22.

308 35 11
                                    

Czy Jimin nie będzie chciał ze mną teraz rozmawiać?

To pytanie rozbrzmiewało w głowie Kima, dobijając, raniąc dogłębnie, sprawiając, że tracił oddech.

Lubił Jimina, oczywiście. Byli przyjaciółmi od przedszkola, lubili chodzić grać w piłkę i jeździć na rowerach. Ufał mu, naturalnie, byli w końcu przyjaciółmi.

Byliśmy.

Przyjaciółmi.

Zwinął się w kłębek, okrywając bardziej kołdrą. Słyszał dochodzące z dołu szmery z kuchni, co oznaczało, że Jeongguk i jego mama prawdopodobnie tam byli.

Czy z Jeonggukiem też się przyjaźni?

Tak.

Nigdy nie przeszkadzało mu, gdy starszy postanowił do niego przyjść po szkole, pomimo, że czasami niechętnie podchodził do spotkań z kimś innym. To nie tak, że nie lubił danej osoby (Jimin?) tylko poświęcając im czas w szkole, po niej, czuł się zdecydowanie za bardzo zmęczony.

Umęczony psychicznie.

Ale gdy przychodził Guk, nigdy mu nie przeszkadzał. Nie wstydził się przy nim jeść, odpoczywać, leżąc na brzuchu i przeglądać media społecznościowe, nie wstydził się przy nim spać.
To było zdecydowanie cudowne uczucie, móc czuć się komfortowo przy kimś, nie czekać, aż sobie pójdzie, wyjdzie, nie zastanawiać się, kiedy koniec.

Taehyung się bał. Bał się przyznać, powiedzieć o swoich uczuciach. Nie chciał zostać uznany za wyrzutka, dziwaka, który ma problem z innymi.

Dlatego chodził na wszystkie spotkania. Dusił się tam, pomimo momentów, kiedy żartował i był względnie rozluźniony przy innych. Żałował, że nie został w swoim łóżku, że nie może się położyć i okryć kocem pod same uszy, a potem spać. Bo sen dawał mu ukojenie. Nawet jeśli tylko chwilowe.

Czuł i zdawał sobie sprawę, że życie przelatuje mu przez palce. Przepływa, sekudna za sekundą, nieuchronnie i nieodwracalnie. Wmawiał sobie, że nie potrafi łapać chwili, cieszyć się teraźniejszością, jednak podczas każdego spaceru oddychał jakoś głębiej niż inni, wpatrywał się z zachwytem w niebo, obserwował ludzi, podziwiają ich różnorodność.

Ale nadal czuł, że to nie to.

Stresowało go to, oczywiście. Zawsze, gdy zaczynał się relaksować, przypomniało mu się jak szybko czas leci. Jak go marnuje. Czuł te przemijanie, na którym się skupiał, a stres wyżerał go wewnętrznie, ściskając za żołądek.

Czuję je.

Chciał wiele i potrafiłby pewnie jeszcze więcej, tylko po co? Nie chciał się starać, był beznadziejny we wszystkim, co zaczynał, nawet jeśli zaczynał wiele. Uczył się?

Na lekcjach.

W domu spał, a najciekawszym zajęciem i tak był telefon lub sufit.

Nah, to i tak nie ma sensu.

Był zmęczony.

Niedługo umrę.

Wszyscy umrzemy, odchodząc z tym, co przyszliśmy. Staraj się dalej. Good luck.

A wtedy będziecie mogli mi naskoczyć.

P R Z E P R A S ZA M

cards | kth.jjg Where stories live. Discover now