Rozdział 24: Jeśli ten cały Tornado istnieje, to jest to nasz ostatni ślad.

189 10 0
                                    

Jadę do kawiarni Huberta, mając nadzieję, że tam spotkam właśnie Mikołaja. Nie mogę się z nim skontaktować, a musimy omówić, jak załatwić sfałszowane dokumenty Patryka specjalnie dla Huberta. Skąd ja wiedziałam, że nie uwierzy w to wszystko? Nie lubi swojego brata od samego początku, gdy wtedy podjechał pod rezydencję. Tym bardziej dziwne się mu wydało, że Mikołaj może mieć syna. A to mój syn i nie pozwolę, by Hubert mu zagroził.

Zauważam przy barze krzątającą się wspólniczkę Huberta i dosiadam się. Kobieta odwraca się do mnie i uśmiecha.

- Szukam Mikołaja.

- Nie poszłaś z tym do Huberta? On pewnie wie, gdzie jest jego brat.

Chwytam się za głowę i zamykam na chwilę oczy.

- Nie wytrzymam tego dłużej. To koniec.

Oddycham w miarę spokojnie, obmyślając nowy plan, ale nie daję już rady. Milena wzdycha tuż przede mną.

- Rozumiem, że czasami mogą zdarzyć się chwile zwątpienia. - Milena obchodzi bar. - Wtedy przydaje się zaufana osoba. Mikołaj jest dla ciebie taką osobą.

Unoszę na nią głowę i panuje cisza, ale chwytam torebkę z blatu i wstaję z obrotowego krzesełka.

Co ja myślałam, żeby akurat tutaj przychodzić? Milena może mnie w każdym bądź razie wydać Hubertowi.

A to nie jest doskonały pomysł.

- Przepraszam - szepcze szybko i wzdycha. - Nie chciałam cię urazić. Pomyślałam, że mogę być w stosunku do ciebie szczera. - Kręci głową i spuszcza ją po chwili. Zauważam w jej oczach ból, taki sam jak u siebie. Niemal identyczny. - Jestem obecnie w podobnej sytuacji. Mężczyzna, którego kocham, wychodzi za inną. Potrzebuję kogoś do wypłakania się na ramieniu.

Chwytam ją pewnie za dłoń i siadam z powrotem na krzesło. Kobieta siada naprzeciwko mnie.

- Mikołaj jest dla mnie kimś ważnym - wyznaję, uśmiechając się do niej pocieszająco. - Jeśli potrzebujesz kogoś do wypłakania się, masz mnie.

Milena uśmiecha się niepewnie i kiwa głową. Zaczyna opowiadać mi całą historię od początku, aż do teraz. Chłonę każde jej wypowiedziane słowo. Nie mogę uwierzyć, że kochanka Huberta żeni się z jej wymarzonym facetem. To musi być dla niej niesamowity ból i z jednej strony ją rozumiem. Gdyby Mateusz nadal żył, też byłby mną rozczarowany i zawiedziony. Jednak wiedziałby, że robię to wszystko dla nas. Szczególnie dla niego i dla Patryka. Wtedy potoczyłoby się całkiem inaczej.

Z kawiarni kieruję się do kancelarii Mielniczak. Mam nadzieję, że zastanę tam Paulinę. Nie chcę jej tracić tylko przez jakąś głupią sprzeczkę. Raczej staram się zawsze stawać na czyimś miejscu. Paula jest moją deską ratunku i moją szwagierką i nie chcę też, żeby jej relacje z bratankiem się zaostrzyły. Patryk potrzebuje silnej i mądrej ciotki, a taka jest właśnie Paulina.

Kiedy drzwi windy otwierają się, widzę w recepcji rudą głowę. Paulina w tym samym czasie wpatruje się we mnie. Ale nie mówi nic. Niepewnie podchodzę do recepcji, szukając prawidłowych słów w fłowie.

