II

48 7 1
                                    

Kihyun zorientował się, że kolejny raz zaspał na zajęcia, gdy ze snu wyrwał go uliczny hałas, dobiegający zza uchylonego okna, które zapomniał zamknąć w nocy i głośny dźwięk telefonu. Odnalazł urządzenie pod poduszką z zamiarem rozpoczęcia szybkiego zbierania się na uczelnię, gdy jedno spojrzenie na ekran wystarczyło, by zatrzymał się w miejscu. Matka. O godzinie dziewiątej osiemnaście, po kilku miesiącach milczenia, do bruneta dzwoniła matka. Wpatrywał się w komórkę, tracąc umiejętność poruszania się. W końcu dzwonek ucichł, ale chłopak wciąż patrzył na ekran, na którym teraz widniało zdanie: Nieodebrane połączenie Matka (2). Powoli wstał z materaca i zamknął okno. Przeszedł go dreszcz, ponieważ w pokoju było już naprawdę zimno. Założył bluzę z kapturem, przypadkowo znalezioną na podłodze obok łóżka i postanowił po prostu nie iść na zajęcia, na które i tak by nie zdążył. Nie rozumiał, dlaczego matka nagle postanowiła zadzwonić. Jego głowę wypełniało tysiące myśli, głównie zmartwień, że coś się stało, a przecież już dawno nie powinno go to zupełnie obchodzić. Rodzice Kihyuna nie mieli problemu z odrzuceniem i zapomnieniem o swoim synu, i choć próbował zrobić to samo, utrata ich była najcięższym ciosem jego dwudziestojednoletniego życia. Nigdy przedtem nie przypuszczał, że zawsze wspierający i kochani rodzice będą w stanie zrobić coś takiego. Życie mimo wszystko toczyło się dalej, a Kihyun zaczynając studia, nie miał nawet czasu, żeby to wszystko przetrawić. Upchnął te wszystkie informacje, żal i zawód w zakamarki umysłu, skupiając się na teraźniejszości. Na kolejnych zaliczeniach na studiach, na dorywczej pracy, dzięki której mógł wynająć mieszkanie, na książkach, które musiał przeczytać. Tylko czasami, w niektóre noce, wracały do niego te wszystkie wydarzenia, sprawiając, że budził się z krzykiem, albo nie mógł zasnąć, wpatrując się w sufit.

Poszedł do kuchni i włączył czajnik. Nasypując kawę do swojego ulubionego kubka myślał o jedynej rzeczy, jaką najbardziej zapamiętał z tamtego okropnego dnia. O wzroku matki, który sprawił, że wszystko, co do tej pory robił i w co wierzył, rozsypało się w drobny pył. O wzroku, który wypalił dziurę w jego koszulce, a następnie sercu, sprawiając, że pragnął przestać istnieć. Nigdy wcześniej, ani później w życiu nie czuł takiego wstydu. To spojrzenie, z całym zawodem i odrazą, jakie zobaczył w jej oczach, było ostatnim, jakie mu posłała. Później, gdy pakował własne rzeczy i wyjeżdżał, udawała, że jej syn nie istnieje. Przez ostatnie pół roku wydawało mu się, że już pogodził się z takim stanem rzeczy. Teraz nie wiedział już nawet, jak mógłby znowu spojrzeć jej w oczy i przeprowadzić jakąkolwiek rozmowę. Wolałby już nigdy więcej się z nią nie kontaktować, mimo że ta myśl, wypalała w nim kolejną dziurę. Nie powinien się wstydzić. Wiedział, że to nie do niego powinno należeć to upokorzenie, które odziera z godności i sprawia, że chce się przeprosić za swoje istnienie. A jednak wciąż czuł na sobie ten wzrok. Wciąż chciał zapaść się pod ziemię. Chciał błagać rodziców na kolanach, żeby powiedzieli mu, że to wszystko był głupi żart i wciąż jest ich ukochanym synem.

Prychnął na swoją głupotę i zalał kawę gorącą wodą. W kieszeni płaszcza odnalazł słuchawki i włączył playlistę, starając się wyrzucić z głowy obraz matki. Umył twarz zimną wodą i założył czyste spodnie. Narzucił szybko płaszcz, lokalizując po drodze portfel i klucze. Potrzebował zakupów, ponieważ lodówka w jego mieszkaniu już od dłuższego czasu nie widziała nic poza światłem. Przypadkowy wolny dzień, jaki sobie zrobił, był do tego świetną okazją.
Do najbliższego marketu szedł cztery minuty piechotą, ze słuchawkami w uszach, obserwując w miarę spokojną, jak na tę porę dnia, ulicę. Minął kilka osób, w większości starszych ludzi. Wiele osób spieszyło się, do pracy, szkoły, czy w inne miejsca. Gdyby nie telefon matki, sam byłby teraz studentem, który w pośpiechu wciska się w wypełniony po brzegi autobus, byleby zdążyć na choć trochę zajęć. Rozejrzał się i przyglądał niektórym twarzom. Dawno już opuszczał swoje mieszkanie w innych celach niż kilka godzin na uczelni. Widział starsze małżeństwo, kobietę z psem, jakiegoś chłopaka w bluzie z kapturem na głowie, nastolatki, w przykrótkich spodniach, które powinny być teraz w szkole. Owinął się ciaśniej płaszczem, odczuwając ujemną temperaturę, której fanem zdecydowanie nie był. Pomyślał, że powinien w końcu kupić sobie czapkę.

Dotarł do sklepu i z ulgą wszedł do ciepłego pomieszczenia. Nigdy nie robił list zakupów, ale nie miał problemu z wyborem wszystkich najpotrzebniejszych produktów. Zatrzymał się na chwilę przy wyborze nowej herbaty, gdy poczuł, że ktoś dotknął delikatnie jego ramienia. Odwrócił się, myśląc, że to jakaś staruszka, która potrzebuje pomocy i zobaczył tego samego chłopka w kapturze na głowie, którego kilka minut temu mijał na ulicy. Zmarszczył brwi, a wtedy on po prostu odsłonił twarz i uśmiechnął się najpiękniejszym uśmiechem jaki Kihyun kiedykolwiek widział. Tym uśmiechem.

hej, nie wiem, co powinnam tutaj napisać, ponieważ to drugi rozdział, a pod pierwszym nie zostawiłam żadnej wiadomości xd. mam nadzieję, że ktokolwiek kiedyś tu zajrzy, a ta historia będzie mu się podobać :) k.

the sound of rain x changkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz