Przedferiowy pączuś

154 18 32
                                    

Jedno z mazowieckich liceów było przepełnione uczniami, którzy błagali nauczycieli o możliwość poprawienia trudnego sprawdzianu, z uśmiechami aniołów pragnęli wyciągnąć się na lepszą ocenę niż tę którą im proponowano, wychodzili z inicjatywami zrobienia nowych prezentacji lub napisania wielu stronicowych esejów bądź rozprawek. 

Jedną z tak utrudzonych licealistek, była Zuzia Lewandowska która próbowała za wszelką cenę wyciągnąć się na czwórkę z biologii. Stała przy biurku nazbyt niskiej nauczycielki, która nawet nie obdarzyła ją swoim spojrzeniem. Dziewczyna jednak była uparta w swoim dążeniu, odłożyła swój plecak na ławkę i spojrzała przelotnie na zegarek. Miała jedynie dwie minuty przerwy, dwie minuty na uratowanie swojej średniej. 

—  Pani profesor. —  Spróbowała po raz kolejny, wiedząc że podkreślenie nieistniejącego tytułu przeważy jej szansę na napisanie poprawy. —  Mi naprawdę zależy na czwórce. Doskonale pani profesor widzi na każdej lekcji, jak  robię notatki i nie przeszkadzam. 

Kobieta podniosła swój nie wyrażający żadnej emocji wzrok. Zuzia doskonale pamiętała jak jako pierwszak bała się tego pustego wzroku, który nigdy nie spoglądał na twarzy uczniów tylko gdzieś w okno bądź w ścianę za ich plecami. Wraz z czasem przyzwyczaiła się do faktu, że profesor postawiła wysoki mur pomiędzy relacjami między sobą a uczniami. Ten fakt był z jednej strony przerażający, ale Zuzi dawał wielkie pole do popisu. Nauczycielka nie dostrzegała bowiem tego co się robiło na lekcji, wystarczyło że po prostu było się cicho. Co jak co, ale bycie cicho na biologii Zuzia miała zapewnione. 

—  Z czego chcesz pisać tę poprawę? —  Zapytała, szukając w torbie leżącej na biurku teczki ze sprawdzianami. 

Lewandowska zacisnęła silnie wargi, żeby nie wydać zbyt pochopnych oznak radości. Założyła swoje krótkie włosy za ucho i popatrzyła na kobietę. Dalej szukała czegoś w torbie i na pewno nie były to sprawdziany. 

—  Funkcjonowanie roślin, tylko z tego mam dwójkę. Reszta, pani profesor, to same czwórki! 

Nauczycielkę nie poruszyły te słowa, nawet nie wysiliła się na jakąkolwiek reakcję. 

—  A kiedy chcesz to pisać? Muszę dzisiaj wystawić oceny semestralne. —  Odpowiedziała zirytowana, kładąc na blat biurka etui z okularami. 

I teraz Zuzia była gotowa na swój ostatni argument, dla którego czwórka należała się jej z całym szacunkiem. 

—  Choćby zaraz pani profesor, jestem przygotowana. —  Jej oczy się zaświeciły, a do uszu doleciał dźwięk zacinającego się dzwonka. 

Teraz decyzja należała tylko i wyłącznie do kobiety o szarym wyrazie twarzy, gryzącej twardą gruszkę i zmieniającą okulary. 

—  Siadaj do pierwszej ławki, Lewandowska. — Wyciągnęła przed siebie jedną kopię sprawdzianu, a drugą wskazała miejsce gdzie Zuzia miała usiąść. —  Piszesz całą lekcję i ani minuty dłużej. 

Gdyby w tamtym momencie można było skoczyć na nauczycielkę, pocałować ją w obydwa policzki, ucałować w czoło i zaprosić do kina, Zuzia wykonałaby każdą z tych czynności. Uśmiechnęła się za to promiennie i wręcz z radością wzięła w swoje dłonie czterostronicowy sprawdzian. 

Teraz była pewna, że czwórka z biologii wręcz do niej machała i krzyczała. 

—  Stara, nie pomyl auksyn i giberelin, a dostaniesz maksa punktów. —  Krzyknęła na całą klasę znajoma Zuzi, Marysia. 

Cała druga klasa liceum o profilu biologiczno-chemicznym weszła zgraną całością do sali biologicznej. Kolejna w ciągle trwającym tygodniu szkoły, biologia czekała na nich. Kolejne tematy dotyczące zwierząt bezkręgowych wręcz piszczały aby zrobić do nich notatki, przeczytać informacje o ewolucji układów i zagłębić się w ich przedstawicieli. Lekcja taka sama jak pięć pozostałych w tym tygodniu, ostatnim tygodniu przed feriami. Tygodniu najtrudniejszym dla każdego ucznia. 

Kubek ironiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz