ROZDZIAŁ 36: Zabiłaś kogoś?

166 9 0
                                    

Przystaję przed kościołem, opierając dłonie na kolanach. Oddycham szybko, a moje serce zaraz wyrwie się z klatki piersiowej. To musi być koszmar, ale jednak, gdy zauważam księdza wychodzącego z dwojgiem ludzi z kościoła, biegnę znowu.

 - Proszę księdza - krzyczę i zaciskam oczy z powodu bolących nóg. - Proszę mi pomóc. Chyba kogoś zabiłam.

Ksiądz otwiera usta, ale zaraz je zamyka. Chwyta mnie za rękę i prowadzi do środka. W budynku nikogo nie ma, wszędzie palą się świece. Próbuję oddychać w miarę możliwości. Ale nie mam siły już na nic.

 - O czym ty mówisz? - pyta, sadzając mnie w jednej z ławek. Sam siada obok mnie.

 - On tam był. - Moje ręce drżą i próbuję to zahamować. - Robert tam leżał.

 - Opowiedz mi wszystko.

Nie wiem, czemu mówi to z takim spokojem w głosie. Pewnie mi nie wierzy, jak wszyscy dotąd. Opowiadam mu wszystko od początku. Gdy znowu obudziłam się w lesie, tym razem z martwym szoferem obok na ziemi. Chcę wymazać jego obraz z pamięci jak najszybciej.

 - Załatwimy to, spokojnie. - Klepie mnie po ramieniu i znika na chwilę. Rozglądam się wokół i zamykam oczy.

Hubert miał rację. Zaczęłam lunatykować i tyle. Ale żebym przeszła tyle kilometrów od domu? W to najbardziej nie chce mi się wierzyć. Nawet w dzieciństwie za daleko nie wychodziłam.

Kilka minut później dostrzegam moją matkę w kościele. Podchodzi do mnie zmartwiona i patrzy na mnie pytająco. Znowu będą zaraz pytania.

 - Co się stało? - Siada obok, chwytając mnie za drżącą dłoń.

 - Ja...chyba oszalałam - łkam, pociągając nosem.

 - Zabiłaś kogoś? To prawda?

Spuszczam głowę.

 - Nie pamiętam.

 - Co się dzieje, Amanda?

 - Piłam wieczorem twoją herbatę - wyjaśniam jej i wzruszam ramionami.

 - Jaką herbatę?

 - Hubert przyniósł mi herbatę, którą dla mnie zrobiłaś.

Wpatruję się w Gabrielę i chce mi się płakać, gdy widzę jej wyraz twarzy.

 - To nie ty? - Chwytam się za włosy, ciągnąc je do góry. - Hubert pewnie wsypuje mi środki nasenne do nich.

 - Ale po co? Przecież nie wie, kim jesteś.

 - Może to z zazdrości - wzdycham, nie wierząc w jego możliwości. Mogłam się wcześniej domyślić, już po drugim obudzeniu się w lesie. - Muszę wziąć prysznic.

Obydwie wstajemy z ławki. Gabriela mówi coś jeszcze do księdza i wychodzimy z kościoła.

 - To Robert zabił Mateusza - zaczyna matka, gdy jedziemy taksówką do domu. - Sam to powiedział Paulinie. Hubert go wynajął. Musimy go odszukać. I to jak najszybciej.

Gdyby tylko wiedziała, że Robert nie żyje. Zapewne ksiądz nie wspomniał jej, kogo wymieniłam podczas naszej rozmowy. Może o tym zapomniał, ale dobrze. Sama nie wiedziałam, czy to naprawdę ja mogłam zabić go. A może ktoś mi go podrzucił, żeby wyszło na moją niekorzyść.

Huberta nie ma w rezydencji do wieczora. Nie wspominam mu o tym, że znowu obudziłam się w lesie, nie wspominam mu o martwym ciele Roberta. Sam nie zadaje również pytań, co mnie trochę dziwi. Jeśli naprawdę podawał mi środki nasenne, żeby zrobić ze mnie idiotkę, musiałam wymyślić na niego nowy plan. Nowy plan zemsty, po której będzie spokojny jak baranek.

Amanda | Amanda #1 | ZAKOŃCZONEDonde viven las historias. Descúbrelo ahora