Pierwsze postanowienia

58 11 13
                                    

Zbyt ciężki plecak ciążył na plecach Zuzi, która szła na czele harcerskiego peletonu, zmierzającego do Schroniska PTTK w Ustrzykach Górnych. Wokół nich roztaczał się śnieżnobiały krajobraz, który raził w oczy swoją poświatą i jasnością. Zza pochmurnego nieba, wyłaniały się pojedyncze, nazbyt ciepłe promienie słoneczne, które odbiały się w białym puchu. 

Zuzia nie zwalniała pomimo bolących pleców. Według mapy, wystarczyło niecałe pięćset metrów do dotarcia do Schroniska. Nie miała zamiaru pokazać swojej słabości nie tylko przed znanymi sobie dziewczynami, ale również przed zupełnie obcymi chłopakami. Nie wiedziała, który wariant byłby lepszy na usłyszenie jak narzeka. 

— Dorota, kto jest twoją przyboczną? 

Lewandowska zacisnęła silnej usta i jak na zawołanie przyspieszyła. Nie przeszkadzało jej to, że musieli się wspinać pod górkę, ona wręcz biegła wraz z plecakiem, doczepioną torbą z jedzeniem i poduszką która znajdowała się tuż obok jej głowy. 

Kto miał czelność pytać chwilę po tym jak wysiedli z autobusu o to, kto jest przyboczną? To przecież Dorota dogadywała się z drużynowym ,,Watahy". Nie potrzebowali pomocy poza pisaniem planu pracy. A pisanie planu pracy było stworzone dla Zuzi. 

Gdyby nie przejeżdżający obok dziewczyny samochód, zapewnie Zuzia usłyszałaby odpowiedź swojej starszej przyjaciółki. Jednak tego nie zrobiła, więc postanowiła na tym, że nikt nie będzie pytać się nikogo kto ma zielony sznur. To ona sama udowodni, że jest jego posiadaczką, nawet nie wspominając o pełnionej funkcji. Zaskoczenie działa najlepiej. 

— Ej, kubek ci wypadł! —  Ktoś za jej plecami, krzyknął na wpół poruszony, a na wpół roześmiany. 

Świszczący od czasu do czasu wiatr przyjemnie rozwiewał ukryte pod czapkami kosmyki włosów. Temperatura wyraźnie spadła poniżej zera, ale widok czystego śniegu i uczucie ciepła słońca na twarzy, rekompensowały temperaturę. 

Minęli jeden z górskich potoczków, który płynął wraz z szybkim prądem w dół drogi. Jego woda była wręcz przeźroczysta. 

—  Albo jesteś atencjuszką, albo dalej śpisz. — Chłopak o czarnych jak smoła włosach szturchnął Zuzię w ramię. — Zgubiłaś kubek. 

Był wyższy od Zuzi o dobre dziesięć centymetrów. W ręce trzymał zdjętą czapkę z pomponem i wyhaftowanym napisem NIE BYŁEM OWCĄ I KUPIŁEM CZAPKĘ W ZAKOPANEM. Jeśli ktokolwiek miał odgadnąć wiek chłopaka, wyglądał na wyrośniętego osiemnastolatka. Szedł wręcz odbijając się od podłoża i unosząć się z gracją. Było to złudne wrażenie, ale w tamtej chwili Zuzia miała wrażenie że chłopak nawet nie dostał zadyszki. 

Taki z niego pewny siebie harcerzyk? Oj zobaczymy, pomyślała blondynka. 

— To nie ja podbijam do obcej dziewczyny. —  Stwierdziła, po czym uświadomiła sobie że tak naprawdę to nie powinna być obca. — Widocznie musiał się odczepić, dzięki. 

Wyciągnęła dłoń po znalezioną zgubę, ale chłopak nie oddał jej własności. W zamian pokręcił przecząco głową, przymykając swoje powieki. Jeśli chciał zirytować Zuzię, zadanie było wykonane perfekcyjnie. 

— Serio, masz kubek na którym jest napisany wzór skróconego mnożenia? 

Uwaga musiała zostać skomentowana przez czerwiejącą się Lewandowską. Irytacja burzyła się w niej niczym w wulkanie, pewna że za chwilę wybuchnie. A tego początek zimowiska napewno nie chciałby zobaczyć. 

— Powiedział to chłopak, który ma czapkę z napisem NIE BYŁEM OWCĄ I KUPIŁEM CZAPKĘ W ZAKOPANEM. — Parskneła, skręcając w prawo, gdzie stał budynek schroniska. 

Kubek ironiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz