Rozdział 42

1.7K 203 134
                                    

[jikook, yunyun]

(Jimin)

Jak ja nienawidziłem swojej funkcji. Bycie przewodniczącym szkoły było najgorszym z możliwych zajęć. Do tej pory nie wiedziałem co mnie podkusiło, żeby zgłosić się na to stanowisko. Ale jak bardzo ja byłem w tej kwestii głupi, to zastanawiałem się co musieli mieć w głowach uczniowie oddający na mnie głos. Gdybym tylko nie wpisał swojego imienia i nazwiska do kwestionariusza teraz jadłbym spokojnie drugie śniadanie z moim przystojnym chłopakiem oraz przyjaciółmi. Niestety papierzyska zalegające na biurku i odgradzające od świata przypominały o obowiązkach, które musiałem wypełnić.

- Jeszcze to – powiedział Taehyung machając przed moim oczyma kolejnym świstkiem dotyczącym wydatków klubów sportowych, jakby kuźwa nie było w tej szkole księgowości.

- Weź mnie zabij – jęknąłem wyrywając kartkę.

- Moja pomoc nie będzie tutaj konieczna jak ci ta wieżyczka upadnie na głowę – powiedział wskazując na chwiejącą się konstrukcję z ankiet sporządzonych przez naszą szanowną panią psycholog, której jedynym problemem było to, że sama wymyślała problemy sobie oraz wszystkim zgłaszającym się do niej z byle pierdołą.

- Niech moje prochy rozsypią na plaży.

- To nie będzie możliwe.

- To był żart, żart – zamachałem dłonią jakbym odpędzał złośliwą muchę – Co ty masz za wisielczy nastrój?

- Czekam na telefon.

- A to ma związek z?

Nie odpowiedział na moje pytanie, bo od razu dopadł biurka, kiedy tylko jego komórka zaczęła wibrować. Podparłem głowę na dłoni i z niechęcią zacząłem podpisywać dokumenty. Dopiero ożywił mnie trzask jakby ktoś uderzył w biurko spojrzałem zaskoczony na Taehyunga, ale jak zwykle nie wiedziałem co siedziało w jego głowie tym bardziej, że wybiegał z pokoju jak oparzony prawie zderzając się na progu z równie zaskoczonym co ja Jungkookiem.

- Coś się stało? – spytał przysuwając sobie krzesło do mojego stanowiska.

- Nie mam pojęcia – wzruszyłem ramionami trochę zmartwiony o chłopaka – Co tu robisz?

- Przyszedłem zjeść śniadanie z moim chłopakiem – uśmiechnął się ukazując swój słodki, króliczy uśmiech – Proszę.

- O mój, tego jest zdecydowanie za dużo – zaśmiałem się otwierając papierową torbę, w której były moje ulubione kanapki z szkolnej kafejki, babeczki i kilka smaków soczków – Zgłupiałeś.

- Nie wiedziałem na co będziesz miał dzisiaj chęć – mruknął lekko zawstydzony.

- Aj jesteś zbyt uroczy – zaśmiałem się całując go delikatnie w policzek – Dziękuję, tego wszystkiego mi dzisiaj trzeba.

- Ciężki dzień?

- Ciężki dzień, życie, papiery, wszystko – westchnąłem wgryzając się w pierwszą bułkę – Mam ochotę walnąć to wszystko i wyjechać do jakieś świątyni na medytację.

- Ogolą ci wtedy głowę.

- I tak będę przystojny.

- Ale łysy.

- Masz coś do łysych?!

Wybuchliśmy śmiechem. Jego potrzebowałem w tym pochmurnym dniu. Zawsze, gdy się pojawiał obok mnie wszystko wydawało się piękniejsze, radośniejsze. Wystarczył ten uroczy uśmiech, zapach perfum, które wręczyłem mu na urodziny, ciepły głos bym odżywał na nowo. Po to nam była druga osoba. Można było żyć samemu, ale gdy mogło się doświadczyć tyle dobrego to po co było odmawiać sobie szczęścia? Jungkook był częścią mojej duszy, nierozerwalnym fragmentem bez, którego nie miałbym prawa istnieć, bo tracąc go wszelkie barwy zamieniłyby się w szarości, a słodkie melodie w jęki żalu.

Mój rywal, moja miłość (namjin, jikook, sope)Where stories live. Discover now