- Wiem, że jestem pewnie dalej dla ciebie zdrajczynią. Ale musimy porozmawiać. Masz chwilę?

Kiwa głową.

- Nikogo nie ma? - Kieruję wzrok na hol prowadzący do gabnetu Huberta i innych adwokatów.

- Jesteśmy same.

- To dobrze. - Zagryzam wargę i spuszczam głowę. - Chcę ci coś wyjaśnić. Boli mnie to, co powiedziałyśmy sobie.

Uśmiecham się kiedy wypada zza wysokiego biurka i przytula mnie. Mocno i z miłością. Ściskam jej drobne ciało i patrzę w jej oczy, kiedy ode mnie się odsuwa.

- Cieszę się, że tu jesteś - mówi cicho, dając mi swój promienny uśmiech. Znowu mnie przytula. - Nie chcę się z tobą kłócić. Zostałaś moją jedyną rodziną. Wybacz mi.

Rozglądam się wokół i chwytam ją za rękę, prowadząc do gabinetu Huberta. Zostawiam lekko uchylone drzwi.

- Przepraszam. Straciłam wtedy głowę. Mówiłam okropne rzeczy.

- Obie się źle zachowałyśmy. - Kładę torebkę na biurko Huberta, odwracając się do Pauli. - Też cię przepraszam. Wiedz, że nigdy ciebie nie zdradzę. Tak jak i Mateusza.

Uśmiecha się niepewnie.

- A co z Mikołajem?

- Jest po naszej stronie.

Widzę, że nie jest jej z tym łatwo, ale nie złości się już. Bynajmniej nie daje tego po sobie poznać.

- No cóż. Stało się. - Wzrusza ramionami. - Powiedzialaś mu. - Zaczyna chodzić po pokoju. - Zabito wszystkich trzech facetów, którzy siedzieli w celi razem z Mateuszem, gdy doszło do zabójstwa.

Otwieram szerzej oczy.

- Jak to?

- Całą trójkę. - Kiwa głową, zatrzymując się przede mną. - Dzień po dniu. Ktoś ich zabił, żeby wszyscy milczeli. Jeden z nich powiedział Tornado.

Marszczę brwi, zastanawiając się.

- Jestem przekonana, że mówił właśnie on o mordercy.

Oblizuję usta i odpycham się od biurka.

- Nikogo nie pamiętam o tym przezwisku. Mateusz nigdy nie wspominał o jakimś Tornado.

- Jeśli ten cały Tornado istnieje, to jest to nasz ostatni ślad.

- Od czego zaczniemy? - Odwracam się do niej, a moje dłonie opadają na biodra. Wzrusza ramionami.

- Nie mam pojęcia. Musimy odkryć prawdę i dowiedzieć się, co ma wspólnego.

- Znajdziemy go. - Zapewniam ją. Podchodzę do biurka po torbę. - Pójdę juz. Muszę porozmawiać z Mikołajem. Namówię go do pomocy. - Chwytam ją za dłonie. - Na pewno się zgodzi. Same nie poradzimy sobie z Hubetem.

- Nieptrzebnie mu powiedziałaś - wzdycha, wznosząc oczy ku niebu. - Dotąd nieźle sobie radziłyśmy.

- Wiem, Paula, ale jest coraz trudniej. Idę. - Opuszczam jej dłonie. - Muszę zrobić niespodziankę Barbarze.

- A ja mam plany, co do kancelarii - uśmiecha się złośliwie. Wbijam w nią pytający wzrok. - Jutro mają ważną sprawę. Są wielce przekonani, że wygrają ją, ale nic z tego nie będzie.

- Co zrobisz?

- Namieszam trochę w dokumentach. Nikt nie zorientuje się. Będziemy we dwie jeszcze bardziej silniejsze.

- A pierwsza będzie Barbara.

Żegnam się z Pauliną i wychodzę z gabinetu. Kieruję się natychmiast do rezydencji, chcąc zrealizować swój niecny plan.

Amanda | Amanda #1 | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now