Poradnia Harcerska

41 11 3
                                    

— Poradnia rozpisująca stopnie harcerskie, zaczyna przyjmować pacjentów! — Krzyknęła Dorota, siadając przy drewnianym stole w jednym z nielicznych, małych pokoików.

Zuza siedziała tuż obok niej, z jedną nogą podciągniętą pod brodę. Po długim śniadaniu wreszcie miała czas uczesać poplątane włosy, umyć zęby oraz zdjąć z ramion swój niezastąpiony kocyk.

Na stole leżały zeszyty należące do dziewczyn, w których kartki uzupełnione były członkami drużyny, rozpiską ich stopni, wymaganiami sprawnościowymi oraz kalendarzem, który był wypełniony przyszłymi chustowaniami, krzyżowaniami oraz nadaniem lilijek. Organizacja to podstawa, prawda?

Pierwsza podeszła do stolika Nadia.

Rudowłosa dziewczyna, liczącą prawie szesnaście lat, usiadła naprzeciwko Zuzy i Doroty. Miała na sobie kraciastą sukienkę, oraz grube rajstopy przypominające jeansy. Jednak Nadię nie rozpoznawało się po jej stylu ubierania się. Nadia była zastępową od ponad dwóch lat. Była zastępową ,,Halnych Kolców". Najstarszego zastępu, który stawał się wręcz mistyczną legendą. Ponad osiem dziewczyn w wieku podstawówkowym oraz gimnazjalnym, miała na swojej rudawej głowie Nadia.

Dla Zuzy i Doroty była herosem, dzięki któremu drużyna tak dobrze działała.

Jednak dla Nadii...

— Chciałabym odejść z drużyny.

Drużynowa wraz z przyboczną popatrzyły na zdecydowaną, ale jakże kruchą Nadię. Jej pewność siebie zakrywała wielki smutek oraz liczne zmęczenie.

— Mam za mało czasu na szkołę, prowadzenie zastępu mnie przerasta. Mam wrażenie, że moje zbiórki to dno. Nie bawię się i nie czerpię z tego takiej satysfakcji jak wcześniej.

Reklamy harcerstwa nigdy nie pokażą w swoich spotach, tych smutnych reali.

Za wielką przygodą życia, cudownymi wspomnieniami i przyjaźniami na wiele lat, kryją się pewne minusy. Powody, które potrafią dawać zbyt wiele łez, zabierają cały entuzjazm i zmieniają nas samych szybciej, niż tego byśmy chcieli.

Poświęcenie kilku godzin tygodniowo na dobrowolne przygotowywanie zbiórek o różnych tematach, wysłuchiwanie narzekań jedenastolatek oraz własne kształcenie się, często kosztuje zbyt wiele.

I pomimo, że daje w życiu tak wiele dobra, samo zabiera o wiele więcej.

— Od kiedy tak się czujesz, słoneczko? — Dorota wyciągnęła dłoń w stronę Nadii i niczym mama, uspokajała ją poprzez gładzenie jej skóry.

Zuza nie była tak otwarta na pocieszanie, trzymanie za rękę oraz mówienie wręcz usypiającym głosem. Nigdy nie była i nigdy nie będzie Dorotą. Drużynową, która dzięki swojemu rytmicznemu spokojowi w głosie, potrafiła zdziałać tak wiele.

Zuzia była za to dobrą słuchaczką. Wysłuchiwała każdy problem, siedząc tuż obok. Nie wtrącała się do opowieści, ale otwierała uszy i serce. Dopiero później, patrzyła obiektywnie na sytuację. Potrafiła pokazać wady danej sytuacji, ale i zalety jakie ze sobą niesie. Nie mówiła przy tym spokojnym głosem, lecz emocjonowała się bardziej niż osoba z którą rozmawiała.

Tym razem było to samo.

Na początku musiała wysłuchać całej historii. Dopiero wtedy mogła i chciała się odezwać.

— Od końca tamtego roku. Stwierdziłam, że poczekam do zimowiska, ale nic się nie zmieniło na lepsze. — Opuściła potulnie wzrok, jakby bała się negatywnej reakcji. — Przepraszam.

Dorota zmieniła szybko swoje miejsce, siadając obok Nadii. Przytuliła ją do siebie, jeszcze bardziej przypominając matkę, niż starszą o pięć lat dziewczynę. 

