Rozdział 2

48 2 0
                                    

Obudziłam się z strasznym bólem głowy. Spojrzałam na budzik, który stal na stoliku nocnym. Szósta trzydzieści. No to kurwa świetnie. No cóż i tak  już nie zasnę drugi raz. Wstałam z łóżka. Pościeliłam łóżko i podeszłam do szafy. Założyłam przetartą niebieską koszulkę i czarne leginsy. Poszłam do łazienki. Spojrzałam w lustro. Wyglądałam jak wiedźma - albo gorzej. Włosy sterczały mi na wszystkie strony, a pod oczami miałam ogromne wory. Jaka szkoda, że nie mam korektora. A może mogłabym pożyczyć coś z domu właścicieli? Zastanowiłam się chwilę. Ale ten pomysł wydał mi absurdalny. Nie tyle, że mieszkałam w tym domu bez pozwolenia właścicieli to jeszcze miałam ich okradać? Nie, nie mogłam tego zrobić. Ech... trudno jest żyć jak się ma zjebaną rodzinę. O ile moich rodziców można w ogóle nazwać rodziną. Gdy już się umyłam i ogarnęłam burzę włosów, zeszłam do przestronnej kuchni. Piękne, białe meble cholernie mi się podobały. Zrobiłam sobie na śniadanie dwie kanapki z szynka i wyszłam z domu.


Minęły już dwie godziny od mojego wyjścia z domu. Strasznie mi zimno. Muszę wracać. Cała się trzęsłam w drodze do ,,domu''. Chyba już nic gorszego nie może mnie spotkac. A nie może. Moja ,,koleżanka'' z byłej klasy. Razem ze swoimi psiapsiółkami. 

- O patrze kto idzie! - Krzyknęła, a jej koleżaneczki zaśmiały się jak na zawołanie. - Nasz biedny rudzielec!

Wredna suka!

- O! Cześć, wredna suko.

Troszkę ją zatkało.

Reszta drogi poszła gładko. Kiedy zatrzymałam się przed lasem przypomniało mi się jak po raz pierwszy uciekałam tu przed ojcem. Na to wspomnienie popłynęła mi łza po policzku. Nie lubiłam myśleć o swoich rodzicach. Weszłam w las. Minęło spokojnie trzydzieści minut nim dotarłam do domku. Otrzepałam buty ze śniegu i weszłam do środka. Pobiegłam od razu na górę. Rzuciłam się na łóżko, nie chciało mi się ściągać ubrań. Położyłam się i zasnęłam.

Obudził mnie jakiś huk. Czy to był odgłos zbijanej szklanki? Kto tu może być? Wstałam po cichu z łóżka. Cała się trzęsłam ze strachu. Zeszłam po schodach jak najciszej. Serca bardzo mi waliło. Zajrzałam do kuchni. Na pierwszy rzut oka nikogo nie zauważyłam, ale gdy zajrzałam głębiej zauważyłam sylwetkę mężczyzny. Był wysoki i dobrze zbudowany. Miał czarne włosy związane w mały kucyk z tyłu głowy. Kiedy wychodziłam... odwrócił się. Zauważył mnie! Zaczęłam uciekać. Usłyszałam jak wyciąga coś z szuflady.

- Wracaj tu! - Ryknął.  

Usłyszałam za sobą ciężkie kroki. Tak strasznie przypominały kroki mojego ojca! Zaczęły mi płynąć strugi łez po policzkach. Odwróciłam się. Biegł za mną, a w ręku trzymał nóż. To właśnie nóż wyciągał wtedy z szuflady. Spanikowana dobiegłam do drzwi zaczęłam je szarpać. Zamknięte! Cholera!

- Zatrzymaj się!

Sięgnęłam do kieszeni. Jest! Mam klucz! Szybko otworzyłam drzwi i wybiegłam z domu. Biegłam szybko przez las co chwila się przewracając. Dalej słyszałam za sobą krzyki tego mężczyzny, ale nie potrafiłam rozróżnić słów. Byłam strasznie przerażona. Co by mi zrobił gdyby mnie złapał?! Zadźgał? Nie, nie, nie! Nie mogłam o tym myśleć! Przedzierałam się przez zaspy śniegu, krzaki i zarośla. Wybiegłam z lasu i obejrzałam się za siebie... zostawiłam ślady. Przerażona patrzyłam na swoje ślady na śniegu. Mógł mnie znaleźć idąc za tymi śladami. Ale i tak już się tym nie martwiłam. Miałam większy problem. Nie miałam dachu nad głową. Nawet nie miałam co zjeść! Ze spuszczoną głową powędrowałam dalej. Jeszcze raz się obejrzałam, dopiero teraz zobaczyłam czarny samochód zaparkowany przy lesie. Czy to mógł być samochód tego psychopaty? Nie zastanawiałam się nad tym za wiele i zapamiętałam numer rejestracyjny tego samochodu. Gdy tylko się odwróciłam zaczęłam biec z całej siły. Musiałam być jak najdalejtego miejsca. Nie mogłam uwierzyć, że uciekam z miejsca, w którym nie tak dawno czułam się najbezpieczniej. Zawsze czułam się tam jak w domu, którego nigdy nie miałam. Na tą myśl znowu zaczęłam płakać.

Siedziałam już jakiś czas w parku. To tutaj przybiegłam. Siedziałam na ławeczce naprzeciwko pięknego jeziora. Wstałam. Miałam dosyć użalania się nad sobą. Zostawiłam w tym domu swoje rzeczy. Musiałam je odzyskać. Tylko jak? Nie mogłam tak po prostu iść. Nie wiedziałam co mi może zrobić ten mężczyzna. Musiałam ten problem rozwiązać. Poszłam na plac zabaw i usiadłam na huśtawce, wcześniej strzepując z niej śnieg. Usiadłam i zaczęłam rozmyślać.

Ściemniało się już. Zmierzyłam w stronę tego domu. Miałam już plan. Miałam wkraść się do domu - o ile nie będzie tego wariata. Potem miałam się szybko spakować. Przedostatnim punktem planu było zabranie jakiegoś noża z domu, abym mogła się na gdyby co obronić.




Nie uciekajOnde histórias criam vida. Descubra agora