Rozdział 21

2.2K 260 126
                                    

(Yoongi)

- Kurwa! Pierdolę nie robię dalej.

Spojrzałem na Namjoona, który w pizdu rozjebał cały nasz harmonogram ćwiczeń przed zbliżającymi się zawodami międzyszkolnymi. Po tym semestrze nie czekają nas miłe wakacje, ale rzeź by jak najlepiej przygotować się do turnieju, który zaczyna się na jesieni. Z po wątpieniem w geniusz swojego przyjaciela zacząłem ogarniać kartki, na których staraliśmy się dobrać do każdego z nas odpowiedni zestaw ćwiczeń, by przez ten czas wolnego jak najlepiej poprawić popełniane w grze błędy.

- Przestań odpierdalać – mruknąłem i z powrotem ułożyłem plik na stoliku, który przynieśliśmy z kantorku i postawiliśmy w pokoju naszego klubu.

Było cicho i spokojnie. Wszyscy poszli już do swoich domów. Nawet nauczyciel pożegnał się z nami jakiś kwadrans temu i tylko my męczyliśmy się dla dobra tej drużyny. Gdyby koszykówka nie była dla mnie taka ważna też poszedłby, najlepiej spać. Jednak bazgrząc coś na kartce mogłem zapominać o problemach, zmartwieniach. Zresztą przyglądając się chłopakowi siedzącemu naprzeciw mnie, wiedziałem, że nie tylko ja się zmagałem z jakimiś demonami. Pomimo tego wybuchu Namjoon zachowywał się zbyt cicho, a jego typowe zachowanie zostało zastąpione zmarszczką na czole, wciąż przegryzanymi ustami i złamaniem już dziesiątego ołówka...choć to można przyjąć jak coś naturalnego.

- Nie chce mi się tego robić – jęknął odchylając się niebezpiecznie na krześle – Nie możemy przegrać i mieć spokój?

- Od kiedy ty taki skory do przegrywania?

Namjoon, którego poznałem jego pierwszego dnia w tej szkole nie był taki. Jeszcze za nim przyszedł plotki o nim obiegły wszystkie klasy. Dzieciak rodziców biznesmenów, przeprowadzający się do dzielnicy willowej, geniusz z IQ bliskim 150. Każdy spodziewał się jajowatego kujona z aparatem na zębach, okularach i awersją do wszelkich kontaktów z drugim człowiekiem. Mylne były nasze przypuszczenia. Od pierwszego pojawienia się w szkole zrobił to jakby był jej królem. Przyciągnął natychmiast uwagę wszystkich uczniów jak i również nauczycieli.

Na początku miałem na niego wyjebane. W końcu nie miał być członkiem mojej klasy. Jednak gdy pojawił się na treningu koszykówki i bez cienia zawahania powiedział, że wyzywa mnie jeden na jeden by zdobyć mój tytuł kapitana, jakaś czerwona lampka zapaliła się w mojej głowie. Raczej nie ekscytowało mnie to, że musiałem uganiać się nie tylko za piłką, ale też za niereformowanymi członkami tego klubu jednej wielkiej patologii.

Jednak honor mi nie pozwolił odrzucić tego wyzwania i rozpocząłem z nim walkę o tytuł. Po raz pierwszy tak się świetnie się bawiłem grając z kimś. Nikt w szkole nie pozwalał mi na rozwinięcie moich prawdziwych zdolności, a jedynie na turniejach międzyszkolnych mogłem się w jakikolwiek sposób wykazać. Przegrywając raptem jednym rzutem byłem bardziej szczęśliwy niż rozgoryczony. Znalazł się przeciwnik, którego chciałem przewyższyć i filar mogący doprowadzić naszą drużynę do zwycięstwa.

Nasza relacja powinna się na tym zakończyć, ale to nie było w stylu Namjoona. Stworzył z nas drużynę nie tylko na parkiecie. Wspólnie spędzany czas, wygłupy, nauka. To wszystko na nowo pozwoliło mi poznać uroki życia szkolnego, i choć mój charakter nie był zbytnio rozrywkowy to oni go zaakceptowali, nie naciskali na zmiany. Szanowałem ich za to nawet jak byli największymi idiotami chodzącymi po tej ziemi, to ja byłem za nimi.

- Czasami zdarzają mi się gorsze dni.

- Ma to coś wspólnego z Seokjinem? – spytałem unosząc wzrok z nad notatek – Zawsze ma.

- Bez przesady.

- Nie ogarniam tego co jest między wami...jest coś w ogóle?

- A co ty nagle taki rozgadany? Chcesz wyczerpać zasób słownictwa na następny rok?

Mój rywal, moja miłość (namjin, jikook, sope)Where stories live. Discover now