S2 #4✓

50 4 1
                                    

Dzień później po całkiem niezłym odpoczynku, pojawiłem się na polu treningowym numer cztery i zlustrowałem wzrokiem przybyłe dzieci. 

-Sensei! Spóźniłeś się! - Wywrzeszczał Kenta machając pięścią przed moją twarzą. Złapałem ją i odsunąłem na bezpieczną odległość.

-A umawiałem się na konkretną godzinę? Nie, więc nie komentuj. - Dałem mu pstryczka w nos przez co cofnął się o krok i złapał za bolącą część twarzy. - Zaczniemy od wiedzy taktycznej. Wiedza taktyczna numer jeden: Taijutsu! 

Zacząłem atakować pieniek, jakby to był mój przeciwnik. Uczniowie patrzyli z niepewnością na to co robię. Po chwili przestałem, nawet nie odczuwając odrobiny zmęczenia.

-Za pomocą taijutsu macie zabrać mi to - Pokazałem im dwa breloczki w kształcie ichibiego i kyubiego, obydwa plastikowe, zawieszone na sznurkach. - Kto nie będzie miał, wraca na kolejny rok do akademii.  Musicie chcieć mnie zabić, albo nie zdacie.

Ostatnie zdanie przeraziło ich. Uśmiechnąłem się kpiąco, a w głowie zadawałem sobie pytania czy zdadzą poprawnie czy nie. 

-Macie czas do siedemnastej, to dwanaście godzin. Gotowi? Start! - Odskoczyłem od nich na odległość pięciu metrów i spojrzałem na nich. W chwilę ich już nie było, poukrywali się. 

Westchnąłem i poprawiłem rozciągniętą koszulkę przy szyi. Pierwsza zaatakowała Risa, próbując mnie kopnąć ale odepchnąłem ją jedną ręką powodując, że wylądowała na ziemi cicho sycząc. Zaraz do niej dołączył się Yui, który z ogromną siłą uderzył mnie w ramię, przez co musiałem zatrzymać się przy pomocy kunai'a wbitego w twarde podłoże. Zaczął naprzemiennie próbować mnie kopać i bić rękoma. Risa nie pozostała mi dłużna i także atakowała. Co jakiś czas odskakiwałem i odwracałem się za siebie by nie zostać zaprowadzonym prosto w pułapkę. Musiałem odpierać ataki dwójki z trójki, a no właśnie, gdzie podział się Kenta? 

Jak na zawołanie brunet z wojennym okrzykiem zeskoczył z drzewa prosto na mnie, użyłem podmiany by znaleźć się za nimi. 

-To nie fair sensei! - Wykrzyknęła Risa, spojrzałem na nią z pobłażaniem nie chcąc powiedzieć czegoś nie miło.

Nie miałem nawet chwili wytchnienia a znów zostałem obsypany serią uderzeń. Zaciskając zęby i powstrzymując wszelkie mocniejsze ataki obronne, zrobiłem przeskok do tyłu. Zmarszczyłem brwi widząc, że zostali sami chłopcy, napierający nadal na mnie. Po chwili usłyszałem dziewczęcy śmiech i odwróciłem się. Brunetka trzymała w dłoni dwie figurki i machała nimi jak nagrodą.

-Komu dasz figurki? - Zamyśliła się na chwilę i rzuciła obie rówieśnikom.

-Bez nich nie udałoby mi się ich zdobyć. Albo przejdziemy wszyscy albo nie przejdzie nikt, w końcu jesteśmy drużyną! - Zacisnęła pięści gotowa by mi solidnie przywalić. Spojrzałem na nich, wskoczyłem na pieniek i delikatnie uniosłem kąciki ust w lekkim uśmiechu.

-Zdaliście! Chodziło o współpracę! A teraz wybaczcie, pora na odpoczynek. Od razu mówię, że teraz treningi będą się odbywać codziennie od godziny piątej rano do późnego popołudnia, potem zaczniemy wykonywać misje przydzielone przez Hokage. Żegnam! - Zniknąłem w chmurze białego dymu, nie przejmując się co ta trójka teraz zrobi. To już nie mój problem.

Pojawiłem się w mniej więcej połowie drogi do domu, spotkałem Uzumakiego Naruto, znanego jako pomarańczowy błysk Konohy lub prościej, Hokage. Ukłoniłem mu się z szacunkiem, nie chcąc wywoływać piątej, wielkiej wojny shinobi.

-Hikori, nie powinieneś być teraz ze swoją drużyną? - Zadał pytanie basowym głosem

-Skończyliśmy trening Hokage-sama - Nie odważyłem się spojrzeć w jego oczy. Popatrzył chwilę na mnie po czym zniknął. 

-Klon? - zapytałem sam siebie i wróciłem do mieszkania. Łażenie po nieznanym mi mieście nie jest mi przeznaczone, a bynajmniej ja nie chcę się natknąć na shinobi, który uzna mnie za wroga i zaatakuje.



Potęga //Dwie częściOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz