Taktyczna Oranżada

44 10 2
                                    

Rozłożona karimata jeszcze nigdy wcześniej nie dawała tyle satysfakcji, a widok suchego śpiwora tak bardzo zachęcał do ogrzania się, że Zuzanna Lewandowska nie miała innego wyjścia, niż wejście do środka. 

Warta kuchenna przygotowywała obiad, podczas kiedy pozostali próbowali suszyć przemoczone rękawiczki oraz spodnie na kaloryferach. Inni zaś probówali wepchnąć swoje mokre buty jak najbliżej kominka, z którego buchał, przyjemnie ciepły w dłoniach, ogień. Poskutkowało to tylko tym, że od niespełnia godziny, wokół kominka ułożono niedbale ponad dziesięć par butów. Schronisko na pewno nie zachęcało tym wyglądem do przenocowania turystów. 

Dorota siedziała oparta o zimną ścianę, z naciągniętym na ramiona kocem, oraz laptoptem na kolanach. Wiernie odpisywała na telefony oraz wiadomości od rodziców. Musiała przecież im oznajmić, że jak na dany moment, żadne dziecko nie ucierpiało w starciu z niedźwiedziem i że mają wystarczająco dużo jedzenia. Tak się mniej więcej wydawało. 

Zuza miała za to czas, aby schował w śpiworze, tajemniczą paczkę żelków, którą mogła się delektować w samotności. Jednak w życiu nigdy nie przychodzi tak łatwo i nawet samotne delektowanie musiało kiedyś się skończyć. 

— Masz żelki i nawet się nie pochwalisz! — Dorota skoczyła na Zuzę, siadając tuż obok niej. — Podły człowiek. 

— Człowiek, który myśli racjonalnie. — Wyjęła paczkę z granatowego śpiwora i rzuciła dziewczynie na kolana. 

Dorota wyjęła sztukę, która najbardziej wyglądem przypominała tęczkę i zaczęła ją gryźć. Z pełnymi ustami, spojrzała na swoją przyboczną, której wystawała tylko głowa. 

— Szczera opinia. Co sądzisz o tym wyjeździe? — Ponownie zaczęła szukać odpowiedniego żelka w opakowaniu. — Uważasz, że cała Wataha jest taka super jak Mateusz? 

Zuza przewróciła teatralnie oczami, wyjmując spod śpiwora rękę, której misją było znalezienie telefonu. Zbliżała się godzina obiadu, tylko on potrafił uchronić przyboczną od przewrotnego pytania. 

— Nie da się o kimś wyrazić opini w przeciągu paru dni. Na razie są w porządku, ale przecież nawet ich nie znamy. — Wzruszyła ramionami, po czym włączyła ikonkę danych komórkowych na swoim telefonie. — Wyjątkiem jest Kamil. O nim wszystko było jasne jeszcze przed wejściem do schroniska. 

— A co ci zrobił ten biedny ślimaczek? 

Wibracje opanowały telefonem Zuzy. Tym się rządziły zimowiska, jak się znalazło czas na powrót do internetu, trzeba było przejść przez zbyt wiele powiadomień oraz wiadomości. Dopiero później wybierało się ten kontakt, na którym najbardziej nam zależało. Marysia, która oglądała kolejne seriale netflixa. Mama, która wysyłała zdjęcia jak wojuje z upieczeniem ciasta. Kuzyka, która chwaliła się nartami w Austrii. Kacper, który pokazywał tosty w kształcie księżyca. 

— Urodził się, tyle wystarczyło. — Szepnęła, jakby wypowiadała zaklęcie. — Jego charakter jest tak paskudny, że nawet w jednej sekundzie nie zachęca do wspólnej rozmowy. Czaisz, że na samym początku zjechał mój kubek? To mówi o nim wszystko. 

Dorota rzuła kolejne żelki, ciesząc się podświadomie z faktu, że Zuza zupełnie o nich zapomniała. Czasami zdenerwowanie niosło ze sobą pozytywne skutki. 

— Może jest za bardzo podobny do ciebie i przez to masz do niego problem. Uważasz go za konkurencję charakteru. — Przyciągnęła do siebie mysio szary laptop i zaczęła zrzucać zdjęcia z karty aparatu. 

— Jeśli chciałaś obrazić moje przepełnione miłością serce, to udało ci się to idealnie, rybko. — Zuza puściła jej oczko, po czym spojrzała na ekran laptopa. Widziała z oddali zdjęcia, która zrobiła Mateuszowi. — Ten człowiek jest aż za mocno szczery i prawdziwy. 

Kubek ironiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz