Każdy z nas miał w swoim życiu etap, w którym wszystko lubił robić własnoręcznie. Sam przyszywał sobie guziki, choć mama zawsze musiała poprawić tę niestaranną pracę. Sam chciał upiec ciasto, chociaż za pierwszym razem cukier zawsze myli się z solą. Sam chciał zaimponować mamie i umyć okna, jednak smugi które zostały na mokrych szykach prędzej dawały mamie żal niż eufirę. Sam uprasował koszulkę, która nadawała się jedynie do ścierania kurzy.
Później następował czas, w którym po wypróbowaniu normalnych, domowych czynności, odpuszczaliśmy. Woleliśmy przyglądać się z oddali, jak odpowiednio zacząć przygotowania do ugotowania rosołu. Próbowaliśmy zapamiętać triki na szybkie nawleczenie nitki na igłę, oraz metody normalnego prasowania.
Preferowaliśmy podglądanie mistrzów, niż zapytanie o radę. Nikt z nas nie chciał wyjść na słabszych, albo nic nie potrafiących. Udawanie wychodziło nam znakomicie.Następnie, nawet nie wiedząc kiedy dokładnie, zaczeliśmy wykonywać wszystkie obowiązki, które wcześniej przysważały nam ciarek. Byliśmy w szoku, widząc że guzik trzyma się pomimo prób wyrywania. Ciasto w smaku było porównywalne do tego, które robiła mama. Okna lśniły swoim blaskie, a ty sam odbijałeś się w czystym lustrze, ciesząc się ze swojego odbicia. Wyprasowana koszula prezentowała się niczym zdjęta ze sklepowej wystawy.
I wtedy zaczęliśmy tęsknić, za zwykłą zabawą tym wszystkim. Obowiązki, na które patrzyliśmy w ukryciu, nie były już żadną tajemnicą. Dlatego, lubimy wykonywać nowe czynności. Chcemy pokazać, że nasza obowiązkowa wiedza, może się przydać do wielu rzeczy.
Jednym z takich pomysłów, była idea wymyślona przez Dorotę, kiedy to spotkały się w domu u Zuzy, składając sobie życzenia świąteczne. Była to tak prosta czynność, że aż przyjemna dla oczu i uszu. Lewandowska poparła jej wizję bez zastanowienia.
I właśnie dlatego, dziewczyny siedziały na swoich karimatach, w dłoniach trzymając filcowe materiały, które próbowały przyozdabiać, a te które robiły to dosyć szybko, już je zszywały.
Tak właśnie miały powstać maskotki zastępów.
— Chcesz mi powiedzieć, że to róże? — Zuza dotknęła materiału, który wyglądał na zbitki wszystkiego co zostało na środku pokoju.
Dorota przewróciła znudzona oczami, nie poddając się z realizacją swojej wizji, filcowych róż, które dzięki dużej ilości waty, przypominały pluszaka.
— Tak mniej więcej nazywa się ta drużyna, sopelku.
Sprawa została postawiona jasno. Choćby róże Doroty miały wyjść najgorzej na świecie, miały zająć równe miejsce na półce w harcówce wraz z misiem, którego kapelusz przypominał szczyt gór — była to maskotka ,,Halnych Kolców". Tuż obok miała znajdować się księżniczka z koroną oplecioną płatkami kwiatów, ewidentnie był to pomysł Martyny, zastępowej ,,Monsunowych Płatków". Proste zadanie należało do Auerli, która stworzyła nachudszą, oraz najwyższą dziewczynę, która w dłoni trzymała coś podłóżnego. Okazało się, że była to łodyga, w końcu miała to być maskotka ,,Górskich Łodyg".
Zuza siedziała pod ścianą, wybierając kolejną minutę odpowiednie zbitki filcu.
— Czy naprawdę nasz ZZ musi się nazywać ,,Bryza Kwiatowa"? Jak ja mam do tego zrobić maskotkę? — Obruszyła się, patrząc z niedowierzaniem na pracujące dziewczyny. — Halo, może tak szybciutko zmienimy tę nazwę na jakieś ,,Słoneczniki" albo ,,Trawę"? Obudzę was jutro pięć minut później!
— Tylko pięć minut? — Podjęła temat Basia, trzymajac w ręku igłę z nitką.
Zuza położyła się na panelach, klaszcząc w dłonie.
CZYTASZ
Kubek ironii
RandomCzy zbyt duża ilość sarkazmu pośród śniegu Bieszczad, może pojednać ludzi? A może stanie się mieszanką wybuchową, przez którą góry stracą swój urok na kolejne dwa tygodnie? Jeśli jesteś gotowy na harcerskie kłótnie, bezsenne noce i oblodzone szczy...