Rozdział 26: Jest tylko jeden sposób na to. Badanie DNA.

173 11 0
                                    

Podjeżdżam do szpitala, gdy okazuje się, że Jan Mielniczak został ciężko ranny w wypadku. Jest mi szkoda staruszka, ponieważ on w niczym nie zawinił, a zaczęłam go bardzo lubić. Jest porządnym i dobrym człowiekiem oraz widać na pierwszy rzut oka, że chce się zatroszczyć o innych na pierwszym miejscu, niż o siebie samego.

Na korytarzu widzę cała rodzinkę Mielniczak, oprócz oczywiście Barbary. Zauważam Huberta i szybko do niego podchodzę. Unosi na mnie smutny wzrok.

 - Dobrze, że jesteś - wzdycha, przyciągając mnie do siebie. - Minęły dwie godziny, a nic nie mówią.

 - Wiadomo, jak do tego doszło? - Patrzę na niego, trzymając go pewnie za dłonie. Kręci głową.

 - Nie, ale wszystko będzie w nakładzie policyjnym. Jego stan jest krytyczny.

 - Czemu nie ma Mikołaja? - Obok nas zjawia się Franciszka i widzę, że wiadomość o wypadku męża ją przybiła. Pierwszy raz widzę ją w takim stanie.

 - Nie zdążyłem zadzwonić do wszystkich, by ich powiadomić. - Zwraca się do mnie. - Amanda, powiadom moje rodzeństwo.

 - Ja to zrobię - krzyczy piskliwie Izabela, zjawiając się obok. Nie spodziewałam się jej tutaj. - Mikołaj jest moim narzeczonym.

 - Poważnie?

Prycham w myślach, obserwując małolatę. Ona może mieć z jakieś piętnaście lat. Ubiera króciutkie spódniczki i bluzki w głęboki dekolt, aby przyciągnąć uwagę wielu facetów. Jest tak samo poprana jak jej tatuś, który chciał wcisnąć mi intercyzę.

Ale szczerze mówiąc, ja wygrałam tą bitwę.

Wychodzi lekarz, więc wszyscy zaczynają zbierać się przy nim.

 - Pacjent jest po operacji i leży na OIOM-ie.

 - Możemy tam wejść?

 - Z tym wolałabym poczekać - mówi kobieta, przepraszająco patrząc na Huberta. - Nie mogę nikogo wpuścić na ten moment.

Odchodzę na bok i wyjmuję telefon z torebki. Nie sądzę, że Mikołaj odebrałby od Izabeli, więc dzwonię do niego, korzystając z okazji.

 - Twój ojciec jest w szpitalu. Miał wypadek.

Słyszę jego westchnięcie i jakiś szmer po drugiej stornie słuchawki.

 - W którym szpitalu?

 - W tym, co zawsze. Rodzina cię potrzebuje teraz. Miała zadzwonić Iza, ale ją uprzedziłam. - Rozłączam się i spuszczam z siebie powietrze. Kiedy się odwracam, widzę przed sobą Huberta. Przełykam ślinę i z powrotem dołączam do "swojej" rodzinki. Siadam na jednym z wolnych krzeseł i bawię się paskiem od torebki.

Izabela rozmawia z ojcem, Franciszka siedzi załamana niedaleko mnie, a Hubert chodzi od ściany do ściany oczekując dalszych informacji o Janie. Widzę też Grzegorza krzątającego się nieopodal i marszczę brwi.

Kilka minut później zjawia się Mikołaj.

 - Co z ojcem? - pyta, rozglądając się po wszystkich.

 - Dobrze, że już jesteś. - Iza podchodzi do niego i chwyta go za dłoń. - Jest źle.

Na moment nawiązuje ze mną kontakt wzrokowy, ale odwracam wzrok.

 - Czemu nikt do mnie nie zadzwonił? Jak długo tu jesteście?

 - Co oni tutaj robią? - Franciszka podnosi się z miejsca i teraz dopiero zauważam na korytrazu kochankę Huberta z ich synem. Nie mam nic do chłopaka, bo on nie zawinił. Jest pełnoletni i jest tak samo wkurzony na ojca, co ja.

Amanda | Amanda #1 | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now