I dopiero wtedy pewna siebie maska Nadii, pękła niczym kawałek szkła rzuconego w kamień. Miejsce pewności, zajęły słonce łzy, które zaczęły powoli wynurzać się z oczu szesnastolatki. 

Zaczęła się wręcz trząść w objęciach Doroty, która głaskała jej lokowane włosy. 

— Spokojnie, na pewno coś wymyślimy. — Zalewska spojrzała z błagającym wzrokiem na Zuzię. 

Obiektywny głos przybocznej, miał wreszcie czas na swoje wypowiedzenie się. 

— Mogłaś powiedzieć o tym wcześniej, nie musiałaś robić nic na siłę. — Przemówiła rzeczowym głosem, w którym nie dało się wyłapać chłodu. — Pomogę ci w zbiórkach i znajdziemy dziewczynę w zastępie, która nadaje się na przejęcie po tobie brązowego sznura. Czy w takim układzie, dasz radę zostać do obozu? 

Niespełna pięć miesięcy. 

Dla satysfakcjonującej pracy w zastępie, zmotywowanej dziewczyny, pięć miesięcy było równorzędne z kilkoma tygodniami. Zawsze kiedy robi się coś co się kocha i uwielbia, czas leci nieprzewidywalnie szybko. 

Jednak dla niechcącej już tego robić Nadii, pięć miesięcy było sporym okresem czasowym. Każdy dzień. Każdy tydzień przysparzał jej wiele niepozytywnej energii. Robienie czegoś z przymusu, jest najgorszą rzeczą jaką świat może ofiarować młodym ludziom. A przecież harcerstwo jest organizacją dobrowolną. Nikt nie powinien nikogo trzymać w drużynie na siłę. Nie o to chodziło w tej braterskiej idei. 

— Jak mi pomożesz? Przecież sama masz szkołę. — Wskazała nieznacznym ruchem głowy na leżący przed Zuzą zbiór zadań od chemii. 

Zuza opuściła wzrok i położyła książki na podłogę. W tamtym momencie nie pomagały, a wręcz utrudniały sytuację. 

Zagarnęła włosy za uszy, tak że jej twarz zrobiła się jeszcze bardziej owalna, a po jej bokach można było dostrzec drobne blizny po gimnazjalnym trądziku. Jednak kto mając osiemnaście lat, martwi się trądzikiem? Wszyscy, oprócz Lewandowskiej. 

— Damy radę. — Puściła jej oko, chociaż nie było ono tak pocieszające jak gesty Doroty. — Będziemy się wymieniać. Zajmiemy się tym obie. Tak, że to nie wpłynie jakoś bardzo mocno na moje obowiązki, a ciebie na pewno wesprze. 

Nie widziała innego wyjścia. Rozwiązywanie zastępu nie wchodziło w grę, było wręcz bezsensownym pomysłem. Skoro na obozie miałby kto przejąć problematyczny brązowy sznur, to po co miałyby się poddać? Tylko dlatego, że pojawił się jakiś problem? 

To nie było w stylu kadry ,,Róży Wiatrów". 

— I do obozu? Później będę już mogła oddać? 

Zuza spojrzała niepewnie na Dorotę. W końcu to ona rządziła, a tak bynajmniej pisało w papierach. To ona była od racjonalnego myślenia i realizacji planów. 

Zalewska przymrużyła potwierdzająco oczy. Nie musiała nic więcej mówić. Znały się od lat, jedna mała oznaka zgody była od razu wychwytywana przez czekającą na nią dziewczynę. 

— Oddasz jakiejś cudownej jak ty następczyni, pączusiu. — Dorota ponownie ją przytuliła, masując jednocześnie plecy. 

Nadia uśmiechnęła się po czym od razu się wykrzywiła w geście grymasu. 

— Nie lubię pączków. — Pokręciła głową. 

Zuza zachichotała. 

Można było myśleć, że się dorasta. Jednak nasze wewnętrzne dziecko, zawsze się kiedyś odezwie. 

— Czekoladko. — Poprawiła się Dorota, przewracając komicznie oczami. — Czekoladki lubi każdy. Nawet nie uwierzę w inną opcję. 

Pierwsza wizyta w Poradni Harcerskiej była chyba najtrudniejszą. Później miało pójść już tylko i wyłącznie lepiej. 





***
Mit o bezproblemowym harcerstwie obalony, poniedzialek moze wreszcie stać się lepszy!


Kubek ironiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz