#12

429 19 8
                                    

•Pov. Elena•

Obudziłam się po 6.30 z przeczuciem, że dziś stanie się coś złego. Poszłam do toalety i szybko się ogarnęłam. Zeszłam do kuchni, aby zrobić jakieś szybkie śniadanie, którym był jogurt pitny. Wyszłam z domu i powędrowałam do szkoły. Na miejscu byłam po 10 minutach i usiadłam pod salą. Chwilę później podeszli do mnie Nati i Mac, ale bez brata. Pomyślałam, że może jest chory. Postanowiłam zapytać:

- Gdzie Tin?

- W szpitalu. Musi mieć pobraną krew do badań. Takie tam kontrolne.

Byłam trochę spokojniejsza, ale nadal się martwiłam o tego jełopa. Nie chciałam, aby mu się coś stało. Bałam się o tego ciula bardziej, niż kiedykolwiek. Wyobraziłam sobie, że mogę go stracić, a moje serce przepełniło się ogromnym przerażeniem. Uzmysłowiłam sobie, że jest dla mnie ważny. Nie odczuwałam tego, kiedy był blisko, ale teraz to się zmieniło. Nie ma go, a ja nie mogę przestać myśleć, "Co by było gdyby..." Prosiłam w duchu o to, aby tu wrócił. Chciałam go zobaczyć i poczuć ten jego zniewalający zapach. Zaczęłam żałować tego, że się wczoraj pokłóciliśmy. Pragnęłam go przeprosić i wtulić się w ten wspaniale wyrzeźbiony tors. 

Pierwsza lekcja bez niego przy boku trwała całą wieczność. Nie potrafiłam się na niczym skupić. Tylko Tinus i Tinek. Na zajęciach byłam obecna tylko ciałem. Duszą w ogóle. Myślami byłam z moim "uczniem" w szpitalu i nie opuszczałam go ani na moment. Na przerwie chciałam porozmawiać z Marcusem, ale niespodziewanie zadzwonił jego telefon, więc zostałam z Natelie na korytarzu. Nastolatek odszedł gdzieś na bok i odebrał. Był przerażony. Nat do niego pobiegła i go przytuliła. Widziałam, że chwilę rozmawiają. Po chwili podeszłą do mnie Nati i oznajmiła:

- Elena... Martinus...

- Co się z nim stało?- moje serce waliło jak głupie.

- On... dostał nagłego zawału... Mac jest załamany. Tinusa nie dało się już uratować...

- Nieeee!!!- Wykrzyknęłam załamana. 

Złapałam się za włosy i osunęłam się po ścianie. Nie zwracałam uwagi na to, ile osób mi się przygląda. Po prostu nie umiałam udawać, że jest mi to obojętne. Płakałam tak samo, jak przy stracie mamy i Izy. Byłam załamana, bo straciłam KOLEJNĄ ukochaną osobę. Żałowałam wszystkiego, co uczyniłam w jego kierunku i było to nie w porządku. On tak się o mnie martwił, rozumiał mnie, odprowadzał pod dom, pocieszał, widział moje łzy. Przypomniały mi się jego słowa: "Nie traktuj mnie jak powietrze, bo jeszcze zechcesz nim oddychać." Wydaje mi się, że połowa szkoły zebrała się na piętrze, aby zobaczyć, jak płacze suka bez uczuć. 

- Jezu, nie! Błagam! Martinus, wróć! Oddam wszystko, aby móc się do ciebie przytulić! Nawet nie wiesz, jak mnie tym ranisz! Wybacz mi wszystko! - krzyczałam przez łzy. - Nie możesz mi tego zrobić! Kocham cię!

- Spokojnie. Jestem tutaj i też cię kocham- powiedział jakiś głos, tuląc mnie do siebie.

- Ale ty niczego nie rozumiesz, Martinus! Mój Tini nie żyje!- wykrzyknęłam, w ogóle nie zastanawiając się nad sensem wypowiedzianych słów.- Ej... WAIT... CO?!

- Nic mi się nie stało. Nie płacz już- chciał wytrzeć moje łzy, ale ja szybko wstałam i chciałam uciec, ale on zatrzymał mnie słowami:

- Przed czym teraz uciekasz? Przede mną? Przed samą sobą? Przed prawdą? Przed tym co czujesz?- stanęłam jak wryta.- Nie jesteś suką bez uczuć! Każdy je ma! Nawet ty! Wmówili ci, że jest inaczej, ale to nieprawda! Po prostu zapomniałaś, czym są uczucia! Niezbyt umiesz je okazać, ale to nie oznacza, że je usunęłaś! Nie udawaj, że ostatnie wydarzenia nie zmieniły ciebie i twojego życia! Odsuwasz ludzi, bo nie chcesz cierpieć, gdy odejdą. Prawda jest taka, że jesteś małą zranioną dziewczynką, która zgubiła się w tym wielkim świecie. Księżniczką, której jest potrzebna miłość.

Suka bez uczuć/ Martinus GunnarsenWhere stories live. Discover now