I

67 9 0
                                    

Na zewnątrz wciąż panowała ciemność, gdy Kihyun otworzył szeroko oczy i usiadł na materacu, pozostawiając za sobą resztki snu. Oddychał szybko, starając się wyprzeć z umysłu wszystkie okropne obrazy, które pojawiły się w jego myślach. Kilka ostatnich dni wyglądało podobnie. Przetarł zmęczone oczy i wstał, by otworzyć okno, zderzając się z chłodnym, nocnym powietrzem, po czym wrócił na materac i odnalazł swój telefon, szybko sprawdzając godzinę. Druga trzydzieści osiem. Westchnął cicho i udał się do kuchni, pozostawiając wciąż uchylone okno. Nastawił wodę w czajniku i usiadł na drewnianym krześle, jedynym takim w jego małym mieszkaniu. Nie miał jednak żadnych zastrzeżeń do swojego obecnego lokum. Przez chwilę po prostu wpatrywał się w czajnik, przyglądając się jak woda powoli zaczyna się gotować. Nasypał herbaty do kubka, z irytacją zauważając, że puszka, w której zazwyczaj ją trzymał, była prawie pusta. Wiedział, że już dawno powinien zrobić większe zakupy, jednak ostatnio nie miał do tego zupełnie głowy. Przymknął oczy, pozwalając sobie na kilka głębszych oddechów i wziął do ręki telefon, sprawdzając kilka wiadomości na różnych grupkach, na których ludzie z roku umawiali się na wspólne wyjścia. Kihyun nie był zainteresowany takimi integracjami, dlatego zignorował wiadomości, wraz z jedną od Hyungwona, jego jednego dobrego znajomego ze studiów, proszącego o jakieś notatki. Pomyślał, że zrobi to rano. Odłożył telefon na stolik i zalał herbatę wodą, która właśnie się zagotowała. Gorzka, mocna herbata była wszystkim, czego w tamtym momencie potrzebował. Skarcił się w duchu za myśl o zapaleniu papierosa. W końcu rzucił ten nałóg już dawno temu. Wrócił do pokoju, ale miał wrażenie, że dzisiejszej nocy nie uda mu się już zmrużyć oka. Rozejrzał się po pomieszczeniu, oświetlonym uliczną sygnalizacją. Uwielbiał tą część swojego mieszkania. Wielkie okno, materac zamiast łóżka, kilka roślin, książki, poukładane pod ścianą i właściwie wszędzie, gdzie zdołał znaleźć dla nich jakieś miejsce. Wyciągnął jedną ze stosu tuż obok łóżka. Kant. Strona dwudziesta ósma. Nie był w stanie zliczyć, ile razy oglądał właśnie tę stronę. Przedstawiała jego własny portret, narysowany bardzo dawno temu, w zupełnie innym czasie i miejscu i miał wrażenie, jakby nawet w zupełnie innym życiu. Uśmiechnął się na wspomnienie gniewu i irytacji, gdy zobaczył, jak brutalnie wtedy potraktowana została jedna z jego ulubionych książek. Odłożył ją na miejsce. Przez chwilę pomyślał, że żałuje, że nie był to portret autora tego rysunku, że nie mógł wpatrywać się teraz w tamtą twarz godzinami. Natychmiast zapaliła się w jego głowie ostrzegawcza lampka, bo przecież właśnie tego chciał uniknąć i sam do tego doprowadził. Westchnął z irytacją, że jego myśli, znowu zaczęły krążyć wokół tej osoby. Na zewnątrz zaczęło robić się coraz jaśniej. A Kihyun leżał, próbując się nie rozpłakać, gdy pomimo wszystko, znowu przed oczami miał tylko tę jedną twarz, o której powinien zapomnieć ponad rok temu. Czuł się żałośnie i poddał się, czując ucisk w gardle i pozwolił łzom wypłynąć z pod powiek. Wytarł je dłonią, i przyłożył głowę do poduszki. Spróbował wyobrazić sobie, że pachnie tak jak wtedy, gdy miasto za oknem zaczęło budzić się do życia.

the sound of rain x changkiWhere stories live. Discover now