do mojego imienia, ale nie ważne jak bardzo ten sport wydawałby mi się okropny - spojrzał na napastnika. W jego oczach dało się dostrzec nutę bólu i bijącą od jasnych tęczowek szczerość. - Szczęście Ereiny stawiam sobie na pierwszym miejscu. Raz ją zawiodłem jako przyjaciel - przyłożył dłoń do serca. - Drugi raz nie zamierzam.

Blaze pokiwał głową na jego słowa, dostrzegając uśmiech na twarzy Matta, czując poklepywanie po ramieniu.
- Pamiętasz, jak mówiłeś, że nie masz żadnego wpływu na Errie? - zaśmiał się. - Myliłeś się... I nawet nie wiesz, jak bardzo. Masz na nią ogromny wpływ. Z resztą, na tych ludzi też - skinął w stronę boiska. - Ja też przez ciebie raz zwątpiłem, że piłka to samo zło - machnął dwoma palcami. - Do zobaczenia wkrótce.

***

Inazuma Eleven IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz