26. Otwórz oczy, do cholery!

655 85 73
                                    

hej, drugi rozdział dziś, więc oczekuję dużo komentarzy :x

•  •  •

  — Ha-Harry — wykrztusił Louis, podnosząc się do siadu i przykładając dłoń do klatki piersiowej. Czuł, jakby jego serce miało wbijane szpileczki na prawie całej powierzchni. To bolało... naprawdę, kurwa, bolało.

  — Tak, Lou? — spytał, próbując nie pokazać po sobie, że jest przerażony i zrozpaczony jednocześnie.

  — J-Ja... nie mogę — pokręcił głową, ciężko oddychając. — Gdzie o-oni są?

  — Nie mam pojęcia, Loueh. Mam nadzieję, że niedługo wrócą i będzie ci lepiej — pogłaskał go po włosach.

  — Zagraj dla... dla mnie — szepnął, spoglądając w jego szmaragdowe oczy

  — Dlaczego ciągle chcesz, abym dla ciebie grał? — uniósł brew.

  — Ponieważ lubię twoją grę. Lubię, g-gdy poruszasz palcami po klawiszach, byłby z-z ciebie wspaniały muzyk — wyjaśnił, opadając na materac. — Kocham... muzykę.

  — W porządku, ale nie gadaj już, bo tracisz siły — mruknął, idąc do fortepianu.

  Lou już się nie odezwał. Odwrócił głowę w jego stronę i przyglądał mu się, a gdy ten zaczął grać, L zaczął poruszać delikatnie palcami, jakby on sam to robił. Wciąż czuł się koszmarnie, chciałby, aby ktoś ukrócił jego cierpienie, ale teraz był radosny, bo Harry dla niego grał i tylko to się teraz liczyło.

  Styles posłał mu smutny uśmiech, chcąc zagrać dla niego jak najlepiej. Tak bardzo cierpiał, kiedy widział go w takim stanie. Jeśli Lou tylko wyzdrowieje jak najszybciej, nie zważając na warunki pogodowe, zabierze go ze sobą do Coolsville. Nie pozwoli mu nawet na jakikolwiek kontakt z Horanem, który nie miał prawa nazywać się jego bratem. Loczek naprawdę nie był typem osoby, która darzyła nienawiścią, raczej wszystko starał się załatwiać pokojowo i bez nerwów, ale w tej sytuacji... Niall był w jego oczach skreślony i nienawidził go tak cholernie mocno. Wcale się nie dziwił, że ludzie chcieli go posłać na stos i uważali go za niebezpiecznego - mieli pieprzoną rację.

  Możliwe, że Niall kochał Louisa, ale czy jeśli naprawdę by go kochał, wkurzyłby się tak mocno o delikatny dotyk, jakiego doznał? Miał dziewiętnaście lat, nie sześć. Dostał tyle cierpienia od własnego brata, nie mógł tego pojąć. Gdyby dał im spokojnie wytłumaczyć, porozmawiać, cokolwiek to nic by się nie wydarzyło. Ale nie, musiał się wściec i zrobić coś takiego! Chciał trzymać Louisa całe życie pod kloszem przy swoim boku? To niedorzeczne. I on był pieprzonym królem! Mógł być nieco urażony przez kłamstwo, że Lou nie znał H wcześniej, ale to wszystko. Cała reszta nie była jego sprawą, nie powinien być zły.

  Kiedy skończył grę spojrzał na Louisa, wzdychając cicho. Biedne maleństwo, on nie zasłużył na tyle cierpienia.

  — Naprawdę... n-naprawdę kocham — odezwał się cicho, obejmując się rękoma.

  — Jeszcze zagrasz sam nie raz — oznajmił.

  — Na razie mam... ciebie — spróbował posłać mu uśmiech.

  — Oszędzaj siły, książę — westchnął, wstając z ławki i podchodząc do łóżka, na którym usiadł.

  — Nie mam już w ogóle sił — odparł, unosząc na niego wzrok.

  — Gdybyś nie miał, nie byłbyś w stanie mówić.

  — Tracę czucie, Harreh — wyszeptał, czując łzy w oczach.

Everyday Getting Colder • ziall;larry✓Where stories live. Discover now