Rozdział 27: To, co zaszło między nami, było fantastyczne.

156 9 0
                                    

Kiedy Franciszka wychodzi z sali męża, nie jest tym uradowana. Hubert proponuje podwieźć ją do domu, każe wszystkim się rozjechać, ponieważ już wiadomo, co jest z Janem. Kiedy tylko odchodzą i nikogo nie ma w pobliżu z rodziny, zerkam na masywne drzwi prowadzące do sali Mielniczak. Rozglądam się jeszcze raz i z niechęcią wchodzę do środka.

Jan Mielniczak jest przypięty do różnorodnych maszyn oraz rurek i niedobrze robi mi się na ten widok. Wygląda źle i bardzo mu współczuję w tej chwili. Nie podejrzewam nikogo, kto by mógł czychać na jego niebezpieczeństwo. Najpierw otrucie, teraz wypadek samochodowy. Wspominam sobie słowa Pauliny i biję się z nimi w myślach.

Co, jeśli naprawdę mogę zbić fortunę na śmierci Jana?

Miałabym wtedy i pieniądze Mielniczak w garści, a nawet ich całych.

Taki pomysł podoba mi się jak najbardziej.

Nawet nie wiem, kiedy po moich policzkach spływają pojedyncze łzy.

Jesteś okrutna, myśląc w taki sposób, jak Paulina, Amando.

Dotykam jednej z grubszych rurek, które są wetknięte do Jana, ale szybko się cofam.

 - Ty tutaj?

Ścieram szybko łzy z policzka, odwracając się do Mikołaja.

 - Co chciałaś zrobić mojemu ojcu? - Zerka na ojca, a potem przygląda mi się bacznie. - Tylko nie udawaj. Znam twoje zamiary.

 - Wiesz, że bardzo szanuję twojego ojca - szepczę, pociągając nosem.

 - Więc, co w takim robisz?

Szukam odpowiedzi na szpitalnych ścianach, ale nie znajduję ich. Obawiam się, że Mikołaj może mnie posądzić, że przyszłam tylko zabić Jana.

 - Hubert już dawno pojechał do domu.

 - Nie zauważyłam. - Biorę głęboki wdech i poprawiam torebkę na ramieniu.

 - Podwiozę cię do domu.

 - Nie. - Kręcę głową. - Twój ojciec cię teraz najbardziej potrzebuje niż ja.

Podchodzi do łóżka swojego ojca, wymijając mnie. Łapię za klamkę, by już wyjść, ale wpatruję się jeszcze w plecy Mikołaja.

 - Naprawdę mi przykro. Łamie mi serce jego widok. Twój również.

Wychodzę z sali i kieruję się na korytarz. Serce mi bije coraz szybciej i zaczynam zastanawiać się, czy byłabym zdolna do zrobienia świństwa. Kilka dni temu uratowałam sama życie Janowi, a teraz bym miała mu je ot tak odebrać?

Amanda, sama byłaś pielęgniarką.

Na korytarzu wpadam wprost na Izabelę.

- Hubert czeka na dole.

Ignoruję jej słowa, ale czuję jak chwyta mnie mocno za rękę i pociąga do wcześniejszego miejsca.

- Czego chcesz? - syczę, wpatrując się w małolatę. Uśmiecha się łobuzersko.

- Nie zbliżaj się do Mikołaja. My się pobieramy. To, co zaszło między nami, było fantastyczne.

- A co między wami zaszło? - Marszczę brwi, wręcz zaciekawiona.

- Nie wiesz? - śmieje się i chce coś jeszcze powiedzieć, ale słyszę głos Huberta, który mnie wzywa. Oglądam się ostatni raz na Izabelę, która chwyta delikatnie moje włosy w swoje dłonie.

- Pora na ciebie. Uczesz się ładnie.

Wyrywam się jej i wychodzę ze szpitala. Nie wierzę w tą całą bajkę ze ślubem Mikołaja i Izabeli. Sam stara się jej unikać, ona była na niego zła, że oszukał ją, bo podaje się za kogoś innego. Wiem sama, jakie uczucia żywi do mnie Mielniczak.

Sama wiem również, co ja czuję do młodszego brata Huberta.

Wracam z Hubertem do rezydencji. Franciszka źle się czuje i kładzie w swojej sypialni. Szczerze, nigdy nie widziałam jej takiej i z jednej strony było mi jej szkoda. Ale czy na pewno?

Jest już późny wieczór, więc biorę relaksujący prysznic i ubieram swoje satynowe piżamy. Nie zachodzę do Patryka, ponieważ nie chcę zostać zauważona przez Huberta. Jeden zdradliwy ruch i już będzie po mnie.

Zachodzę do kuchni po filiżankę herbaty i idę do sypialni. Przed snem kremuję jeszcze sobie dłonie i upijam łyk ziołowej herbaty.

- Poszłabyś jutro ze mną do sądu?

- W jakiej sprawie? - Patrzę na Huberta wychodzącego z łazienki.

- Jutro jest ostatnie przesłuchanie w sprawie, której prowadzę. - Uśmiecha się, siadając na brzegu łóżka. - Jutro zjawią się media. Będę w telewizji.

Przypominam sobie o sprawie, o której mówiła mi Paulina w kancelarii. To pewnie jest ta i miałam nadzieję jednak, że Hubert Mielniczak przegra.

- Ludojad w akcji?

Kiwa głową z nadal szerokim uśmiechem na ustach.

- Zobaczysz swojego męża w akcji. Przyjdziesz zobaczyć?

Wstaję z łóżka razem z filiżanką, którą odkładam na komodę przy ścianie. Przy drzwiach do łazienki odwracam się do mężczyzny.

- Powiem ci jutro.

***

Następnego dnia budzę się w dziwnym miejscu. Nie jest to miękka kołdra ani moja poduszka, a gałęzie i szorstki piasek. Otwieram oczy zszokowana i rozglądam się wokół. Znajduję się w jakimś lesie i nie wiem jakim cudem. Jestem w szoku, moje ręce zaczynają całe drgać. Nadal jestem w swojej piżamie, a wokół siebie mam tylko drzewa i słońce. Zaczynam wołać o pomoc, ale słyszę tylko siebie. Wstaję i biegnę przed siebie, obracam się, czy jestem na pewno sama. Próbuję znaleźć drogę wyjściową z lasu i udaje mi się wyjść z niego dopiero po kilku minutach. Wychodzę na główną drogę, próbuję zatrzymać jakiś samochód. Nie wiem nawet, gdzie jestem. Nie orientuję się, czy ten las znajduje się na obrzeżach Warszawy. Staję na środku drogi i w końcu jakiś samochód się zatrzymuje.

Dzięki Bogu.

Amanda | Amanda #1 | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz