Rozdział 5

493 29 1
                                    

Gdy Draco Lucjusz Malfoy poznał Hermionę Jane Granger mieli po jedenaście lat i oboje wyruszyli w pierwszą podróż do Hogwartu. Ona, jak nie trudno się domyślić, czytała właśnie książkę, gdy do jej przedziału wpadł blondyn i początkowo nawet nie zwrócił na nią uwagi. Był zbyt zaaferowany ukrywaniem się przed jednym ze swoich kolegów, by zauważyć, że jego wtargnięcie mogło być niezbyt uprzejme. Miał jednak szczęście, ponieważ Hermiona utonęła w lekturze do tego stopnia, że obecność intruza odczuła dopiero, gdy ten nadepnął jej na stopę. Oboje byli w tak wielkim szoku, że żadne z nich nie było w stanie wydusić z siebie choćby najcichszego dźwięku, aż do momentu, gdy spłoszony chłopak opuścił przedział dziewczyny.

W podobnym stanie znaleźli się, gdy Draco stanął oko w oko z Hermioną Granger, podczas jej wizyty u szkolnego psychologa, który przewidując kolejny ruch jedynego syna Lucjusza Malfoya zamknął drzwi na klucz.

- Musicie porozmawiać. - oznajmił były Ślizgon i udał się do swojej sypialni, pozostawiając dwójkę uczniów w swoim gabinecie.

- To absurdalne! - wymknęło się w końcu Malfoyowi, czym zwrócił na siebie uwagę Gryfonki.

- Co jest takie absurdalne, Malfoy? To, że jesteśmy tu zamknięci? To, że mamy porozmawiać, jak cywilizowany ludzie, czy chodzi Ci o to, że Terence uważa, że możemy mieć ze sobą coś wspólnego? - spytała cicho młoda czarownica, zerkając na opartego o biurko kolegę z rocznika.

- Wszystko po trochu, Granger. - warknął, po czym westchnął i wzruszył bezradnie ramionami. - Ale głównie chodzi mi o to ostatnie. - sprecyzował. - Merlinie! Skąd miałabyś wiedzieć jak ja się czuję?

- Nie mam zielonego pojęcia, jak możesz się czuć Malfoy. - westchnęła Granger, opierając głowę o zimną szybę. - Ja czuję się jak ktoś, kto zupełnie nie pasuje do tego świata. Jak ktoś komu śnią się koszmary, jeśli ich nie zapije eliksirem słodkiego snu, albo alkoholem, choć eliksir na kaca kiedyś się kończy. Jak człowiek, który nagle musi przewartościować całe swoje dotychczasowe życie, bo jego przyjaciele się od niego odwrócili. Jeśli tak nie masz, to faktycznie, Malfoy, nie mamy o czym rozmawiać.

- Nie masz pojęcia o czym mówisz, Granger. - warknął chłopak, uderzając pięścią w drzwi.

- Ty możesz liczyć Parkinson i Zabiniego, więc z łaski swojej ciesz się tym, co masz. A wiesz, co ja mam?

- Wielka Zbawicielka Całego Świata Czarodziejów ma jakieś problemy z równowagą psychiczną?

- Nie, Malfoy, ze mną jest wszystko w cholernym porządku! - prychnęła, po czym spojrzała na blondyna. - Mój chłopak postanowił mnie rzucić, gdy dowiedział się, że wracam do Hogwartu. Mój najlepszy przyjaciel mnie olał, choć tyle razy ratowałam mu tyłek. A moja, rzekomo najlepsza, przyjaciółka ma mnie w nosie odkąd została narzeczoną Zbawcy Świata Czarodziejów. I żadne z nich nie pomyślało o tym, że mogę czuć się cholernie samotna w tym wielkim zamku, który był dla mnie miejscem horrorów i upokorzeń. - Hermiona zaśmiała się gorzko, po czym zerknęła na swoje nadgarstki. - McGonagall nie wpadła na to, że nowa funkcja może mnie przytłoczyć, że ja mogę sobie ze sobą nie radzić. Cholera jasna, Malfoy! - wrzasnęła w końcu. - Terence jest jedyną osobą, która chciała mnie słuchać i uratował to moje pieprzone życie. - dodała, po czym przetarła twarz dłońmi i spojrzała na blondyna tak, jakby właśnie nie wyrzuciła z siebie całej goryczy z ostatnich kilku miesięcy. - A co złego przytrafiło się Tobie, Malfoy?

- Mam koszmary. - przyznał szczerze i spojrzał dziewczynie w oczy. Brązowe tęczówki wpatrywały się w niego nadzwyczaj uważnie. Przez chwilę najmłodszy potomek rodu Malfoyów myślał, że Granger znów się zacięła, ale w momencie, gdy otwierał usta usłyszał od dziewczyny ciche:

Gdybyś nie istniała.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz