2

44 7 1
                                    

- Daj sobie spokój, z tej odległości zdjęcia nie będą dobre. - Pablo ułożył się wygodniej na ławce pod tarasem - Lepiej idź osobiście poszukaj sobie modelek, a nie zapatrujesz się na gości hotelowych.

- Zawsze warto spróbować. - mruknął Daniel, nie odrywając oka od wizjera swojego aparatu, kierując obiektyw w stronę siedzącej niedaleko nich nad brzegiem basenu brunetki w skąpym bikini. Po dłuższej chwili z polaroidu wyszło zdjęcie całkiem dobrej jakości - A nie mówiłem? To cacko było warte swojej ceny.

- Nic dziwnego, skoro wydałeś na niego większą część swojej czteromiesięcznej wypłaty. - prychnął jego towarzysz.

- Mojej, nie twojej, więc o co się czepiasz. - zabrał z ławki swój album na zdjęcia i wsadził nową zdobycz obok poprzedniej.

- Jak to nie mojej?! Do teraz wisisz mi osiemdziesiąt dwa funty!

- Dobra, już się zamknij. - nie zwracał uwagi na przyjaciela, uważnie przypatrując się zrobionym przez siebie fotografiom.

- Ty to masz talent Daniel. - Pablo patrzył przyjacielowi przez ramię na zawartość albumu. Niby zwykłe, fotograficzne portfolio, ale ujęcia wyglądały jak z jakiejś gazety albo zdjęcia do filmu. - Powinieneś zacząć zarabiać na tym na poważnie, naprawdę.

- Wiem. - Daniel odwrócił wzrok w stronę basenu, a jego blond włosy delikatnie falowały na wietrze - Też się nad tym zastanawiałem. Chrzanić tą robotę; co z tego, że wypłata jest wysoka, lepiej spełniać się w czymś, co prawdziwie kochasz, nawet jeśli za psie pieniądze.

- Bardzo fajnie, jeśli masz coś takiego. - prychnął - Powinniśmy się stąd zwijać, tu mogą być tylko goście hotelowi, a my tu pracujemy i siedzimy tu jakby nigdy nic, Martin nie będzie zadowolony, że znowu się obijamy...

- Pamiętasz jak uciekaliśmy z Benicarlo do Francji? - Daniel zignorował biadolenie przyjaciela - Albo z Lyonu tutaj? Było niebezpiecznie, zadawałeś głupie pytania, ale się nam udało.

- No tak, ale to są dwie zupełnie różne sytuacje... - powiedział niepewnie, a blondyn znów z aparatem przy oku wyszukiwał kolejnej zdobyczy.

- Kto nie ryzykuje ten nie wygrywa. - powiedział, po czym jęknął z bólu. Na jego głowę spadły z nieba, choć raczej z tarasu na kondygnacji, damskie, czerwone okulary przeciwsłoneczne w rogowej oprawie. Natychmiast podniósł je z ziemi.

- Całe szczęście, nie pękły. - mruknął, po czym udał się na schody na taras, by znaleźć właścicielkę przedmiotu.

- Dostałeś nimi w łeb, chłopie, a ty się martwisz, czy to plastikowe badziewie nie pękło. - krzyknął za nim Pablo, obserwując poczynania przyjaciela - Chociaż z twoją głową gorzej być już nie może. - zaśmiał się pod nosem.

Blondyn wszedł po schodach łączących basen z tarasem. Była tam tylko jedna dziewczyna, do której mogły należeć okulary, właśnie schodziła po schodach. Przyjrzał jej się uważnie. Była ubrana w letnią, bladozieloną sukienkę na ramiączkach z krótkim, rozkloszowanym dołem. Włosy spięte w koka i torba na ramieniu; całkiem ładna dziewczyna, może nawet bardzo ładna.

- To twoje okulary? - spytał, gdy nieco zagrodził jej drogę i zatrzymała się naprzeciw niego.

- Tak. - spojrzała na niego - Są całe? - spytała, gdy dał jej do ręki jej własność.

- Poza zderzeniem z moją głową nic im się nie stało. - zaśmiał się, drapiąc się po karku. Czuł się onieśmielony w trakcie tej rozmowy, miał nadzieję, że się nie zarumienił.

- Jejku, przepraszam... - uśmiechnęła się do niego ze skruchą.

- Dziękuję. - wypalił, nie myśląc co mówi. Zdając sobie sprawę, na jakiego idiotę przed nią wyszedł, od razu się wycofał - Życzę miłego dnia.

What is HappinessWhere stories live. Discover now