- Daj sobie spokój, z tej odległości zdjęcia nie będą dobre. - Pablo ułożył się wygodniej na ławce pod tarasem - Lepiej idź osobiście poszukaj sobie modelek, a nie zapatrujesz się na gości hotelowych.
- Zawsze warto spróbować. - mruknął Daniel, nie odrywając oka od wizjera swojego aparatu, kierując obiektyw w stronę siedzącej niedaleko nich nad brzegiem basenu brunetki w skąpym bikini. Po dłuższej chwili z polaroidu wyszło zdjęcie całkiem dobrej jakości - A nie mówiłem? To cacko było warte swojej ceny.
- Nic dziwnego, skoro wydałeś na niego większą część swojej czteromiesięcznej wypłaty. - prychnął jego towarzysz.
- Mojej, nie twojej, więc o co się czepiasz. - zabrał z ławki swój album na zdjęcia i wsadził nową zdobycz obok poprzedniej.
- Jak to nie mojej?! Do teraz wisisz mi osiemdziesiąt dwa funty!
- Dobra, już się zamknij. - nie zwracał uwagi na przyjaciela, uważnie przypatrując się zrobionym przez siebie fotografiom.
- Ty to masz talent Daniel. - Pablo patrzył przyjacielowi przez ramię na zawartość albumu. Niby zwykłe, fotograficzne portfolio, ale ujęcia wyglądały jak z jakiejś gazety albo zdjęcia do filmu. - Powinieneś zacząć zarabiać na tym na poważnie, naprawdę.
- Wiem. - Daniel odwrócił wzrok w stronę basenu, a jego blond włosy delikatnie falowały na wietrze - Też się nad tym zastanawiałem. Chrzanić tą robotę; co z tego, że wypłata jest wysoka, lepiej spełniać się w czymś, co prawdziwie kochasz, nawet jeśli za psie pieniądze.
- Bardzo fajnie, jeśli masz coś takiego. - prychnął - Powinniśmy się stąd zwijać, tu mogą być tylko goście hotelowi, a my tu pracujemy i siedzimy tu jakby nigdy nic, Martin nie będzie zadowolony, że znowu się obijamy...
- Pamiętasz jak uciekaliśmy z Benicarlo do Francji? - Daniel zignorował biadolenie przyjaciela - Albo z Lyonu tutaj? Było niebezpiecznie, zadawałeś głupie pytania, ale się nam udało.
- No tak, ale to są dwie zupełnie różne sytuacje... - powiedział niepewnie, a blondyn znów z aparatem przy oku wyszukiwał kolejnej zdobyczy.
- Kto nie ryzykuje ten nie wygrywa. - powiedział, po czym jęknął z bólu. Na jego głowę spadły z nieba, choć raczej z tarasu na kondygnacji, damskie, czerwone okulary przeciwsłoneczne w rogowej oprawie. Natychmiast podniósł je z ziemi.
- Całe szczęście, nie pękły. - mruknął, po czym udał się na schody na taras, by znaleźć właścicielkę przedmiotu.
- Dostałeś nimi w łeb, chłopie, a ty się martwisz, czy to plastikowe badziewie nie pękło. - krzyknął za nim Pablo, obserwując poczynania przyjaciela - Chociaż z twoją głową gorzej być już nie może. - zaśmiał się pod nosem.
Blondyn wszedł po schodach łączących basen z tarasem. Była tam tylko jedna dziewczyna, do której mogły należeć okulary, właśnie schodziła po schodach. Przyjrzał jej się uważnie. Była ubrana w letnią, bladozieloną sukienkę na ramiączkach z krótkim, rozkloszowanym dołem. Włosy spięte w koka i torba na ramieniu; całkiem ładna dziewczyna, może nawet bardzo ładna.
- To twoje okulary? - spytał, gdy nieco zagrodził jej drogę i zatrzymała się naprzeciw niego.
- Tak. - spojrzała na niego - Są całe? - spytała, gdy dał jej do ręki jej własność.
- Poza zderzeniem z moją głową nic im się nie stało. - zaśmiał się, drapiąc się po karku. Czuł się onieśmielony w trakcie tej rozmowy, miał nadzieję, że się nie zarumienił.
- Jejku, przepraszam... - uśmiechnęła się do niego ze skruchą.
- Dziękuję. - wypalił, nie myśląc co mówi. Zdając sobie sprawę, na jakiego idiotę przed nią wyszedł, od razu się wycofał - Życzę miłego dnia.
![](https://img.wattpad.com/cover/194688430-288-k501153.jpg)
YOU ARE READING
What is Happiness
RomanceLato 1995 roku Bogaty hotel na południu Anglii. Dla jednych miejsce całkiem ciekawej pracy, dla innych wakacyjne więzienie pełne sztywnych zasad. Przemieszanie się tych dwóch perspektyw może mieć różne skutki - totalna porażka, o której chce się zap...