19

31 6 12
                                    

- Masz to twoje piwo, ja kupiłem sobie zwykły sok pomarańczowy. – Daniel pojawił się niedługo później z dwoma szklankami, teatralnie pociągając nosem, choć z jego twarzy nie znikał uśmiech.

- Dzięki. – wręczyła mu przygotowane wcześniej pieniądze – Na tablicy było napisane, że lane piwo z sokiem kosztuje dwa pięćdziesiąt, proszę, oddaję.

- Umiem być gentelmanem i kupiłem ci napój za swoje pieniądze, bo gdzieś cię zabrałem. Nie przyjmę od ciebie tych pieniędzy.

- Uparty jesteś, ale powinieneś schować dumę do kieszeni, jeżeli zwyczajnie cię nie stać. – powiedziała, po czym momentalnie zdała sobie sprawę z tego, co Daniel usłyszał i jak mógł to odebrać. Jakby naśmiewała się z tego, że jest biedny, a miała na myśli tylko to, że nie musi za nią płacić – Przepraszam, nie chciałam cię urazić... - zreflektowała się.

- Ale co tu miało mnie urazić Elizabeth? Prawda?

- Jesteś obrażony.

- Nie jestem.

- Jak nie jesteś na mnie obrażony, mówisz na mnie Lilbet lub Ellie, a teraz powiedziałeś Elizabeth, więc jesteś obrażony.

- Po prostu lubię twoje imię. – zaczął się śmiać – Elizabeth. – wypowiedział jej pełne imię, patrząc się w jej oczy z perfidnym uśmiechem na twarzy – Elizabeth.

- Przestań Daniel.

- Dlaczego, Elizabeth? – spytał, śmiejąc się.

- Bo tak. – upiła łyk piwa, uparcie patrząc w szybę – Nie rozmawiam z tobą. – prychnęła, próbując powstrzymać śmiech.

- Jak chcesz, Elizabeth.

Słowa dotrzymała. Dłuższą chwilę siedzieli w milczeniu, ona ze wzrokiem utkwionym w krajobraz za szybą. Daniel położył swoją dłoń na jej dłoni i patrzył się na nią w milczeniu.

- Nad czym myślisz, Elizabeth? – uśmiechnął się zadziornie.

- Szukam odpowiedzi na jedno pytanie.

- Jakie?

Pomału odwróciła głowę i spojrzała mu w oczy.

- Czym jest szczęście, Daniel?

- Naprawdę głębokie pytanie. Głębsze niż wcześniejsze.

- A ty co o tym sądzisz?

- Według mnie szczęście jest pojęciem względnym. Dla jednego szczęściem może być drogi samochód i willa z basenem, a ktoś może czuć zbyt wielką odpowiedzialność z tym związaną. Dla drugiego szczęście to kochająca druga połówka i gromadka dzieci, a ktoś inny może nie znosić harmideru, jaki powodują dzieci. A dla jeszcze innego szczęście to możliwość robienia tego, co dusza zapragnie, podczas gdy ktoś może potrzebować kogoś, by go pokierował, co, gdzie i jak ma zrobić. Nie zważając czym dla kogo to jest, wszyscy do tego dążymy, by poczuć spokój i spełnienie, nie jest tak?

- Jest. Teraz już wiem, dlaczego nie da się wszystkich uszczęśliwić jednocześnie. Ja chcę wolności i niezależności, a moja matka chce wpływów i pieniędzy, przez co czasem pojawiają się między nami zgrzyty. Mi nie zależy na kasie tak jak jej; kiedyś jej powiedziałam, że „mogę być z prawnikiem, mogę być z mechanikiem". – prychnęła rozbawiona - Majątek nie jest tym, na podstawie czego oceniam nowo poznanych ludzi. Kocham Jerry'ego bez względu na to czy jest milionerem, bo gdyby pracował za psie pieniądze, kochałabym go tak samo. Jednak wtedy moja matka nie byłaby tak bardzo za tym związkiem, jak jest teraz.

- Bo obie macie inną hierarchię wartości. Dla ciebie szczęście to wolność; wiele razy mówiłaś że chciałabyś żyć tak jak ja, więc mój stan jest dla ciebie pełnią szczęścia, a z tego co mówiłaś, dla twojej matki spełnieniem byłoby spać na pieniądzach i mieć wszystkich na swoje zawołanie. Swoją drogą, chyba bym się z nią nie dogadał, bo ja wszystkie nadprogramowe pieniądze albo bym w coś zainwestował, albo rozdałbym potrzebującym. – zaśmiał się – Po prostu obie inaczej postrzegacie szczęście.

What is HappinessWhere stories live. Discover now