Rozdział III

45 4 3
                                    

Gloria

 Dni stawały się coraz chłodniejsze. Zwłaszcza tu, w jednej z bocznych wież, gdzie bezlitosny, mroźny wiatr wdzierał się do środka przez otwarte okno. Nierozsądne było przychodzenie tu w okresie jesienno-zimowym, zwłaszcza bez odpowiedniego odzienia, ale zatęskniłam za widokiem, które oferowało wąskie okno w grubym kamiennym murze.

Straciłam czucie w policzkach, grzywka wirowała, targana wiatrem, tak samo jak futro kołnierza, które przyjemnie łaskotało mnie w szyję. Zbyt duży na mnie płaszcz nieudolnie ogrzewał moje drobne ciało. Musiałam go ciasno wokół siebie owinąć by dawał jakiekolwiek ciepło. Pachniał Gabrielem. Położyłam dłoń na szerokim parapecie i wzięłam głęboki wdech. Widok ogromnych połaci lasów i wzgórz, wijących się wstęg rzek i rozsianych między lasami wiosek zapierał dech w piersiach. Spomiędzy koron drzew, promieniście rozsianych wokół zamku, wyłaniały się wieże strażnicze. Patrzyłam w dal, próbując rozpoznać ostatni widoczny dla mnie szczyt - Tron Bogini - najwyższy szczyt skalistych łańcuchów górskich, oddzielających nas od królestwa na północy. Odkąd na jego tronie zasiadł nowy król - Sindre VII - między Vadvik a naszym Arduu w końcu zapanował pokój. Poprzedni monarcha, ojciec osiemnastoletniego króla, był agresywnym i chciwym władcą.

Między wierzchołkami drzew zaczęła wić się wieczorna mgła. Uniosłam wzrok na chmury, próbując dostrzec tańczące w powietrzu smoki. Tylko jeden ukazał się moim oczom, po kilku sekundach z powrotem znikając w kłębiastej formacji.

Nagły, silny wiatr uderzył mnie w twarz. Zacisnęłam mocno oczy i, zaskoczona, zatoczyłam się do tyłu. Przeszył mnie dreszcz. Przez chwilę stałam w bezruchu, melancholijnie patrząc na krajobraz z daleka.

Okno za moimi plecami ukazywało widok na południe, na bezkresne Morze Perłowe, oraz stolicę leżącą u stóp Gór Bliźniaczych, na których wzniesiono najpierw zamek, a kilka stuleci później Siedzibę Główną Gildii naszego Królestwa.

Znów zadrżałam i mocniej objęłam ramionami. Zbliżał się koniec mojego dnia w zamku. Ruszyłam więc ku wyjściu z wieży, schodami w dół. Ciasne i kręte stopnie łączyły się z szerszym i częściej uczęszczanym korytarzem. Stukot moich szerokich obcasów stłumił bordowy dywan, ciągnący się przez całą długość korytarza. Nadal było chłodno, tym razem przez duże szklane witraże, umieszczone blisko siebie w kamiennej ścianie po mojej prawej, które nie stanowiły dobrej bariery przed chłodem z zewnątrz.

Odwiedziny w wieży i spacer powrotny przez zamek zazwyczaj były dla mnie odpoczynkiem po dniu pracy. Niestety, przez trwające dochodzenie nie potrafiłam odwieść swoich myśli od kobiety w lochach i tego, że mimo braku dowodów, Królowa wciąż naciskała i domagała się kontynuacji śledztwa.

Chciała ją uniewinnić.

Nie miałam wątpliwości, że Yukiji odgrywała jakąś rolę w nieznanym mi jeszcze planie Królowej.

Zdobycie informacji o Czarnej Lisicy nigdy nie było proste. Nawet po jej długo oczekiwanym uwięzieniu, sprawiało nam to niemałe problemy. Była jak cień, czający się za rogiem, zawsze obecny, ale niemożliwy do schwytania. Jej przeszłość i pochodzenie wciąż były zagadką. Z tego co wiemy, leżące daleko na wschodzie Apreim nawet nie było prawdziwym miejscem jej urodzenia. Krążyło o niej wiele plotek i opowieści, których nijak nie było można potwierdzić. Jedną z nich było powiązanie z Królem Lisów, pierwszą osobą, której w jakikolwiek sposób udało się uporządkować i zrzeszyć chaos, którym były Nory, tym samym kilkakrotnie zwiększając ich skuteczność.

Pojawiła się około dziesięciu lat temu. Na początku, świadkowie tylko krótko wspominali o zielonookiej dziewczynie i jej przeszywającym spojrzeniu. Z czasem zaczęła przywdziewać maskę czarnego lisa. Wielokrotnie słyszałam opowieści o pięknie mistrzowskich rzeźbień, które przypominały tradycyjne motywy plemion żyjących na bezkresnych łąkach oraz w skalistych górach Zjednoczonych Ziem Słońca. Po ujrzeniu jej po raz pierwszy, mogłam stwierdzić, że spostrzeżenia te mogły być zgodne z prawdą. Jej szlachetne rysy twarzy, odpowiadały ludom dalekiego zachodu. Czarne jak węgiel, gładkie włosy sięgały jej aż do pasa. Uszy świeciły od złotej biżuterii, tak samo jak górna warga, nad którą tkwiła pojedyncza, złota kuleczka. Sylwetkę miała umięśnioną i smukłą jak akrobatka.

Golden SnakesWhere stories live. Discover now