Rozdział 18

2.6K 178 7
                                    

MOGĄ BYĆ BŁĘDY :(

LISI

Tej nocy trochę zrozumiałam.

1 Nadal kocham Louisa

2 On nie kocha mnie tak jak wcześniej.

3 Byliśmy tylko najlepszymi przyjaciółmi. Nic więcej.

Ale co powinnam zrobić? Pogrzebać tą całą wspaniałą przyjaźń, chociaż tak naprawdę długo go nie wiedziałam? Czy nadal być dla niego wspaniałą najlepszą przyjaciółką? Drugi wariant wydawał się być sympatyczniejszy  lepszy.

Pukanie do drzwi wyrwało mnie z rozmyślań i czekając usiadłam na łóżku. Lottie zniknęła właśnie w łazience.

- Hi Lisi – mruknął śpiąco Harry i przeciągnął palcami przez swoje loki. – Gdzie jest Lottie?

- W łazience – odpowiedziałam przeciągle i uniosłam sceptycznie brwi do góry – Od kiedy wstajesz tak wcześnie i od kiedy pytasz mnie rano o moją najlepszą przyjaciółkę?

- Muszę z nią pogadać – o wczoraj – zarumienił się lekko i utkwił wzrok w podłodze.

- Aha – wesoły uśmiech uniósł moje kąciki ust do góry i rozbawiona spojrzałam na niego.

- No cóż – zrobił dziwny ruch ręką przegrywając z zakłopotaniem. Uroczę. – Do zobaczenia na śniadaniu – zsunęłam się z łóżka i podbiegłam do szafy. Moje ciemne blond włosy odstawały na wszystkie strony, spojrzałam jeszcze przez chwilę na swoje odbicie  w drzwiach szafy, zanim otworzyłam je i wzięłam świeżo wyprane ubrania.

- Czy to był Harry? – blond włosa czupryna wyjrzała ze szczeliny w drzwiach od łazienki. Lottie.

- Tak – potwierdziłam drwiącym tonem.

- I? -  odwróciła się, a ja zauważyłam jak ubiera szlafrok. – Co chciał?

- Pytał o ciebie – uśmiechnęłam się i odwróciłam do niej. Nie odpowiedziała nic, ale zniknęła znów w łazience z szerokim uśmiechem.

- Hej, poczekaj Lottie! – krzyknęłam i pobiegłam pośpiesznie do łazienki. To że miałam na sobie tylko bieliznę, aktualnie było mi obojętne. – Dlaczego się uśmiechasz? Co się wczoraj stało? Lottie do cholery, powiedz mi! Ja też muszę do łazienki. – piszczałam zdenerwowana waląc w drzwi. Ale w zamian dostałam tylko chichot. Głupia krowa.

 - El? Dlaczego krzyczysz? Harry wcześnie się mył i mnie obudził, teraz już nie jestem śpiący i co się sta- oh jesteś… przepraszam – dopiero teraz zauważyłam Louisa, i fakt że stałam przednim w samej bieliźnie szokując go tym.

- Czy kiedykolwiek słyszałeś o pukaniu? – rozdrażniona i z czerwonymi plamami na policzkach złapałam koc Lottie, który leżał na fotelu. Naprawdę dzisiaj musiałam ubrać czerwony jak winno stanik i majtki z Hello Kitty? Żenujące. Teraz nie mogę się odwrócić. I może powinnam schować moje krótkie spodenki od piżamy z misiami.

- Nie spodziewałem się tutaj takiego stanu – uśmiechnął się Louis, jakby to wszystko nie było wystarczająco kompromitujące. – W każdym razie powinniśmy pójść teraz na śniadanie – jego dłoń powędrowała do szyi, a potem z powrotem.

- Tak, my.. właśnie – powiedziałam i mój wzrok niespokojnie przeskanował pokój. Chwilę później Lottie uderzyła mnie drzwiami, a one popchnęły mnie. Głośno i dość niezdarnie potknęłam się o kołdrę po czym wylądowałam na ziemi. Jak jakiś zmarły człowiek, leżałam na brzuchu i jęknęłam ciche – Auć

- Ups, przepraszam Lisi – Lottie zdusiła w sobie chichot. Jeśli wcześniej nie byłam czerwona jak wieczorowa sukienka mojej mamy, to byłam teraz. Oboje teraz mieli wolny dostęp by patrzeć na moje plecy, tyłek i nogi. Cholera, cholera, cholera!

Shut up, Tomlinson - tłumaczenie ✔Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt