YNKYD- Chapter oñe

11 3 1
                                    

    -Rzuć to do kurwy!-krzyczał gdy w moich rękach znajdował się najprawdziwszy rewolwer. Po moim ciele przechodziły zimne dreszcze determinacji i przypływu siły.

-Nie! Chcę to zatrzymać! Czego nie rozumiesz?! Mówiłam ci to! Mówiłam paręnaście razy!-moje usta drżały z każdą chwilą coraz bardziej, oczy wypełnione były gorzkimi acz prawdziwymi łzami, a ręce trzęsły się coraz szybciej gdy uniosiłam swą rękę aby strzelić sobie prosto w łeb. W mój cholerny łeb, przepełniony myślami i tym dziwnym "czymś".

- Tak tego nie załatwisz...

-A skąd wiesz?-poczułam zimną lufę przy mojej głowie, o tak w końcu mogłam być wolna, po tylu latach, których nawet nie umiem zliczyć. Czułam się jak ptak w klatce goniący za czymś czego w rzeczywistości nigdy nie widział, nigdy, bo kurwa nie mógł...

Wyrwał broń z moich zimnych dłoni i złapał je w swoje.

-Napewno tego chcesz?

-Tak...-I strzelił ale to nie tak miało być, przez niego jestem tu gdzie jestem i nie mogę już tego cofnąć, to ja miałam strzelać, ja...cholera, a on wszystko popsuł, wszyściutko. Ja chciałabym tylko trochę spokoju, bo to mi go nie daje, czuje jakbym czuła tego czego czuć mi nie wolno, czego czuć w praktyce nie powinnam, a jednak to czuje...

A teraz chciałby Pan posłuchać o czymś innym? Mogę opowiedzieć wszystko. W końcu i tak jestem tutaj...
Zobaczymy czy to zadziała ale szczerze wątpię, jeśli myślisz, że i z tąd się nie wydostanę to się mylisz...

Ja nie zblefowałam, ja nigdy nie kłamie.

Po prostu umiem wykorzystać to czego mnie nauczono, co mi dano.

 𝓞𝓷𝓮 𝓟𝓪𝓲𝓻 𝓞𝓯 𝓑𝓸𝓸𝓽𝓼 Where stories live. Discover now