Rozdział I

256 10 10
                                    

Yukiji

Strażnik trzymał mnie w mocnym uścisku, boleśnie zgniatając mięśnie na moich ramionach. Kopałam, szarpałam, i próbowałam wydostać się z jego sideł by dopaść zlęknionego bruneta, chowającego się przede mną w rogu kamiennej celi. „Zabiję cię!" powtarzałam,nie mogąc uformować w słowa wściekłości, którą czułam, a ta groźba była moim jedynym pomysłem. Z mojego gardła wciąż wydzierały się wściekłe wrzaski i po wyrazie jego twarzy widziałam, jaki wywołują strach. Słowa wychodzące z ust najemników nie docierały do mojego okupowanego chęcią zemsty i mordu umysłu. Poczułam kolejne dłonie na moim ciele, zaciskające się mocno na łokciu i nadgarstku. Przed chwilą to ja trzymałam gardło mężczyzny w kącie właśnie w takim uścisku, wyduszając z niego życie. Czułam jak uparcie się go trzymał mimo że było tak bezwartościowe...
- Zabiłeś ich, Fenri! - mój głos się załamał. W nosie zaszczypało, zwiastując bliskie już łzy –Zdradziłeś! - wysyczałam, gdy w końcu wyciągnięto mnie z cienia małej jaskini. Odepchnięte przez jednego z mężczyzn kraty z łomotem zderzyły się ze ścianą. Ich metalowy brzdęk rozniósł się po okolicy, towarzysząc moim krzykom.

Pchnęli mnie na ziemię przez co brutalnie się z nią starłam. Od razu poczułam piekący ból na łokciach i dłoniach, a zaraz potem moje uszy dosięgnął dźwięk zatrzaskiwanych drzwi mojej nowej celi,która leżała dokładnie naprzeciwko starej.

-Ty skończony skurwysynie! - wysyczałam, łapiąc się metalowych prętów i przyciskając do nich twarz. Mężczyzna z celi naprzeciwko wyszedł z cienia i stanął przy własnych drzwiach,które zostały ponownie zamknięte. Próbowałam odepchnąć na bok myśli o moich przyjaciołach, których właśnie bezpowrotnie utraciłam...

-Coś nie poszło według planu, hm? - wydusiłam, zaciskając palce na prętach aż pobielały mi knykcie. Zamarłam w bezruchu gdy w ciszy mierzyliśmy się spojrzeniami. Chciałam krzyczeć i wyć, ale moje gardło było już tak zdarte, że każde kolejne słowo sprawiało mi ból. Fenri spojrzał na strażników, którzy powoli oddalali się od naszych cel. Próbowałam rozpoznać kim byli po ich zbrojach... Do tej pory jednak jeszcze nigdy takich nie widziałam...Na ich powierzchni nie widniały żadne wygrawerowane ani wyszyte symbole bądź herby.

-To się jeszcze okaże – posłał mi niepokojący uśmiech.Zmarszczyłam brwi w zaskoczeniu. Co miał na myśli...? Czyżby wylądowanie w celi było częścią jego planu? Zmrużyłam oczy,czując jak wzbiera we mnie kolejna fala gniewu.

-Fenri, to twój koniec. Możesz zacząć kopać własny grób, nawet tam i teraz, w celi. Bo PRZYSIĘGAM, zapłacisz za tę zdradę –posłał mi beztroskie spojrzenie. Był pewien, że jest bezpieczny,poza zasięgiem mojego ostrza. Widziałam jednak, że gdzieś na jego twarzy dalej czaił się strach.
– Nie ma miejsca na tej planecie, w którym się przede mną ukryjesz.

-W przeciwieństwie do mnie, ty nigdy stąd nie wyjdziesz! –odszczeknął, jak przestraszony pies, łapiąc się obiema dłońmi krat i nimi potrząsając. - Zgnijesz tu a ja wrócę do Marerou i wezmę to co mi zabrałaś!

Zamurowało mnie. Nie... naprawdę..? Przez chwilę rozważałam w myślach czy mnie nie nabiera. W końcu jednak wyciągnęłam odpowiednie wnioski patrząc na jego zaciekłą minę, i stwierdziłam – tak, naprawdę chodzi mu właśnie o to. Po zdarzeniach z Marerou krążyły plotki,że chłopak miał wątpliwości co do podziału łupów. Nikt jednak nie wziął na poważnie skomlenia naiwnego szczeniaka.

-To wszystko tylko przez to, że nie byłeś zadowolony po podziale łupów z Boru?

-Ukradłaś mi to co należało do mnie. - wysyczał, lekko się opluwając. Pokazał na siebie palcem, jakby to miało bardziej mnie przekonać i spowodować, że przyznam mu rację. Zaśmiałam się,chociaż wcale dobrze się nie bawiłam.

Golden SnakesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz